Fenomenikot (w dwóch odsłonach)

2010-10-04 13:41

 

Na początek przytoczę, co napisałem o Palikocie Januszu w dniu 26 lipca tego roku, w tekście poświęconym Donaldowi (patrz: Palikotna grundryza Tuskenkampf-u)

 

Oto cytat:

 

Janusz Palikot jest filozofem. Po dobrej szkole KUL i UW, magistrował się „na Immanuelu Kancie”, jednym z trudniejszych filozofów (patrz: Kantowska teoria umysłu). W odróżnieniu od – na przykład – G. Klickiego, sądzę, że ma mózgoczaszkę całkiem nieźle przystosowaną do myślenia, w stopniu większym niż przeciętnie w Polsce. 

 

Janusz Palikot jest/był biznesmenem obracającym – z powodzeniem – dużymi kwotami , co oznacza, że umie „chodzić po ziemi” i wie, skąd się biorą pieniądze, a o ekonomii może opowiadać jako ktoś, kto jej doświadcza z różnorodnych pozycji. 

 

Janusz Palikot jest parlamentarzystą, czyli tym rodzajem polityka, który porusza się pośród meandrów i wirów codziennego tygla: zauważmy, że nie funkcjonuje w obszarze tzw. władzy wykonawczej. 

 

Janusz Palikot jest autorem: swoje doświadczenia i refleksje publikuje we wszelkich wyobrażalnych formach: książki (w tym autobiografia), wywiady-rzeki, blog internetowy, performance, starcia medialne. 

 

Jako mężczyzna Janusz Palikot jest dość typowym człowiekiem „po przejściach”, który byłby naiwny, gdyby był pewien do końca uczuć swoich żon i dzieci. 

 

Janusz Palikot jest – jak połowa polskiej ludności – nieodrodnym synem PRL-u i Transformacji, czyli dwóch najbardziej traumatycznych formacji ustrojowych. 

 

To wszystko Janusz Palikot jest w stanie intelektualnie ogarnąć jako ktoś, kto zajmował się już jako student problemami apercepcji kantowskiej, a jako pracownik PAN zajmował się – szerzej - Filozofią umysłu i kognitywistyką. 

 

Dodam, że – mając stosunkowo duży wybór – na razie nie rozmyślam o tym, by dołączyć Janusza Palikota do grona swoich znajomych (wiem, wiem, żaba podstawia nogę), ale na bezludnej wyspie nie rysowałbym kijem na piasku nieprzekraczalnych granic pomiędzy nim a mną.

 

Koniec cytatu.

 

A teraz już będzie z głowy, z mojej czaszki skołatanej imprezą niedzielną, wczorajszą. Ledwo nadążam czytać, słuchać i oglądać komentarze. W żadnym nie znajduję tego, co dla mnie jest oczywiste: Palikot Janusz – jako jedyny rozpoznawalny polityk – należy do tych, którzy zamiast spokojnie konsumować swój niemały dorobek w różnych dziedzinach, poddaje się jakiemuś wewnętrznemu imperatywowi, chce coś zrobić naprawdę, a nie tylko zagrać politycznie.

 

Ktokolwiek myśli, że znany jest powszechnie jego (Palikota) pakiet poglądów politycznych i światopogląd – niech na chwilę jeszcze zbastuje. Bo na pewno się myli.

 

Palikot nie ogłosił jeszcze, co myśli o rozmaitych sprawach. Równie dobrze możemy go wziąć za liberała, co za Lenina-bis. Ale wcale nie oznacza to, że jest on kimś w rodzaju technokraty czy socjaldemokraty (oba te nurty leżą na pograniczu między liberalizmem i socjalizmem). I to nie jest kunktatorstwo, bo wydaje mi się, że Janusz P. właśnie „zawiesił głos” w poszukiwaniu właściwych słów.

 

 

*             *             *

ODSŁONA PIERWSZA (krótka)

 

Palikotowi przeszkadzają w Polsce wyłącznie dwie sprawy:

 

1.       Po wyeliminowaniu LPR i Samoobrony oraz zmarginalizowaniu PSL polską nawę konserwatywną okupuje PiS, „teatr jednego aktora plus krowięta”, któremu Palikot zdecydowanie nie dowierza, wolałby na tym miejscu widzieć inną trupę aktorską (to samo zresztą myśli w tej sprawie inny Janusz P., ten z PSL);

2.       Polskie państwo, zarządzane do przesady ekstensywnie przez PO, jest bliskie ruchnięcia, od czego będzie tylko dużo kurzu i trochę aferalnego smrodu (wtóruje mu niespodziewanie Kalisz, opowiadając, że w Sejmie „tworzymy kiepskie prawo”) – dlatego używa Palikot zdań o ciotkach i podobnych stworach w PO;

 

To nie są sprawy błahe. Palikot je celnie namierzył.

