Histeria na tle dekoncentracji
Liczne ostatnio wypowiedzi polityków (jednych „za”, innych „przeciw” tzw. decentralizacji) – sa dla mnie najlepszym dowodem na to, że o demokracji to długo jeszcze będziemy bajać.
Decentralizacja – w największym skrócie – oznacza, że Władca-Decydent przekazuje część odpowiedzialności za swoje działania na szersze grono, przycupnięte na „niższych szczeblach” i poza „główną nawą decyzyjną”.
Dekoncentracja zaś – w równie wielkim skrócie – oznacza, że Władca-Decydent traci (chętnie albo w spazmach) kontrolę nad niektórymi decyzjami, nad obszarami decyzyjnymi, a kontrola ta przechodzi w ręce jemu nieznane.
Jednym słowem: tzw. decentralizacja jest pozorowaniem demokratyzacji, bo i tak najważniejsze sprawy pozostają w ścisłym węźle decyzyjnym.
Mówię to jako ktoś, kto publicznie, na „oczach wszystkich”, konsekwentnie rozważa takie pojęcia jak różnorodność-pluralizm, obywatelstwo, samorządność, autokefaliczność lokalna, państwo równoległe, alternatywy polityczne.
Używa się dziś – w debacie – konstytucyjnego wyrażenia „państwo jednolite” i przy pomocy tego pokrętnego zapisu Art. 3 Konstytucji uzasadnia się kompletne zafałszowanie artykułu 4 tejże Konstytucji. Ten artykuł czwarty składa się z dwóch zdań:
- Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu (w domyśle – całej zbiorowości obywateli, mieszkańców, w rozumieniu preambuły konstytucyjnej);
- Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio (w ten sposób określa się pozycję tzw. Suwerena: Wyborcy, Podatnika, Uczestnika Życia Publicznego);
Otóż jeśli pragnie się za wszelka cenę bronić sensowności zapisu o jednolitości Państwa – to trzeba pamiętać, że sprzeciw jednego niewielkiego choćby środowiska wobec tegoż Państwa – obala ową jednolitość, wymaga więc (KONSTYTUCYJNIE WYMAGA) praktyk totalitarnych przywracających jednomyślność, jednodziałanie, jednodecyzyjność.
Czytelnik już rozumie, że bzdurzę. Ale pytam: ja bzdurzę, czy strażnicy jednolitości Państwa? Ową jednolitość eksperci zawsze opisują jako brak alternatywy dla (tej a nie innej) fraktalnej sieci samopodobnych urzędów, służb, organów, a także dla takich a nie innych prerogatyw, regaliów, immunitetów, będących na wyposażeniu funkcjonariuszy Państwa.
Takie pojmowanie jednolitości Państwa jest o tyle nie do przyjęcia, o ile widzimy, jak bardzo współczesny fenomen Państwa traci zdolność do efektywnego zarządzania (zdolność bujną, rhizomalną, spontanicznie bezładną) Krajem i Ludnością.
Nie pomogą na tę rakowinę ani walka z korupcją czy terroryzmem albo z szarą strefą, ani rozmaite ćwiczenia z konsultacji społecznych, partycypacji czy „pozarządowości”.
* * *
Więcej: Konstytucja – zapewne niechcący – jasno stawia temat samorządności, choć nie tam, gdzie wszyscy szukają, ale w artykułach o ludzkiej godności, prawach człowieka i obywatela.
I o tym będzie jutro.