Istota czy Zaklinacz

2014-04-06 10:23

 

Jeszcze ciepła jest moja notka „Człowiek samoubogi”, w której zaznaczam, że nie ma takiej dziedziny wiedzy, która nie jest obarczona aksjomatycznym założeniem, które wywodzi się z „wiary”, że jest ono prawdziwe, choć nie jest udowodnione. I obsobaczałem tych spośród kapłanów, którzy zniechęcają wiernych do zdobywania wiedzy mocą intelektu, kapitulują oczekując, że Opatrzność wszystko wie i uczyni za nich.

Komentatorzy nie zauważyli małego podstępu: wiara religijna to nie tylko bez-dowodowe przekonanie o istocie czegoś, co jest niepojęte, ale też równie bez-dowodowe przekonanie o nadzwyczajnych możliwościach sprawczych ulokowanych akurat tam, gdzie nie sięga nasza zdolność pojmowania. To owe możliwości (wiara w nie) „usprawiedliwia” zarówno otępiałe owieczki wybierające bezwolność, jak też kapłanów wkręcających owieczki w gusła.

No, to od początku.

Pierwszym z najważniejszych pytań jest to, czy mamy do czynienia z istotą (spraw i rzeczy), czy z Istotą (czyli Wolą, Świadomością, Inteligencją, Podmiotowością).

Drugim z pytań – i na nim możemy poprzestać – jest to, czy wystarczy zaklęcie (dzięki któremu poznamy istotę), czy może trzeba jednak pozyskać względy Zaklinacza, zdolnego do czynienia rzeczy równie niepojętych, jak sama Istota.

Naukowcy, którzy zdają się poszukiwać istoty, więc trochę z ich działań przypomina robotę kryptologów, deszyfrantów. A kapłani ustawiają się w roli pełnomocników Zaklinacza, upoważnionych do wykonywania niektórych zaklęć, niczym uczniowie mistrza.

No, to jesteśmy chyba u sedna. Jeśli bowiem Uniwersum jest super-komputerem, to prędzej czy później każdy zdolny haker z jakiegoś uniwersytetu czy politechniki przebije się przez hasła i napisze Traktat o Wszystkim, Teorię Wszystkiego, czy jakoś tak…

Ale jeśli Uniwersum jest generatorem Życia, to nie ma takiego hakera. Bo nawet najbardziej wybitny logik (ktoś, komu przypisuje się, że myśli precyzyjniej niż inni) potwierdzi, żeby element składowy pojmował całość inaczej niż poprzeć „wpisaną pamięć”.

Mrówka wie, co to jest „kultura mrówkowa” i „cywilizacja mrówkowa” dzięki „pamięci mrówkowej”, której częścią, a może zaledwie aspektem jest kod genetyczny. Mrówka się swojej mrówkowości nie nauczy w żadnej szkole, przyjmuje ją z dobrodziejstwem prokreacyjnym, jako progenitura innych mrówek.

Gdyby wszystko zależało od kodu genetycznego – wystarczyłoby pomajstrować w kodzie, aby świnię zmusić do urodzenia krokodyla. Gdyby 50% zależało od kulturo-cywilizacji – wystarczyłoby stworzyć kurze odpowiednie warunki, by zachowywała się jak łabędź (znana jest „zasada”, że ptak po wykluciu, napotkawszy organizm żywy, uważa go za „matczynego przewodnika i pana”).

Ale nie jest to prawda, bowiem „pamięć” mrówkowości nie jest przenoszona wyłącznie drogą genetyczną i kulturowo-cywilizacyjną, ba, tędy akurat przenoszone jest „prawie nic” z „pamięci”. Pod szerokim, głębokim, pojemnym pojęciem DUCHA (niekoniecznie świętego). Duchem nazwijmy właśnie ową „pamięć”, w dodatku „inteligentną”, która w pigułce przekazuje wszystkiemu, co materialne, informację o tym, co to jest Uniwersum. Taką informację ma Wszystko co Jest. Każde „coś”, co da się wyodrębnić (choćby pojęciowo) z uniwersalnej „całości”. I niechby wszystko, co wyodrębnione, wpisało się w proces Ewolucji – albo samo ten proces wykreowało: sednem Ewolucji jest samo-stwarzanie warunków do odczytania uniwersalnej „pigułki pamięci”, tak jak odczytuje się „czarną skrzynkę” po awarii lotniczej.

Ileż musiałby się nauczyć jakiś nieznany nam lud z Amazonii, afrykańskiego interioru albo z którejś Nezji, aby odczytać (to prostsze), a potem pojąć zawartość „czarnej skrzynki”! A Ludzkość – to we Wszechświecie mniej niż na Ziemi taki lud!

W jaki sposób w Człowieku zainstalowano „czarną skrzynkę” (inteligentną pigułkę pamięci uniwersalnej) – to jest ostateczne pytanie które aktualne będzie nawet na chwilę przed odczytaniem tej „pigułki”. Myślę, że nie kłamię, jeśli twierdzę, że Człowiek (Ludzkość) jako gatunek dawno już będzie wspomnieniem, kiedy taka chwila nastąpi. Przeminie tak, jak przeminęły inne formy Życia „zainfekowane” – przed Ducha – SuperGeniuszem.

Jeszcze raz, prościej: Człowiek tworzy maszyny samouczące się, które jednak nie „dogonią” człowieka inteligencją, nawet jeśli w jakiejś „umiejętności” przegonią zdolności człowieka. Dlaczego zatem błędnym miałoby być założenie (wiara w to), że Materia jest dla Uniwersum „maszyną samouczącą się” (Ewolucja)? I dlaczego inne Logiki (patrz: „Człowiek samoubogi”) nie miałyby być innymi niż Materia „maszynami samouczącymi się”?

Jeszcze raz, najprościej: Uniwersum nie chce przemęczać swojej Inteligencji (każdy uczony potwierdzi, że Uniwersum jest inteligentne), więc generuje sobie pomocników. Tchnie w nich swojego inteligentnego ducha, ale zanim taki pomocnik zrozumie sam siebie, a tym bardziej ojco-matkę (Uniwersum) – stanie się zezłomowanym robotem. Służy więc pomocą ojco-matce jako jej mniej doskonała kopia naśladowcza. Być może poddawany jest recyklingowi (przynajmniej jeden z religijno-filozoficznych konceptów zakłada reinkarnację).

Obym więc ja, człowiek samoubogi, służył jak najlepiej, zanim mnie przyjdzie zezłomować, wtedy może trafię do lepszej reinkarnatorni, a może od razu w rajski świat nirwany…