Gdzie się zaczyna totalitaryzm

2012-11-04 23:03

 

Potrafimy bez dłuższego zastanowienia wskazać kilka totalitaryzmów, najczęściej uosabianych z nazwiskami: Czyngis-Chan, Stalin(izm), Hitler(yzm), Pol-Pot, rodzina Kim, ale też Inkwizycja, maccartyzm, faszyzm-Mussolini(zm). Twórcą tego określenia (państwo totalne) jest Włoch Giovanni Gentile, filozof neoidealizmu włoskiego, twórca idealizmu aktualnego, minister u Mussoliniego, autor konceptu l'uomo fascista. Idealizm aktualny stanowił filozoficzną podbudowę faszyzmu.

Poprzez wielkie skróty pojęciowe wyobrażamy sobie totalitaryzm jako rządy silnej ręki (dyktatora i jego „wyznawców”, w tym janczarów i hunwejbinów), przenikające do każdej dziedziny życia społecznego, publicznego, a potem ingerującego w życie wspólnot i jednostek wedle nad-prawa autoryzowanego przez dyktatora.

Chciałbym po trosze wyprostować to myślenie, z gruntu fałszywe. Zacznę od kilku „idiotycznych” przykładów.

 

PRZYKŁAD 1

Kupuję bilet w kasie kolejowej. Pani mówi, że nie ma wydać reszty. Nadjeżdża pociąg, rezygnuję z czekania, wskakuje do pociągu. Zanim skierowałem się ku przodowi pociągu, dopada mnie „kanar” i łupie mi karę. Łupie też, jeśli kupię bilet miesięczny, a nie zdążę napisać na nim swoich danych. Łupie też 10-letniego ucznia z tornistrem, który nie ma pieczątki przedłużającej legitymację.

O co tu chodzi? O brak tolerancji ze strony PKP i jej funkcjonariuszy, nawet w oczywistych sytuacjach stosują oni prawo i „mają rację”, bo przepis jest przepisem. Kiedy jednak spróbuję pociągnąć do odpowiedzialności kasjerkę, która nie miała wydać reszty – wtedy każdy „puknie się w czoło”: to nie jej wina, brak drobnicy zdarza się w każdej kasie.

Ostatecznie: ja mam ponosić koszty nietolerancji kolejarzy, ale też ponoszę koszty mojej tolerancji dla kolejarzy. MUSZĘ (bo będę uchodził za pieniacza) tolerować drobne naruszenia moich oczywistych praw, takie jak permanentne 20-minutowe spóźnienia na 40-minutowej trasie, odebranie mi prawa dotarcia do kierownika pociągu w celu zakupu biletu, brak papieru w toalecie, brak oświetlenia wagonów i ich ogrzewania, brud i awaryjność, praktyki „współpasażerów” polegające na okupowaniu „końcówek” wagonów w celu picia, palenia i bluzgania.

 

PRZYKŁAD 2

Mało uczęszczana, przeurocza uliczka w małym mieście. Przy niej skład materiałów budowlanych. Średnio co drugi dzień na tej ulicy parkuje wielka ciężarówa, wyjeżdżają do niej jakieś traktory z łyżkami, przeładowują towar na mniejsze wózki albo wprost wwożą na łyżkach towar z ciężarówy na teren składu. W praktyce: hurtownik permanentnie używa drogi publicznej jako placu przeładunkowego.

Sąsiedzi mają tego dość. Interwencje na Policji nie pomagają jednak, z jakichś nieznanych bliżej powodów. Wyjściem jest wdanie się w jakieś spory, z użyciem „wymiaru sprawiedliwości”.

 

PRZYKŁAD 3

Jeden z sąsiadów w blokowisku, mimo uwag współmieszkańców, średnio raz w miesiącu dwa dni przeznacza na jakieś prace domowe: zapewne jego pasją jest wieczna przebudowa, zmiana aranżacji mieszkania. W tym celu wzywa ekipę, ta rozkłada swoje sprawy na kilku pół-piętrach i robi z nich warsztat. Wiercenie, piłowanie, stukanie, piski, rozmowy jak na budowie (głośne i bluzgów pełne). Podkreślmy: średnio raz w miesiącu.

Wzywana Policja nie uważa, że dzieje się tu coś złego. Kto czuje się pokrzywdzony, niech najlepiej nagra tę sprawę elektronicznie i złoży oficjalne zawiadomienie.

