Ja o tym BOHATYRZE całkiem poważnie…!

2014-02-23 07:12

 

Ideowo-kulturowe trzpienie cywilizacyjne to w moim języku Weny. Na przykład wena Pleroma definiuje cywilizację techniczną, osadzoną w formule ustawicznego doskonalenia. A wena Satya definiuje cywilizację duchową „wyskalowaną” na poznawanie istoty wszechrzeczy i wpasowanie się w tę istotę, tak jak wena Ubuntu inspiruje do myślenia „jestem dlatego że współ-jestem z wami” i definiuje cywilizację wegetarną, wswojoną w Naturę.

Bohatyr – to jedno z brzmień słowiańskich weny Baatur. Formuje ona i ustanawia formację pionierską, nastawioną na eksploatację wszystkiego wokół, byle nie było „swoje”. Kto chciałby więcej z tego ogarnąć, niech poczyta staroruskie BYLINY, ja tutaj zaś tylko zaznaczę, że Bohatyr to ktoś, kto jest ponadprzeciętny, i tę swoją nadzwyczajność, mega-potencję, moc i siłę, wykorzystuje dla wspierania podopiecznych, czyli tych, którzy mu się pod opiekę oddają lub zostali tą opieką „objęci”.

Ważne w tej wenie jest zatem nie tylko to, że Bohatyr przerasta bliźnich, ale też to, że nie dyskontuje tej przewagi na swój prywatny rachunek, tylko przygarnia, przytula, niekiedy ściska „swój” lud i ochrania go przez tym co obce, złe, groźne.

No, to pomykamy na Ukrainę. Podpowiada się nam koncept, wedle którego błękitno-żółte sukno ukraińskie wyszarpują sobie Rosja z Europą. I wrabia się w tę schizofrenię samych Ukraińców.

Prawda zaś jest taka, że kilka postaci pretenduje-pretendowało – bardziej lub mniej świadomie – do roli ukraińskiego Bohatyra. Wymieńmy – już widzę reakcję – Kuczmę (dał Ludowi wytęsknioną samostijnost’), Janukowycza (układał gospodarkę w formule monopoli), Tiahnyboka (odradza ducha narodowego), Jaceniuka (reprezentuje ład typu radzieckiej satrapii), Kliczkę (uosobienie dobrego siłacza). To są wszystko formuły dobre (naprawdę), bo wpasowane w pierwszy element weny Bohatyr (nadprzeciętna potencja).

Gorzej zaś jest z elementem drugim: wzięcie Ukrainy w swoje dobre ramiona, bezinteresowne, wynikające z przesłania kulturowo-cywilizacyjnego. Wszyscy wymienieni chętnie biorą Ukrainę w objęcia, po czym ją gwałcą, każdy jak umie. No, może nie tak od razu. Np. Kliczko, który uczy się nadzwyczaj szybko, chyba jeszcze nie upatrzył sobie kąska i robi w towarzystwie za Rusłana  (imię męskie pochodzenia tureckiego lub irańskiego, wywodzi się od słowa oznaczającego "lew". Popularne zwłaszcza w Rosji, zarówno wśród Rosjan, jak i niesłowiańskich ludów zamieszkujących ten kraj, np. Tatarów, Czeczenów, na Słowiańszczyźnie spopularyzowane dzięki poematowi Aleksandra Puszkina „Rusłan i Ludmiła” z 1820 r., por.: Pedia).

Na tym tle koleżanka Julia przerasta wymienionych o głowę zarówno sprytem, jak też drapieżnością. Kiedy wczoraj pisałem: „Rabuśnica ogra wszystkich i za dwa-trzy lata Kozaczyzna powróci na Majdan, tym razem w roli oszwabionej i łatwowiernej dziewki” – to było mniej-więcej o tym. Znakiem czasu na świecie jest wkraczanie kobiet w role zarezerwowane przez stulecia dla mężczyzn. W tym sensie Julia wydaje się atrakcyjnym ucieleśnieniem tej „mody”. Niestety, rola męska, jaką gra Julia, należy do tych piekielnych: łupi sprawniej od Janukowycza, łże chytrzej od Kuczmy, „nierządzi” skuteczniej niż by to robił Jaceniuk.

W tle tej opowieści stoi Putin, szarobura wersja rosyjskiego Bohatyra, który – jeśli oceniać fakty – zadba o Ukrainę, jeśli się ona odda mu pod opiekę. Po czym dociśnie kolanem, ale to nie przeczy wenie Bohatyra. Zaś na pozycji alter-ego tyje i gnuśnieje Europa, zupełnie niepodobna do Bohatyra (bo i z jakiej racji?), zatem atrakcyjna tylko jako dobra i łaskawa ciotka z bogatej dzielnicy. No, ale Europa nie chce być szczodrą ciotką, chyba zresztą już nie może, bo jej się budżety napięły  do granic ryzyka. Zatem oszwabia Ukraińców posyłając iluzjonistów, pod durnowatym imieniem „trójkąta weimarskiego” (co to mówi przeciętnemu kozakowi?), ci jednak mają talentu ciupeńkę, a wyobrażeń o sobie ponad miarę, oraz niejasnych mocodawców. Wyjaśnijmy: Majdan patrzył na nich wypatrując ponadprzeciętności, a zobaczył apostołów złej sprawy, chroniących upadającego atamana  przed szafotem, obiecujących gruszki na wierzbie w przyszłym pokoleniu, za ciężką i pokorną oraz cierpliwą służbę. Kogo to może skusić? Przecież to nie po kozacku!

Zatem Putin w przepychance Rosja-Europa nie ma dla siebie konkurencji, a skoro rodzimego, ukraińskiego Bohatyra brak – trwają instynktowne typowania, kto może z Putinem dogadać się jako jego namiestnik, ale koniecznie tak, by nie sprzedać kozackiej dumy i honoru. Typowania dokonują się na Majdanie (w kozackim kręgu), bo tak to już tam jest. Ale też sposób, w jaki wczoraj wypinkowano niebogę z roli Marsylianki  każe myśleć, że już ktoś tam czuwa nad „prawidłowym”, a nie tylko „instynktownym” procesem wyłaniania namiestnika.

Czyli zbliżamy się do przesilenia. Czy myślisz, Czytelniku, że postanowienie o trwaniu Majdanu to przejaw szlachetnego uporu Kozaczyzny? Moim zdaniem, chodzi raczej o to, by to Majdan legitymizował „wypracowanego” namiestnika, którego już potem tylko „zaklepie się” w wyborach (to nie musi się udać, ale próbować warto). Data ukraińskich wyborów oznacza, że Europa ma się zająć sobą i nie wtrącać się.

Nie ma dziś mądrego w sprawach ukraińskich, choć mądrali bez liku przemaszerowuje przez media. Zatem i ja wrzucam swoje stanowisko, niech się tygli…