Gra o sumie szalonej

2012-11-29 07:51

 

 

Sprawa GMO jest podręcznikowym przykładem walki z wiatrakami połączonej z pudrowaniem rzeczywistości.

W moim skromnym dorobku „naukowym” są teksty, podważające ekonomiczne oszustwo znane pod nazwą „gra o sumie dodatniej”. Niezorientowanym wyjaśniam: fachowcy z lewicy, prawicy i środkowicy oraz kilku innych żywiołów zgodni są co do tego, że jeśli dobrze rozłożyć akcenty gospodarcze, to wszyscy mogą zyskać, czyli możliwa jest taka gospodarka, w której „nie ma stratnych” (w domyśle: nie ma wyzysku).

Ten pogląd kilku mózgowców z wymiaru społeczno-politycznego przeniosło w wymiar wyrafinowanej matematyki: John von Neumann, Oskar Morgenstern, a przede wszystkim John Forbes Nash. Teoria gier owocowała wieloma Noblami: Herbert Simon, John Nash, Reinhard Selten, John Harsanyi, William Vickrey, James Mirrlees, Thomas C. Schelling, Robert J. Aumann, Leonid Hurwicz, Eric S. Maskin, Roger B. Myerson. Kto nie boi się słupków, niech się zapozna z ich dorobkiem.

A teraz wyjaśnijmy sobie, gdzie jest pies pogrzebany. Otóż praźródłem dochodu wszelkiego jest PRACA (ta dosłowna i ta przeniesiona w kapitale) oraz EKO-ZASOBY (czyli kolejne dobra Natury wskazane, nominowane przez Człowieka jako użyteczne, zdolne zaspokoić potrzeby). I teraz uwaga: PRACA jest oczkiem w głowie światowej lewicy, KAPITAŁ – jest konikiem prawicy, zaś EKO-ZASOBY – konserwatywnych ekologów. Wszyscy oni mówią – jeśli odwirować ich programy i postulaty – jedno i to samo: jeśli będziemy gospodarzyć dobrami (praca, kapitał, ekozasoby) pod rządami Umiaru i Harmonii, to gra gospodarcza będzie grą o sumie dodatniej, a do tego nikt nie będzie stratny.

I bzdurzą, choć popełniam grzech „niezrozumienia”, kiedy ich krytykuję.

Człowiek – jak wszystkie zwierzęta – znajduje się na szczycie „globalnego łańcucha konsumpcyjnego”, w dodatku jest najbardziej przebiegłym z drapieżników oraz najbardziej łakomym z roślinożerców, a to oznacza, że swoje moce życiowe czerpie z tego, że używa dla swojego „metabolizmu” (nie tylko biologicznego) rozmaitych surowców, tym zaś surowcem są rośliny, zwierzęta, substancje nieorganiczne. Pomysłowość Człowieka jako gatunku jest nieograniczona: rok-w-rok „nominuje” nowe substancje jako użyteczne surowce. Najbardziej spektakularny jest tu chyba przypadek ognia (niegdyś groźny żywioł, dziś przyjaciel człowieka), ropy naftowej (niegdyś trucizna, dziś uniwersalne paliwo i uniwersalny surowiec) czy krzem (niegdyś kamień, dziś rozpowszechniony w elektronice).

Umiar i Harmonia nie rządzą ludzką gospodarką. Ta została „ustawiona” w ten sposób, że najlepiej jest naprodukować wszystkiego ponad miarę, a potem wciskać to dla zysku komu się da, najwyżej nie upchniętą resztę się wyrzuci. Recykling czy rolnictwo ekologiczne albo propaganda zdrowego trybu życia i ustanawianie zielonych obszarów chronionych  są zaledwie plastrami na najbardziej piekące miejsca.