 

Chyba się nie mylę przeczuwając, że Palikot wie więcej ode mnie o tym, jak fatalny dla Polski jest zbieg tych dwóch okoliczności. I tak bardzo go to uwiera, że gotów jest podjąć ryzykowne pod każdym względem przedsięwzięcie, na własny rachunek finansowy, polityczny, wizerunkowy.

 

Merytorycznie idzie Palikot tropem Urbana czy Leppera: obaj w swoim czasie, na swój sposób, podjęli wojenkę przeciw zakłamaniu i nieprawdziwości w polskiej polityce i w polskim Państwie, zaryzykowali niekończące się procesy sądowe i opluwanie, markę „publicznego smroda i dziwoląga”, bezustanne podchody wymierzone w wyeliminowanie ich z „obiegu”.

 

Technicznie idzie Palikot tropem Obamy, który uruchomił internetowe pospolite ruszenie i ograł rutyniarzy, wjeżdżając do Białego Domu.

 

ODSŁONA DRUGA (dłuższa)

 

Napisałem niedawno notkę, której nie opublikowałem z obawy, że zostanę niezrozumiany. Ale kiedy biznesmen od spirytualiów, dziecko lubelskiej prowincji, filozof, przyjaciel liberałów, wydawca Ozonu, sejmowy pajac, kiedy taki ktoś stawia politycznie w Sali Kongresowej najważniejsze pytania – wstawiam tę notkę tutaj. Jej tytuł: LEWICA ŁAKNIE KOŚCIOŁA.

 

POCZĄTEK NOTKI

 

Na własny użytek wyróżniam trzy ODRĘBNE, oparte na całkiem innej konstrukcji paradygmatycznej, fenomeny ideowe: Konserwatyzm (z głównym nurtem – Personalizmem), Prawicowość (z głównym nurtem – Liberalizmem) oraz Lewicowość (z głównym nurtem – Socjalizmem). Tworzą one swoiste „kółko graniaste”, trzymając się za ręce, czyli „dotykając się odnogami”.

 

Lewica ma dwie odnogi.

 

Odnoga wyciągnięta ku Prawicy nazywa się Socjaldemokratyzm. Uznaje Rynek jako katalog wskaźników gospodarczych i w ogóle regulator gospodarczy. Uznaje (choć się do tego nie przyzna), że są „równi i równiejsi”. Uznaje, że Państwo powinno z cicha, niejako przeźroczyście, interweniować, aby przywracać Rynkowi rynkowość, kiedy ona się monopolizuje. Uznaje prawo do prywatnej przedsiębiorczości indywidualnej, na własny rachunek kosztem rachunku społecznego. Socjaldemokratyzm jest bliski Technokratyzmowi, lewicowemu „odchyleniu” Prawicy

 

Odnoga wyciągnięta ku Konserwatyzmowi nazywa się Komunizm. Złe doświadczenia nie pozwalają nam przełknąć tej nazwy bez emocji, ale spróbujmy. Komunizm powiada o wspólnotach samorządnych reprezentowanych przez Rady, o uspołecznionych podmiotach gospodarczych, a przynajmniej o pracowniczej kontroli nad tym, co upaństwowione. Komunizm powszechną równość zastępuje hierarchią ważności (kryterium: właściwa postawa ideowo-społeczna). Komunizm jest bliski Mesjanizmowi, lewicowemu „odchyleniu” Konserwatyzmu.

 

Socjaldemokratyzm organizuje się w tygiel, w którym wszyscy ze wszystkimi o wszystko rywalizują (tzw. swobodna konkurencja). Komunizm organizuje się pod skrzydłami Świadomej Awangardy, ustanawiającej zasadę jednomyślności (słynny leninowski pas transmisyjny). Komunizm definiuje więc swoisty ustrój kościelny odnoszący się do Najwyższej Racji, choć werbalnie jest antyreligijny.

