Gra buldogów z ratlerkami o samorządową karmę

2017-12-19 08:11

 

Sytuacja polityczna w Polsce (mówimy o głosowaniach jesiennych 2018) jest jeszcze „niedograna”, co wcale nie przeczy mojej „instrukcji początkującego wyborcy”, zapisanej w notce „Procedura czy proceder”, T UTAJ: https://publications.webnode.com/news/procedura-czy-procede r/ .

Oto krótki reportaż z placu boju:

1.       Koalicja rządząca od dwóch lat ma porozstawiane mniej-więcej wszystko i wszystkich, choć na przykład zastanawia się, „kim” przeskoczyć PO w głosowaniach warszawskich (proponuję sięgnąć po „wypoczywającego” Dra MP, naprawdę warto);

2.       Ludowcy nastawili się na kampanię „bricolage” (majster-klepka plus złota rączka), idą samodzielnie licząc na odwieczne odruchy gminne, pozostając też w otwarciu na współpracę z konkurencją – po ustaleniu wyników głosowania;

3.       Lewica po to zawracała głowę swojej „drobnicy” po II Kongresie (programowym?), skupiając ową drobnicę w Radzie Dialogu i Porozumienia – by teraz, kiedy późno – szukać pośród liberałów-transformatorów partnera do tańca (chyba musi być podpity);

4.       Liberałowie, europoidzi, etatyści nomenklaturszczycy In-spe – wystawiają na widok publiczny piękne twarze posiniaczone wzajemnymi kuksańcami, dając do myślenia biznesowi i geszefciarstwu, komu by tu „coś zlecić”;

5.       Nieograna w polityce „ludność transformacyjna” spod znaku obrońców demokracji, już będąca po przejściach, miota się w poszukiwaniu estetycznego zakotwiczenia, zwłaszcza patrząc na żałosny koniec byłego lidera;

6.       Są jeszcze ugrupowania patriotyczno-narodowe (nie mówię o szowinistach), są drobiazgi lewicowe, jest – mało znany – żywioł zainteresowany prawdziwym samorządem gospodarczym – ale to nie są (wszystko przed nimi) poważni gracze na jesień;

Trwa zatem – przewidziany przeze mnie (nie było to proroctwo trudne) – bazarowy przetarg o to, która kamaryla i „za ile” podejmie się realizacji zamówień na uchwały „samorządowe”, na decyzje alokacyjne-inwestycyjne, na oddanie gmin i powiatów „zatrzaskom lokalnym”, czyli „małej nomenklaturze” i kiściom geszefciarskim.

Radzę pilnie oglądać i czytać media (w tym portale internetowe) pod tym właśnie kątem, bo teraz właśnie nadchodzi czas żniwowania dla rozgłośni i redakcji, urabiania bogu ducha winnego „elektoratu”.

I tu mógłbym skończyć notkę, na przykład jakimś bon-motem, w stylu „takie będą rzeczpospolite, jacy są ich naczelni obwiesie” – ale nie chcę rozczarować Czytelnika, który przywykł do moich analiz.

 

*             *             *

Skoro tak – to w możliwym skrócie propedeutyka najnowszej historii Polski, jeszcze raz, bo wyparować gotowe.

Czasy sprzed 15 lat mogą wydawać się prehistorią – ale tam znajduję prapoczątek tego, co właśnie przeżywamy w tzw. polityce, czyli w polskich sprawach publicznych.

W kadencji sejmowej 2001-2005 Samoobrona – jako nieco niezgrabny zalążek „trzeciej drogi” – miała kilkudziesięciu posłów. Było to ugrupowanie bezkompromisowych zadymiarzy, taka „akcja bezpośrednia” skierowana przeciw Transformacji, praktykująca już wtedy od dekady niekonwencjonalne, mało „ogładne” formy protestów i próby polityczne od początku Transformacji.

Fatalna droga transformacyjna stała się oczywistością nie tylko społeczną. Naród, po pierwszym szoku balcerowiczowskim, zaczynał rozumieć, co się stało, i Społeczeństwo dojrzewało do działań radykalnych, tylko etos Solidarności powstrzymywał masy przed czynnym obaleniem post-solidarnościowych rządów, ale znakomity wynik SLD w 2001 roku nie pozostawiał wątpliwości, co ludzie sobie myślą.

SLD zawiodło Lud, wycięło numer w postaci „trzeba najpierw zarobić, by mieć co dzielić (niby racja, ale kto ma zarobić, hę?), a w tym samym czasie dwie największe siły post-solidarnościowe (pozostające w ławach opozycji) zawarły pakt w sprawie IV Rzeczpospolitej, czyli wyzbycia się patologii transformacyjnych, powrotu do przesłania solidarnościowego z 1980 roku.

Taki akt pokory post-solidarności wobec szokowo oszukanego wcześniej Społeczeństwa owocował totalnym wycofaniem poparcia Ludu dla zdradzieckiego SLD (sondaże spadły z kilkudziesięciu do kilku procent). Ruszyła zmasowana kampania wyborcza PO-PiS. Skrótowiec ten pojawił się w mediach po raz pierwszy już w trakcie kampanii samorządowej w 2002, kiedy partie te zawarły koalicję. Życzliwie przyjęto PO-PiS przez euro-inteligencję, przez kadry menedżerskie planujące „nomenklaturzyć” oraz przez żywioł parafialno-roszczeniowy. Przez całą Polskę.

Przypomnijmy, za Pedią, o co szło. W koncepcjach tzw. „IV Rzeczypospolitej” zakładano m.in.:

v  odnowę moralną w życiu publicznym

v  oparcie o tradycje narodowe i demokratyczne

v  odbudowę zaufania społecznego do instytucji państwa, prawa, parlamentu, administracji, rynku gospodarczego

v  konieczność stworzenia od nowa wielu praw i instytucji, likwidację zbędnych urzędów

v  zwalczanie przez władze korupcji

v  likwidację komunistycznej agentury w służbach specjalnych

v  szczególną opiekę prawną nad rodziną jako podstawową instytucją życia społecznego

v  solidarność społeczną (hasło „Polski solidarnej” Lecha Kaczyńskiego, w opozycji do tzw. „liberalnego eksperymentu”)

v  nadrzędność polskiego prawa konstytucyjnego nad międzynarodowym

Wśród niekorzystnych zjawisk zaistniałych w III Rzeczypospolitej (po 1989 roku) wymieniano:

1.       uznanie pełnej ciągłości państwowej i prawnej między PRL a III RP, przyjęcie takiego sposobu transformacji gospodarczej i politycznej, który ochronił grupy rządzące w PRL, utrzymał ich przywileje i odsunął demokratyczne wybory aż do jesieni 1991 (Rafał Matyja)

2.       brak lustracji, brak dyskusji o wartościach, na których miało się oprzeć niepodległe państwo (Władysław Frasyniuk: Mam pretensję do „Gazety Wyborczej” o to, że młodzi ludzie mogli się z niej dowiedzieć więcej o Jaruzelskim i Kiszczaku niż o bohaterach solidarnościowego podziemia)

3.       podporządkowanie tworzenia mechanizmów demokratycznego państwa doraźnym interesom (Chora logika „wojny na górze” sprawiła, że najpierw wybrano prezydenta, a później dopiero zastanawiano się nad jego ustrojową pozycją. Skończyło się to dziwacznym rozejmem, zwanym małą konstytucją. Prawdziwej konstytucji doczekała się Polska jako ostatni z krajów byłego obozu sowieckiego)

4.       nieefektywny ustrój, zbyt liczne Sejm i Senat oraz rady w samorządach lokalnych, niepotrzebny szczebel powiatowy w administracji (W momencie historycznych zmian, wymagających silnego i sprawnego przywództwa, mamy ustrój, w którym szalenie trudno przeforsować jakąkolwiek reformę, za to łatwo każdą inicjatywę sparaliżować)

5.       demoralizację elit politycznych, mnożenie przywilejów i synekur, brak poszanowania polityków dla prawa – skutkujące kryzysem zaufania społecznego

6.       nadmierne upartyjnienie państwa, obsadzanie stanowisk z pominięciem procedury konkursowej, instrumentalne traktowanie służby cywilnej (Paweł Śpiewak: Kolejny rząd, po objęciu władzy zaczyna najpierw od wyrzucania dawnych prokuratorów i mianowania swoich, zapewne nie mniej rzetelnych i nie mniej lojalnych wobec politycznych mocodawców. W Polsce wszystko zostało upartyjnione (znam przypadki wyrzucania woźnych, bo nie są z właściwej partii))

7.       fasadowość demokracji, sprowadzenie polityki do gry interesów (Paweł Śpiewak: partia polityczna zamienia się w reprezentację grup interesu i ginie jej związek z wyborcami), zawłaszczanie przez polityków mediów publicznych

8.       patologiczne powiązania polityki, biznesu i mediów (Rafał Matyja: Coraz bardziej rozproszona władza państwowa nie trafia w Polsce w ręce lojalnej „biurokracji konstytucyjnej”, lecz mętnych układów tworzących się na przecięciu polityki, administracji, gospodarki i świata kryminalnego) 

9.       nieskuteczność istniejących regulacji prawnych mających ograniczać korupcję

10.   nadmiar regulacji i pilnujących ich urzędów, rozmnożone ponad miarę agencje rządowe i fundusze celowe

11.   skorumpowanie i bezwzględność działania polskiego aparatu skarbowego, zbyt skomplikowany system podatkowy, zmiany przepisów, niespójność ich interpretacji

12.   fasadowość niektórych reform, wstrzymywanie prywatyzacji i podporządkowywanie jej bieżącym potrzebom budżetowym (Dziwaczna forma własności, jaką jest jednoosobowa spółka skarbu państwa, miała być etapem przejściowym podczas prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Stała się częścią latyfundiów władzy, eksploatowanych na wiele sposobów. Rady nadzorcze dostarczają synekur dla rodzin i przyjaciół wszelkiej maści polityków)

13.   zatrudnianie w instytucjach rządowych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL (SB, ZOMO)

14.   brak zdolności państwa do rozwiązywania problemów społecznych

Bardzo ważna uwaga: po kilkunastu latach, dziś jest końcówka roku 2017 – a nadal można przypuszczać, że ugrupowanie startujące w wyborach pod powyższym programem miałoby poważne szanse na sukces.

W ostatniej chwili (na dwa-trzy miesiące przed wyborami 2005) okazuje się jednak, że oba „skrzydła” PO-PiS ochłodziły stosunki, wręcz ustawiły się kolcami do siebie. Być może za dużo łakomych kąsków było naraz do wzięcia: jesień 2005 – to czas wyborów parlamentarnych (do wzięcia legislacja i rząd) oraz prezydenckich (nadzór nad resortami siłowymi). Jednym słowem, szło o wszystkie wyobrażalne budżety polskie oraz o realną władzę (rząd, resorty siłowe, służby), w tym uprawnienie do kształtowania Nomenklatury.

 

*             *             *

Wszystkie asy wziął PiS, co każdy obserwator polityki odczyta jako większe zaufanie „elektoratu” dla determinacji PiS w uzdrawianiu Polski niż do Demokracji-Rynku w wykonaniu Tuska. Ale Kaczyńscy do tego stopnia byli zaskoczeni „koalicyjną” woltą PO, że do rządu zaproszono na chybcika dwa radykalne, za to nie otrzaskane w rządzeniu ugrupowania: konserwatywno-narodowe i roszczeniowo-socjalne. A do tego przywódcy tych ugrupowań (Lepper, Giertych), zwyczajnie po ludzku – byli niesterowalni, mieli niską zdolność „spolegliwej współpracy” – jakby powiedział T. Kotarbiński.

PO postawiła pół Europy na nogi, pokazując, jakie to „kartofle” zabrały się za polskie rządy. Na ich tle Platforma uchodziła za elegancką.

PiS w kadencji 2005 – skróconej do 2007 – stanowczo przesadził w zapale sanacyjnym nie da się wygrać wszystkich wojenek naraz. Zaskowyczał „układ”, ale też tąpnęło zaufanie Społeczeństwa. Naprędce sklecona koalicja rządowa „samo rozwiązała się”, na scenę wstąpiła PO, przejmując od poprzedników pałeczkę z napisem TKM (Teraz K…a My).

W warstwie geopolityki ekipa Tuska starała się lawirować między Europą, Ameryką i Rosją – i taka ekwilibrystyka została szybko wychwycona przez znawców tematu. Wewnątrz kraju jednak Platforma okazała się niebawem fabryką „państw w państwie” i wykluczeń, co oznaczało gwałtowny przyrost dziesiątków organizacji osób i podmiotów pokrzywdzonych przez skarbówki, sądy, urzędy, giga-biznes, służby, windykatorów, sektor finansowy, itd., itp. Sami tuskoidzi, po następnych wyborach „władcy Rzeczpospolitej” – uznawali w szczerych rozmowach, że Państwo Polskie jest „teoretyczne” zaledwie, a kondycję przestrzeni publicznej można ocenić słowami „organ, zadek i kamieni kupa”. Lawinowo rosła biurokracja nomenklaturowa, osnute wokół niej kiście geszefciarskie, emigracja zarobkowa, zadłużenie wszelkich budżetów publicznych. Kwitły statystyki, wykresy, słupki, wskaźniki, parametry, tabele, użyto nawet sformułowania „zielona wyspa” (Polska na tle Europy) – ale nikt nie próbował dopowiedzieć, że zyski osiągane w Polsce – to niekoniecznie zyski polskie, niekoniecznie służące Krajowi i Ludności, zwłaszcza skoro są wywożone do rodzimych krajów biznesu albo do rajów podatkowych.

