Gospodarstwo domowe a związki partnerskie

2013-01-27 13:25

 

 

 

Żenująca jest ta cała zabawa, w której jedni chcą przemycić do systemu prawnego nieakceptowalną interpretację RODZINY jako dowolnego związku dwóch lub więcej pełnoletnich (!?!) osób, inni zaś próbują do świeckiego z założenia systemu prawnego przemycić biblijny koncept Człowieka i Rodziny, którego zresztą nie chcą pojąć „od-źródłowo”, a opierają się na współczesnej kanonicznej papce.

Zacznijmy od Pisma Świętego. Nie znam kościoła chrześcijańskiego, który by w pełni podporządkował się jednemu z pierwszych biblijnych zapisów, z Księgi Rodzaju, w opisie stworzenia świata: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”. Może ja nie jestem geniusz, ale dla mnie z tego wszystkiego wynika jasno: CZŁOWIEK – to KOBIETA I MĘŻCZYZNA, a nie Mężczyzna lub Kobieta. Nota bene: z tego jednego choćby zdania wynika też bardzo konkretna wizja Boga (skoro człowieka, kobietę i mężczyznę, stworzył na podobieństwo swoje).

Czytam zatem ów wers w taki sposób, że w sensie biblijnym Człowiek jest w pełni człowieczeństwa dopiero w parze heteroseksualnej, kiedy „składa się” z Kobiety i Mężczyzny. Współżyjący ze sobą w każdym aspekcie tego słowa On i Ona nie stanowią jeszcze Rodziny (tą będą po sukcesie prokreacji), ale są już pełnią Człowieka. Do tego Bóg nie wyznaczył, kto w związku Onego z Oną jest „panem kierownikiem”, choć jasno sugeruje naturalny (przyrodniczy) podział ról, a wraz z tym podziałem - również „społeczny podział pracy”.

Dodajmy tylko, dla nauki kreacjonistom, że kilka wierszy dalej mamy wiersz „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą” – co jest niemal dosłownym opisem Ewolucji, jeśli trzeźwo „rozłożyć na czynniki pierwsze” każde z użytych słów. I to w tej części Pisma zamieszczono – pozornie inny – opis stworzenia Kobiety jako owocu przeistoczenia Adamowego żebra. W rzeczywistości podkreślono tu, że On i Ona stanowią jedność, również cielesną. I na koniec potwierdzenie zbieżności rozdziału 2 z rozdziałem 1 Księgi Rodzaju: „mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”, co oznaczać może tylko jedno: powstałeś jako owoc Człowieka (pary heteroseksualnej), ale kiedy opuszczasz tę parę – twórz niezwłocznie nową parę, bo w pojedynkę – to żaden z ciebie Człowiek, co najwyżej Mężczyzna.

Biblię pisali mężczyźni, żyjący w określonej kulturze uprzywilejowania mężczyzn. Człowiek – w założeniu biblijnym – jest niedoskonały. Nawet jeśli objawienie, pod wpływem którego pisali, tchnęło boską doskonałością – to niedoskonali Autorzy MUSIELI na tej podstawie stworzyć dzieło niedoskonałe, co nie oznacza kłamliwe, nieprawdziwe. Na pewno tą niedoskonałością było od-kulturowe uprzywilejowanie mężczyzny, które „mataczyło” pierwotny opis Człowieka. Nie przeczyło mu, tylko „mataczyło”.

A teraz wstąpmy do „izby świeckiej”, bo taką jest miejsce, gdzie królują Państwo i Prawo. W tej izbie Mężczyzna i Kobieta są odrębnymi bytami biologicznymi (płeć), społecznymi (psycho-mental), państwowymi (obywatelstwo). Płeć została dość precyzyjnie zdefiniowana w przepisach (stąd legalistyczne problemy z osobami, u których występują inne niż „typowe” relacje płciowe między fizycznością i psychiką, albo które mają fizyczne i-lub psychiczne cechy obu płci). Stosunkowo niedawno  (od mniej-więcej 200 lat) poszczególne systemy prawne rozpoczęły też proces równouprawniania płci wobec prawa (równouprawnienie kulturowe nie występuje – jak dotąd – nigdzie w postaci powszechnie zadowalającej Kobiety).

Dodajmy, że społeczne i polityczne upośledzenie Kobiet – to dzieło Mężczyzn zarządzających Kościołami. To na nich ciąży wielowiekowe poniżanie Kobiet, przenoszone jako „norma” poprzez Kulturę na Świadomość Zbiorową, na Prawo, na wszelkie przejawy życia publicznego.

Świeckie (naznaczone dogmatyczną doczesnością) odłączenie Kobiety od Mężczyzny (i uprzywilejowanie tego drugiego, poza enklawami matriarchalnymi), mające swoje źródło w odrębności fizyczno-cielesnej, zwróciło uwagę Państwa i Prawa na pojęcie Rodziny. Pojawił się obszar pojęciowy Człowiek-Rodzina-Dom, w którym Państwo i Prawo dokonywało i wciąż dokonuje regulacji, „kastrujących” te pojęcia z całej humanistycznej głębi. W ten sposób wykrystalizowało się pojęcie Gospodarstwa Domowego: zrazu na gruncie „suchej” Ekonomii, a potem w innych dziedzinach, przy czym do dziś pojęcie to nie znalazło satysfakcjonującej konotacji prawnej (np. w polskiej Konstytucji mówi się o Rodzinie, a w systemie podatkowym znajduje się rozwiązania dla Gospodarstwa Domowego).

 

*             *             *

Spór, który tyle teraz wywołuje emocji – jest sporem o Gospodarstwo Domowe. Szkodzi temu sporowi – i go podsyca – brak jasności formalno-prawnej co do istoty Gospodarstwa Domowego.

Mamy zatem kilka „rozdwojeń pojęciowych”, które są rozgrywane politycznie w obserwowanym przez nas sporze:

1.       Człowiek biblijny (dwupłciowy) a człowiek świecki (jednopłciowy, z uwzględnieniem „nietypowości”);

2.       Rodzina biblijna (związek dwupłciowy nastawiony na prokreację) a rodzina świecka (prowadząca Gospodarstwo Domowe);

3.       Dom jako siedlisko i ostoja Człowieka i/lub Rodziny a Dom jako siedziba Gospodarstwa Domowego;

Moje stanowisko w tej sprawie, oparte na powyższych rozważaniach, jest następujące: ktokolwiek zechce prowadzić wspólne Gospodarstwo Domowe (dwie lub więcej osób) – ma do tego bezwzględne prawo, a od Państwa zależą ewentualne rozwiązania polityczne w tej sprawie (np. ulgi, obciążenia, wspólne rozliczenia). Ktokolwiek zakłada Rodzinę (pogłębiony uczuciowo związek dwóch lub więcej osób) – ma do tego prawo, a do Państwa należy stawianie w tej sprawie ograniczeń i stymulowanie preferencji, najlepiej zgodnie z tym, co jest najbardziej akceptowalne społecznie, wszystko to jednak z prawnie zagwarantowaną tolerancją dla nietypowości (wiem, że „tolerancja” to coś innego niż „akceptacja”). Ktokolwiek zechce wspólnie z innymi lub w pojedynkę kreować Dom – powinien mieć prawo roszczenia od Państwa (Społeczeństwa) godziwych warunków dla realizacji swoich zamierzeń (prawo do mieszkania, minimalny dochód gwarantowany, itd., itp.).

Oto dlaczego uważam, że politycy są marnie przygotowani do dyskusji w sprawie, która ma medialny tytuł „związki partnerskie”.