Granice niezgody, czyli cel a metody

2013-11-01 09:42

Od razu wyjaśnię: jedna jest granica. Taka oto, żeby nie wyrażać swojej niezgody czerpiąc z arsenału, na który się nie zgadzamy. Jeśli nam ukradziono – nie odbieramy tą samą metodą. Jeśli nam zabito bliźniego – nie zabijamy bliźniego mordercy. Jeśli nas opluto – nie plujemy. Jeśli pobiła nas policja – nie bijemy policji. Jeśli cierpimy bezprawie – nie dochodzimy swojego łamiąc prawo. Kiedy bowiem używamy w proteście metod, przeciwko którym protestujemy – podważamy sens protestu.

Spośród kontrowersyjnych osób publicznych, które domagają się od świata, aby był przyzwoity, poukładany, porządny i szlachetny oraz dobry, a same mają z tym problemy - ostatnio najbardziej medialne są postacie społecznika Ikonowicza i karierowicza Wiplera. Aby być lepiej zrozumiałym, dodam do tej krótkiej listy Wełnę (walczącego z układami) oraz Owsiaka (specjalistę od publicznych zbiórek i bisurmańskich wakacji). Nie mam wątpliwości, że Polskę zaludnia kilkaset osób – w zasadzie nieporównywalnych ze sobą – których wspólnym wyróżnikiem jest dobro na chorągwi i … . No, właśnie…

Poseł Przemysław Wipler to ktoś, kto ma zdolność do racjonalnej oceny stanu Państwa i Gospodarki oraz dał polityczny wyraz – wiele tracąc na tym – temu że nie godzi się na to, by Państwo czy Gospodarka funkcjonowały źle, skoro są powody i możliwości, by działały lepiej. To jest postawa godna naśladowania, stawiająca dobro publiczne ponad grę polityczną.

Społecznik Piotr Ikonowicz to człowiek o niezłomnym życiorysie, który szczególnie upodobał sobie aktywność w obronie ludzi ewidentnie krzywdzonych przez system-ustrój. Będąc w Solidarności, potem posłem PPS, potem założywszy Nową Lewicę, teraz zaś Kancelarię Sprawiedliwości Społecznej – wciąż od nowa oddawał się szumnie sprawie maluczkich.

Prokurator Marek Wełna to prokurator, który porzucił żmudne przypadki jednostkowe na rzecz badania powiązań i układów, co jest robotą wymagającą polotu i odwagi politycznej, choć to w przypadku funkcjonariusza państwowego cechą rzadką. To dobrze, że zwrócił naszą uwagę na złodziejskie sprawki, dokonywane przy manipulacji prawem i z użyciem wpływów nomenklaturowych.

Animator Jerzy Owsiak jest tym, który potrafi porwać dziesiątki tysięcy dla zbiórek publicznych na rzecz jakiejś szczegółowej misji związanej z kompetencjami z pogranicza resortu zdrowia i opieki społecznej. „Konkuruje” też z organizacjami skautowskimi, dając szansę młodzieży na zdobycie kwalifikacji w dziedzinach ratowniczo-medycznych.

Lekarz Mirosław Garlicki to kardiolog, mający rzadki dar skutecznego działania w sprawach niepojętych i beznadziejnych zarazem, można powiedzieć, że przywraca ludziom życie. Jak w każdym fachu, zdarzają się osoby, którym „wszystko wychodzi”, zatem w przypadkach trudnych podejmują nieplanowane działania, bo i tak wszystkie oczy patrzą na nich wymownie.

Gdyby determinacja tych pięciu osób (a jest ich – jeszcze raz podkreślmy – kilkaset znanych lokalnie i szerzej) skierowana była w kierunkach tu opisanych – świat niewątpliwie byłby lepszy. Bo dobry przykład działa, bo szlachetne intencje potrafią porwać obojętnych, bo czynienie dobra ma swój specjalny urok.

Rzecz w tym, że ci panowie nie są (nikt nie jest) jednowymiarowi, każdy z nich ma coś za paznokciami.

Przemysław Wipler lubi pohulać. Nie on jeden w końcu. Piotr Ikonowicz ma w pogardzie prawo. Nie on jeden w końcu. Marek Wełna stosuje niekonwencjonalne chwyty w dochodzeniu do celu. Tak jak większość z nas. Jerzy Owsiak jest zazdrosny o swoje „patenty na dobroczynność”. Też nie jest jedyny taki. Mirosław Garlicki nie gardzi dowodami wdzięczności, co zresztą w szpitalnictwie jest „normą”.

Te i inne wady czynią z tych pięciu chłopaków – normalnych ludzi. Ludzkich. Ale nie czynią ich mężczyznami.

Nie wiem, czy Wipler upił się jak świnia, czy to on zaczął przepychankę. Wiem, że policjanci mają w powszechnym zwyczaju najpierw przydzwonić, potem się zastanawiać, nader często kryją swoje bandyckie odruchy w cieniu „promili” ofiar, dają też – wbrew instrukcjom – wyraz swoim emocjom i frustracjom, co jest po prostu niedopuszczalne.

Nie wiem, czy Ikonowicz zamachnął się na cielesność kamienicznika. Są świadkowie, że zrobił to ktoś inny. Wiem, że sądy potrafią dokonywać „sądowych przestępstw”. Ale też wiem, że były poseł ma naturę „dziobatego warszawiaka”, a w tej konkretnej sprawie wiele zaniedbał, ma też podobny jak Tusk stosunek do wszelkich konkurentów, lubi być jedyną światłą postacią w okolicy.

Nie wiem, czy Wełna w złej wierze stosował areszty wydobywcze, czy jego „mafie” to rzeczywiste problemy, czy tylko „beletrystyka”, czy działał na zlecenie konkurentów biznesowych swoich ofiar, czy realizował ślepo zamówienia polityczne. Wiem, że po wielekroć sądy wyrzucały do kosza, a nawet ośmieszały jego profesjonalizm, a on sam przegrał proces(y).

Nie wiem, czy Owsiak oszukuje młodzież i ofiarnych współ-obywateli. Pod względem formalnym – sądząc z wyników kontroli – jest czysty jak łza. Wiem za to, że wszelkie koszty letnich szałów muzyczno-obozowiskowych przerzuca na gminy goszczące Przystanek. Wiem, że operuje zbiórkowymi pieniędzmi po gospodarsku, i – delikatnie mówiąc – nie dokłada do interesu.

Nie wiem, czy Garlicki czuje się na tyle panem życia i śmierci pacjentów, że stać go na decyzje na ich szkodę, aby pozostawić sobie wyłącznie przypadki, które staną się kolejnymi złotymi ćwiekami na jego karierze. Wiem, że lekarze nierzadko zapominają o przysiędze Hipokratesa, rezygnując z beznadziejnej – ich zdaniem – walki o pacjentów nie rokujących najlepiej.

Sądzę, że mówienie o tych pięciu panach „postać wielce kontrowersyjna i niejasna” – jest uprawnione. Przede wszystkim dlatego, że mają szczere, naprawdę szczere przekonanie, iż fakt, że są tak bardzo zaangażowani i świetni, stawia ich ponad ograniczeniami dotyczącymi zwykłych szaraków.

Ich działalność jest rozpostarta między polskie prawo, misję publiczną, pedagogiczny wpływ na „masy”. I żaden z nich nie umie tu znaleźć równowagi, a skoro tej równowagi nie znajdują – to powiadają JA JESTEM OPOKA I KOTWICA, JA STANOWIĘ REGUŁĘ SAMĄ W SOBIE.

Jestem człowiekiem niewielkim pod każdym względem, choć w dowodzie osobistym napisano mi „wysoki”. Nie mam prawa wydawać opinii o drugiej osobie. Ale też mam obowiązek wskazywać na wątpliwości, przyglądać się podejrzliwie rysom na wizerunku osób, domagających się szacunku dla ich dorobku i intencji oraz projektów, ale nie umiejących się powstrzymać przed dawaniem do zrozumienia, iż są „równiejsi” w świecie równych.

Może posuwam się zbyt daleko. Ale – skoro mają pozycję prominentów i luminarzy i dobrze się w niej czują – może poddaliby się publicznej wiwisekcji? W końcu tyle autorytetów odchodzi, może po takiej wiwisekcji choć jeden z nich okazałby się niekłamaną WYBITNĄ POSTACIĄ?