Tego wszystkiego do dziś „nie chce przyjąć do wiadomości” grupa, która po 8-leciu PO, po jego obaleniu, uruchomiła żywioł „obrony demokracji”. Dlaczego „nie chce przyjąć do wiadomości”, mimo oczywistych faktów – to sprawa „wydzielona do odrębnego postępowania”.

Dodajmy: koalicjant PSL spisywał się znakomicie jako „ten drugi”, a dopiero zmiana szefa PSL (J. Piechociński za W. Pawlaka) ujawniło, jak bardzo PO gardzi partnerem rządowym. Jakimś cudem, jesienią 2015, rozpołowiony PSL nie podzielił losu poćwiartowanej lewicy.

 

*             *             *

Współczesność mamy w świeżej pamięci: na skutek mało kontrolowanej gry o dusze „oburzonych” na czoło buntu ludowego wysunął się Paweł Kukiz, który chyba do dziś nie pojmuje głębi przewrotu, jaki uruchomił. B. Komorowski z kretesem przegrał swoją 70%-tową prezydenturę. W odpowiedzi – uznając to za „uślizg przypadkowy” – stworzono latem 2015 przepis w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym, pozwalający zastąpić (nie-swojego) Prezydenta – gdyby „podskakiwał” – Marszałkiem Sejmu. Całkiem poważnie zakładano, że Parlament pozostanie przy PO. Określenie „przy” jest tu użyte celowo.

Kukiz nie okazał się „dużym” politykiem (choć ja go nie „skreślam”, tyle że nie szczędzę mu połajanek obywatelskich), owoc jego wiosennej roboty skonsumował sprawniejszy w te klocki PiS (i koalicjanci), zaś „oburzeni” rozproszyli się, choć problem został jedynie „załatany” przez późniejsze socjalne projekty rządowe.

Wybory parlamentarne wygrał zatem PiS. Tego nie może do dziś zaakceptować formacja odsunięta od władzy.

Zaczęła się totalna wojna o RACJĘ POLITYCZNĄ: zaprzęgnięto do niej Europę i beneficjentów Transformacji (część z nich to beneficjenci życzeniowi, domniemani) – a z drugiej strony użyto armat w postaci legitymizacji wyborczej (Suweren) i realnej władzy formalnej.

Bój to jest nieładny, trzeszczą kości, paskudnieje hejt, dziczeją obyczaje. Do łask wrócił lincz i nagonka. Największy z kościołów – wymownie milczy, choć otwiera usta.

Na drugi plan odsunęły się wszelkie idee: zarówno te liberalne, jak też socjalistyczne czy personalistyczno-humanistyczne. Ostała się „polityka historyczna”, w ramach której nadrabia się rzeczywiste i domniemane krzywdy zadane wolnościowcom i patriotom po II wojnie, przy okazji uświęcając oczywistych watażków, zbójów  mających wtedy w nosie Polskę. Walczy się z nieistniejącym komunizmem zamiast nazwać po imieniu stalinizm (przeciwieństwo komunizmu). W boju używa się wyrwanych z kontekstu cytatów, najlepiej tych radykalnych.

 

*             *             *

Jest jak jest, nie ma co biadolić. Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe. Do najważniejszych wyzwań stojących przed formacją rządzącą Polską należy:

1.       Przywrócenie Ludziom (poprzez realne mechanizmy) statusu Obywatela, samorządnego i władczego wobec „władzy” (okazja już jesienią 2018);

2.       Rozważenie, czy jednoznaczne oddanie się pod „przewodnictwo” amerykańskie w geopolityce (kosztem np. kierunku chińskiego) – jest optymalne;

3.       Powstrzymanie się przed naprawianiem 30 lat w przysłowiowe „dwie noce”, by nie dawać szydercom argumentów na „nie”;

4.       Wzbogacenie praktyk socjalno-opiekuńczych i wsparcia dla „nie-rwaczej” przedsiębiorczości – o elementy tradycji obywatelskiej, ludowo-socjalistycznej;

Ta ostatnia myśl może niektórych dziwi, ale rozważmy takie fenomeny jak „spójnie” mieszkaniowe, ubezpieczenia wzajemne (powodzie, pożary), składkowe inwestycje w infrastrukturę (wodociągi, elektryczność, itp.), ogródki działkowe, ogrody Raua, ogrody Jordana, kasy chorych. Chodzi(ło) w nich przede wszystkim o to, by nie administracja rządziła obywatelami, ale by ludzie „zatrudniali” specjalistów.

Ktoś jeszcze pamięta – wyplutą w 1989 roku – Samorządną Rzeczpospolitą?