Jaja sadzone

2015-05-18 09:36

 

Kiedy na wschód od Buga prosisz o jajecznicę – masz niemal pewność, że dostaniesz sadzone. Nauczyłem się tego w moskiewskim Instytucie im. Puszkina, (wieżowiec akademika), kiedy milion lat temu odwiedzałem tam koleżanki studiujące rusycystykę. Co kilka pięter bar, a w kazdym sadzone. Na prawie ostatnim pietrze byłem juz lekko „serdeczny” na skutek spożycia, więc wszedłem za kontuar i nauczyłem pania jejmość, jak się przyrządza jajecznicę w moim kraju.

Nie zawsze pamiętałem, zjeździwszy Sojuz aż po Archangielsk, Jakuck, Magadan i Władywostok – by uprzedzić barman(kę), aby wczesniej w szklance pomieszał(a) jajka i doprawiła wedle smaku, więc sadzone – nie znoszę ich, bo się te oka żółte rozpływają bez sensu) – jadam często. Dziś – we Lwowie.

Lwów pięknym i mądrym miastem jest i basta, nawet jeśli zalatuje w nim osiedlami-mrówkowcami z czasów wiadomych. Nawet jeśli środki transportu miejskiego przypominają muzeum motoryzacji przedwojennej. Ludzie bowiem są tu ciepli duchem, serdeczni uśmiechem, a Historia – niezależnie od dramatów – każe temu miastu przypominać, że na północnym wschodzie stoi Moskal, na południowym wschodzie czai się Orient, na zachodzie epatuje różnokulturowością Europa Środkowa, a gdzieś w dali kusi odważnych Europa. Tej optyki nie masz w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu. No, może w Krakowie, bo to równie bogate miasto.

Na dworcu autobusowym – chyba się założę – kilkadziesiąt kierunków, z których większość wydaje się Polakowi egzotyczna. A tu wystarczy zakupić bilet – i w drogę. Ja kupiłem bilet do Kiszyniowa (taniej niż do Warszawy), i teraz mam czas na załatwienie kilku spraw.

Ale nie o tym będę pisał.

Wczoraj w poczekalni na Dworcu Zachodnim obejrzałem przed wyjazdem „debatę”. I pomyślałem sobie, że obecnie nam jaśnie urzędujący ograł pretendenta, choć nie musiał. Debata to jest gra dla retoryków i performensów. Niczego nie trzeba tam udowadniać, do niczego przekonywać. Wiadomo, że adwersarz zaprzeczy wszystkiemu, co powiem, nawet jeśli się zgadza. Wiadomo, że podpuści, zażenuje, obśmieje.

Pan kradniesz – podam przykład. A pan wciąż o tym samym, wyborcy już to od pana słyszeli wczoraj, przedwczoraj, zawsze pan to mówisz, to już jest nudne. I telewidz przytaknie, bo faktycznie, wszyscy już wiedzą, że on kradnie. W taki prosty sposób, wykonawszy dziesięć podobnych chwytów w ciągu godziny – złodziej, cynik, oszust, kłamca, ściemniacz – wygra debatę z najbardziej nawet przyzwoitym przeciwnikiem. Bo w debacie liczy się wyłącznie to, co zaskoczy przeciwnika, a widzowi zda się nowe i ciekawe. W debacie trzeba przyłożyć (byle z kulturą), a nie doskonalić znane już widzowi grepsy.

No, bo kiedy dziś zobaczyłem te jaja sadzone, to mi się ta debata przypomniała. Niby stary numer – a dałem się podejść.