 

 

*             *             *

 

Znane powszechnie w polskim życiu politycznym ugrupowania, nazywane postkomunistycznymi albo lewicowymi, jak od zarazy szybciutko otrzepały się z komunizmu, a dla udokumentowania swojej nowej pozycji przeprowadziły się szybciutko ku socjaldemokratyzmowi, nawet nie zatrzymując się przy głównym nurcie (Socjalizmie). Czyli z jednego „odchylenia” przeniosły się do drugiego, aż doszło do tego, że Kalisz i inni czołowi lewicowcy wprost mówią (i – dopytywani – powtarzają), że marksizm i  itp. nie jest już inspiracją teoretyczną, ideową polskiej lewicy.

 

No, to co jest?

 

Przeciętny widz-wyborca zastanawia się nad „poziomem lewicowości” Jarosława Kaczyńskiego (a on po prostu przejął roszczeniowe, oddolne, wspólnotowe, sprawiedliwościowe, równościowe hasła porzucone przez komunistów!). Ten sam wyborca-widz zastanawia się nad „lewą nogą” Donalda Tuska (a on po prostu odkraja od socjaldemokracji poszczególnych „lewicowców” i sobie ich zagospodarowuje!).

 

Projekt, który byłby złożony z trzech postulatów społeczno-ekonomicznych (A: praca własna podstawowym źródłem dochodu, B: proporcjonalność tego co otrzymuję ze społecznej puli do tego co do niej wkładam, C: ustawiczna odnawialność równych szans „pozycjonowania” społecznego i gospodarczego) – taki projekt nie ma szans, a jest on wszak esencją Socjalizmu. Za to projekty „przeciągające” z powrotem Lewicę ku Komunizmowi (emancypacje, jednomyślność, idole-mentorzy, „doły” kręcą „górą”) – wydają się dla Napieralskiego atrakcyjne, stąd ku nim wraca, na koniu antyklerykalnym.

 

Nie jestem z tych, którzy twierdzą, że rynek polityczny koniecznie musi mieć trzy równo-silne nogi. Ale jestem z tych, którzy mniej-więcej rozumieją, iż rzeczywiste preferencje społeczne i polityczne właśnie po równo są rozpostarte na trzy pakiety ideowe, oczywiście formułują je „po naszemu”, nienaukowo.

 

I kiedy dowierzają jakimś politykom, bo ich wiecowe i medialne wynurzenia kojarzą ze swoją oceną rzeczywistości – na koniec czują się oszukani, bo to była gadka-szmatka.

 

Jestem z tych, którzy nie lubią politycznego oszustwa, podpuchy, łowców głosów wyborczych. Jestem za ordynacją sołtysowską, co powtarzam do znudzenia, bo tylko w takiej ordynacji wyborca może odnaleźć swoją podmiotową kontrolę nad funkcjonowaniem państwa i polityków.

 

Napieralski zatem, nie rozumiejąc, że najwięcej jego wyborców ma skłonności socjalistyczne (patrz: powyżej trzy postulaty ABC), poddaje się histerycznej fali „nowego komunizmu”, okraszonego antyklerykalizmem. Chwilowo to mu służy. Ale kościół z tego nie wyjdzie, zwłaszcza z nim jako prorokiem.

 

To zresztą jego sprawa. Ja tylko pokazuję, jak to Lewica nie ma zdania i rozeznania nawet na temat siebie samej.

 

KONIEC NOTKI

 

Palikot – wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi, jako powiatowo-parafialne dziecko PRL – jest konserwatystą, ale takim „komunistycznego” chowu, antyreligijnym. Jako dobry uczeń Kanta nie ma nic przeciwko wierze, ale ma nieco przeciw religii (opium), a najwięcej ma przeciw tym, których opisał jako „brzuchatych” celebrytów rozmaitych uroczystości państwowych.

 

Zobaczmy, kto siedział w Kongresowej na sali, kto też zasiadał w fotelach na podium!

 

Jeśli się w tym nie mylę – to mam dla niego tzw. dobrą radę. Gdyby umiał Janusz Palikot ubrać swój światopogląd w słowa, które dotarłyby do ofiar niesprawnego Państwa, do ofiar Transformacji balcerowiczowskiej, do drobnego mikro-biznesu odbijającego się od monopoli i „układów”, do młodzieży nie umiejącej znaleźć swoich szans na normalne życie w kraju – to wtedy Napieralski będzie mógł co najwyżej marzyć, by go Palikot przygarnął z dobrodziejstwem inwentarza.

 

I musiałby zdążyć JP przed tym, zanim JK wyprowadzi sfrustrowany lud na ulice (patrz: Stan ponad stany).

 

---

Nie wiem, czego życzę Palikotowi.

 

Sobie życzę, bym umiał go rozgryźć.

 

Kontakty

Publications

Fenomenikot (w dwóch odsłonach)

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz