Głosuj na MNIEJ
Ja się na polityce – wiadomo – nie znam. Spotykam średnio 2-ch polityków dziennie, a to nijak nie upoważnia mnie do opowiadania, że rozumiem ten obszar znakomicie, tym bardziej nie oznacza, że się w nim dobrze czuję.
Marzy mi się świat, w którym polityki będzie śladowo. Bo politykę rozumiem jako grę wszystkich ze wszystkimi o wszystko, aktorów zaś tej gry obserwuję z zainteresowaniem takim samym, z jakim obserwuje się dowolne igrzyska: najważniejsza jest publika.
Dlaczego kamery i sprawozdawcy nie ukazują nam igrzysk w taki sposób, by omijać w przekazie samą arenę i graczy, a ukazać publikę?
Najlepsi politycy to tacy, którzy potrafią się powstrzymać od urzeczenia wydarzeniami na arenie, a całą uwagę skupiają na publice. Ta zaś – pochłonięta igrzyskami, przedstawieniem, teatrem – sama siebie nie widzi, co jest jej największym nieszczęściem. Nie widzi też polityków, tych prawdziwych, obserwujących publikę uważnie.
I cóż taki polityk robi?
- Przede wszystkim pozycjonuje się. Żeby wyglądało, że to on jest najważniejszy w tych igrzyskach, choć one go w ogóle nie interesują;
- Korzystając z nieuwagi publiki zajętej igrzyskami – zagląda jej do kieszeni, skrytek, zakamarków, życia domowego i towarzyskiego;
- Kiedy ktoś z publiki zauważa wreszcie, że zginął portfel, albo że ktoś „podgląda” – polityk staje na czele tych, którzy uruchamiają akcję „łapaj złodzieja”;
- W takich akcjach polityk rzeczywiście przenosi uwagę publiki z rozmaitych aren na siebie samego – ale już jest tym „najciekawszym”, ratującym nasze portfele i intymność;
- I powiada: trzeba się zrzucić na to i na tamto, aby nigdy więcej nie zaglądał nam do kieszeni, i żeby nas nie podglądał (choć sam wyrósł na jednym i drugim);
- I powiada: kto się nie zrzuci – ten popiera kieszonkowców i podglądaczy. Nie dopowiada, że sam jest kieszonkowcem i podglądaczem;
- Kiedy jednak publika zauważa jego kieszonkowstwo i podglądactwo – wtedy wykręca on „oko kamery” z powrotem na jakieś arenowe igrzyska, sam je zresztą organizuje;
- I kiedy znów ludzie zajęci są tym co się dzieje na arenie, czyli w świecie nierzeczywistym – on powraca do swojej roboty, czyli kieszonkowstwa i podglądactwa;
- A następnie powraca do pozycjonowania, żeby go było widać na tle graczy i areny, jak woła „łapaj złodzieja”;
- I tak w kółko;
Tu trzeba zauważyć jedną ważną cechę polityków: otóż niektórzy z nich są narcyzami. Może zresztą wszyscy...
Czy ty, Czytelniku, jesteś w stanie wyobrazić sobie, jakich akrobacji wymaga od polityka-narcyza powstrzymanie się od obserwowania ekranu, który ukazuje niby igrzyska, a w rzeczywistości ukazuje jego samego na pierwszym planie? On przecież musi udawać, że łapie kieszonkowców i podglądaczy, że jego sława i pozycja zupełnie są mu obojętne, bo on (w rzeczywistości kieszonkowiec i podglądacz) – szczerze i z oddaniem walczy z kieszonkowcami i podglądaczami…!?!
Warto zatem – szanowna publiko – kiedy już dochodzi do głosowań, odrzucać każde rozwiązanie, które nas pozbawia „grosza” i prywatności. Wybierajmy:
- Mniej programów, na które będziemy się zrzucać, a z których –wedle polityków – skorzystają nasze dzieci i wnuki. Takie programy sami potrafimy zrealizować bez kieszonkowców i podglądaczy;
- Mniej „obowiązków wobec ojczyzny”, na których najprawdopodobniej skorzysta nie ojczyzna, tylko ci, którzy nam te obowiązki wmawiają, a czasem siłą nas w nie wpasowują;
- Mniej „dyscypliny i posłuszeństwa oraz pokory”, za którymi kryją się w rzeczywistości przymusy i przemoce wszelakie, mające postać urzędowego nakazu i równie urzędowego kieszonkowstwa na przemian z podglądactwem;
- Mniej wiary w polityków, którzy zajęci są kieszonkowstwem i podglądactwem, chyba że akurat uruchamiają alert w stylu „łapaj złodzieja”;
- Mniej igrzysk i aren, w których aktorami są sami politycy, a one same są niemal masowo „produkowane” po to, by odwrócić uwagę publiki od kieszonkowców i podglądaczy;
- Mniej polityków;
Bo to, co oferują nam politycy – w znakomitej większości jest nam do niczego nieprzydatne, a zajmuje czas i kosztuje. Zresztą potrafimy przecież sami przedsięwziąć pożyteczne sprawy wspólne, podzielić zadania, rozliczyć się z wykonania i Cieszyc się efektem, nad którym panujemy bez pomocy fachowych kieszonkowców i podglądaczy.
Co w zamian? Przecież czymś chcemy się – u diaska – zająć, jeśli już te igrzyska są podejrzane i nas ogłupiają…?
Więcej dobrosąsiedztwa we współpracy, więcej wzajemnictwa, więcej samorządności, więcej samopomocy, więcej zbiórek i składek „oddolnych”, więcej uwagi poświęćmy sobie samym, jedni drugim.
Wtedy będzie lepiej.