 

*             *             *

Każdy z nas zna takich przykładów dziesiątki. Mieszczą się one w specjalnej kategorii „tolerancji na uchybienia”, która to tolerancja w każdym środowisku, w każdej kulturze jest inna, ale zawsze opiera się na swoistej „symetrii, wzajemności”: ja toleruję drobne naruszenia wobec mnie, władza toleruje moje drobne naruszenia.

Totalitaryzm zaczyna się tam, gdzie ową symetrię narusza „władza”: obywatele MUSZĄ tolerować (zwyczajowo) drobne naruszenia w wykonaniu Władzy albo przez te Władzę tolerowane, zaś owa Władza nie chce w podobny sposób, symetrycznie, tolerować drobiazgów obywatelskich.

Godzimy się na taką asymetrię raz, dla świętego spokoju. Drugi raz, bo szkoda nam zaangażowania. Trzeci raz, bo bliscy „pukają się w głowę” i pytają, czy nie mam poważniejszych problemów, za czwartym razem Policja nas pyta, dlaczego wcześniej nam to nie przeszkadzało…

Mam osobiste doświadczenia: rok temu przeżyłem wtargnięcie na balkon (1 Piętro) kogoś, kto potem okazał się strażakiem, gaszącym dymiącą doniczkę. Skutek drobnej scysji jest taki, że dziś mam prawomocny wyrok na moją szkodę w sprawie, w której nie wskazano mi czynu karalnego, który miałbym popełnić. W myśl powyższego konceptu symetrii-wzajemności wzywana na miejsce scysji Policja powinna wzywającemu ją strażakowi powiedzieć: daj spokój, zaskoczyłeś człowieka, nie będziemy w sprawie ugaszonej doniczki się fatygować. Ale stało się inaczej, kiedy zaś wytknąłem strażakom i policji ewidentne błędy formalno-proceduralne – ukaranie mojej bezczelności stało się ich „punktem honoru”. I punktem honoru Sądu, który w tej sprawie kompromituje się (powtarzam: w aktach nie ma czynu karalnego, za który zostałem skazany), tyle tylko, że ma w sprawie wszystkie nitki w swoim ręku.

 

*             *             *

Kiedy burmistrzem miasta Nowy Jork, położonego niedaleko stolicy „najbardziej demokratycznego państwa świata”, został Rudolph William Louis "Rudy" Giuliani III, prawnik z karierą prokuratorską i doświadczeniem w Departamencie Sprawiedliwości, rozpoczął kampanię zero tolerancji, skierowaną przeciwko osobom popełniającym drobne wykroczenia – gapowiczom, malującym graffiti i drobnym handlarzom usiłującym prowadzić sprzedaż w wagonach metra. Podstawą kampanii R. Giulianiego było przeświadczenie, że nawet niewielkie sprawy mogą doprowadzić do poważnych przestępstw. Skądinąd wiadomo, że tej zasady nie stosowano wobec podlegających Giulianiemu policjantów, strażników, funkcjonariuszy firm komunalnych. Prawo Giulianiego działało w jedną stronę, nie istniała tam więc zasada „symetrii, wzajemności”.

Jak powiadał Giuliani, szacunek do prawa wpajał mu ojciec (tak zeznał przed FBI). Od 2006 roku wiadomo (Wayne Barrett, "Wielka iluzja: niedopowiedziana historia Rudy'ego Giulianiego i 11 września"), że Harold, tatuś Rudolfa, łamał bejsbolówką kolana opornym dłużnikom i ogólnie funkcjonował w jakimś amerykańskim „pruszkowie”, a nawet wczasował w Sing-Sing.

"Zero tolerancji" to strategia kryminalizowania problemów społecznych, radzenia sobie z biedą i buntami w gettach zamieszkanych przez Afroamerykanów. Odebrano władzę lewej, pomocnej ręce państwa i dano ją ręce prawej - karzącej. "Zero tolerancji" pozwala sprowadzić kwestie bezpieczeństwa do przestępczości, a tym samym ukryć degradację, jaką przyniosła rewolucja neoliberalna – powiada Loic Wacquant, profesor socjologii, uczeń i współpracownik Pierre'a Bourdieu (twórcy teorii przemocy symbolicznej), wykładowca na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, w wywiadzie dla Artura Domosławskiego (Zero tolerancji dla ubogich, GW, 18 listopada 2006).

Podstawiając swoją żabią nóżkę do podkucia, przypomnę się ze swoją koncepcją Mega-Neo-Totalitaryzmu i twierdzę, że w Polsce ma się on coraz lepiej. Jednym z jego wyznaczników jest owa „asymetria wzajemnej tolerancji” miedzy Władzą a Obywatelem.