Zanim Człowiek wymyśli sposób na produkowanie żywności, odzienia i artykułów domowych z najbardziej dostępnych w Kosmosie substancji (czyli – najogólniej – z kamienia) – będzie wymyślał rozmaite sposoby na zwiększenie wydajności surowców dostępnych tu-teraz (zwanych z czasem dobrami rzadkimi, nawet jeśli wcześniej były dobrami wolnymi). Nie ma wątpliwości, że jeśli „podrasować” rośliny i zwierzęta, to przy tych samych nakładach będą one większe i bardziej treściwe. GMO (i wszelkie zabawy genetyczne) są kolejnym krokiem na długim szlaku rozwojowym. Jakoś świat nie protestował, kiedy centrale nasienne dokonywały – zastępując Naturę – selekcji nasion, a ODR-y selekcjonowały sadzonki, zaś hodowcy pielęgnowali najlepsze samce rozpłodowe. Człowiek od zawsze ingeruje – i to brutalnie, inwazyjnie – w materiał genetyczny surowca roślinnego i zwierzęcego. A teraz postanowił, że zamiast selekcjonować, mieszać, dobierać – po prostu spreparuje genetyczne cechy roślin i zwierząt, na koniec własne. Wieńczy to – jak dotychczas – proces przeistaczania ludzkiego świata z naturalnego w syntetyczny. Tak jak bomba atomowa, jądrowa  (i potem wodorowa) wieńczy proces zbrojenia znaczony maczugą, bronią białą, bronią strzelniczą, a bomba neutronowa wieńczy proces zbrojeniowy znaczony zatrutymi strzałami, smołą laną na wroga z murów obronnych, prochem, gazami bojowymi.

Jest dla mnie oczywiste, że krowa z pastwiska to inna krowa niż ta stojąca całe życie w zelektronizowanym boksie i faszerowana nie wiadomo czym, kurczak dziobiący robaczki to co innego niż kurczak z fermy. Jest oczywiste, że człowiek żyjący na łonie natury, jedzący dary tejże Natury to inny egzemplarz niż człowiek mieszkający w blokowisku, spędzający czas przed telewizorem, poddany reżimom niedopasowanym do rytmu dobowego, wcinający konserwanty.

Jest dla mnie pewne, że Człowiek Przyszłości będzie genetycznie spreparowany tak, aby jeść dokładnie tyle, ile spala w pracy i codziennym życiu, nie robić zbędnych zapasów, nie leczyć się (bo będzie super-zdrowy), pobierać edukację idealnie wpasowaną w zapotrzebowanie globalne, itd., itp.

Tak samo jest dla mnie oczywiste, że kogo na to stać będzie, ten kosztem gawiedzi zawsze sobie znajdzie eko-niszę, gdzie będzie żył zdrowo (wedle swoich imaginacji), zaś pozostała tłuszcza będzie się degenerować biologicznie, psychiatrycznie i społecznie.

Tak już jesteśmy stworzeni, że aby żyć i się rozwijać, rujnujemy, dewastujemy nasze otoczenie. Im więcej chcemy dla siebie – tym większa „naszej roboty” dewastacja. Gra ludzi z ludźmi zawsze będzie grą o sumie dodatniej, bo nawet przy największym marnotrawstwie jej „power” pochodzi z zewnątrz, z Natury. Jeśli uwzględnimy w kalkulacjach owo otoczenie – okaże się, że jesteśmy słoniami w składzie porcelany, pozostawiamy po sobie zgliszcza, a gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko skończy się „rachunkiem” wystawionym nam przez Naturę. Nie przyszło wam do głowy, że Ziemia jako taka rozwija się (mam na myśli Życie) dzięki energii i surowcom „z zewnątrz”?

Szlachetne odruchy anty-GMO-wców będę zawsze nazywał szlachetnymi, choć jednym tchem dodam, iż skierowane są nie w tę stronę. Bawią się w troskliwych sanitariuszy, zamiast protestować przeciw wojnie. Niech lepiej znajdą sposób na to, abym nie musiał żywić się surowcami naszpikowanymi cholera wie czym, byle się sprzedały. Ja – próbuję.