Jak jeden Żyd przechytrzył imperium i faryzeuszy

2016-03-27 15:28

 

Ktokolwiek wie coś więcej o ZSRR niż z komunożerczych jadowitych wykładów, temu łatwo będzie znaleźć „10 podobieństw” między Krajem Rad a Imperium Romanum. Na przykład:

1.       Kraj Rad to kraina szczęśliwości, a poza nim żyją barbarzyńcy;

2.       Każdy ma głos w Kraju Rad, jeśli jest prawym obywatelem;

3.       Wszyscy są w Kraju Rad równi, i ile szanują równiejszych;

4.       Działa pas transmisyjny: doły ślą petycje, góra śle zalecenia;

5.       Rolą Państwa jest inwestować pracę poddanych w wielkie drogi, akwedukty, itp.;

6.       Jak się komuś nie podoba – zawsze może sobie wybrać krzyż;

7.       Internacjonalizm polega na tym, że narody jednako chylą czoła przed Państwem;

8.       Wymiar sprawiedliwości działa tędy, którędy podoła najlepiej;

9.       Najpierw daj cesarzowi co cesarskie, potem żyj za to, co ukryłeś;

10.   Awansować możesz wyłącznie wierną i dzielną służbę Dominusowi i Sprawie;

To są podobieństwa, a nie identyczności, zaznaczmy na wszelki wypadek.

Izrael w tym czasie, kiedy był prowincją rzymską, nie cieszył się uznaniem Rzymu. Co prawda, Sanhedryn pełnił wobec Senatu rolę posłusznego podnóżka, ale starym żydowskim zwyczajem intrygował, motał, dzielił włos na czworo. Pod pozorem rozdzielenia tego co boskie i cesarskie – wkręcał namiestników w swoje sprawy i żądał decyzji, nie dając wglądu w pełnię spraw.

Wobec samych Żydów też się Sanhedryn nie sprawował najlepiej, stąd obok ugrupowań sanhedryńskich (arystokracji saduceuszy i księgokracji faryzeuszowskiej) pojawiały się „organizacje pozarządowe”, jak samarytanizm (ordodoksi mojżeszowi) i falaszyzm, jak esseńczycy (badacze-uzdrowiciele), zeloci (antyimperialni fanatycy) oraz pomniejsze.

Nikt nie zaryzykuje jednoznacznego poglądu, skąd się wziął pośród tego tygla Jezus Nazareńczyk. To znaczy: jasne było, skąd rodem, ale w której „organizacji pozarządowej” się wyszkolił – tego nie wiadomo. Są nawet „przecieki”, że po zniknięciu (po co mu było dyskutować jak równy z równym z faryzeuszami?) został bardziej lub mniej dobrowolnie poddany „studiom porównawczym” gdzieś daleko na wschód od Judei i powrócił stamtąd wyposażony w niezwykłe umiejętności i dojrzałą wiedzę „z lotu ptaka” o tym, co się w Izraelu dzieje i myśli.

Jak każdy człowiek „znikąd”, do tego zyskujący popularność pośród mas ludowych, szybko doczekał się zintensyfikowanej inwigilacji. Mniejszej ze strony rzymskiej, większej ze strony Sanhedrynu. Ostatecznie uznano, że skoro nie sposób pojąć tego co głosi, a najwyraźniej nie głosi pochwały „kierownictwa żydowskiego” – lepiej się go pozbyć.

Kiedy Jezus mówił o „królestwie niebieskim”, to zwłaszcza faryzeusze wiedzieli, o czym mowa. Ale udali głupich i donosili okupantom, że oto Jezus uzurpuje sobie prawo do doczesnej władzy nad Żydami. Okupanci połapali się w tym wszystkim, ale sobie pomyśleli: pójdziemy na rękę Sanhedrynowi, skoro coś mają do tego ludowego charyzmatyka-kaznodziei. W ten sposób nie damy mu się rozwinąć do takiej przywódczej pozycji, przez którą byśmy mieli kolejny kłopot na tej ziemi i tak sprawiającej kłopoty religijne jak nigdzie indziej.

Szary lud, nawet ten który niezbyt się do Jezusa garnął, patrzył na tę oczywistą niesprawiedliwość: uzdrowiciel i kaznodzieja, dobry Żyd wściekle atakowany przez Faryzeuszy, rękami tępych żołdaków torturowany bez cienia powodu (to się zdarza do dziś w najfajniejszych nawet demokracjach) – ostatecznie zostaje wybrany do stracenia, a jego kosztem ułaskawiony zostaje ewidentny niecnota, o którym dobrego słowa się powiedzieć nie da.

Więc pierwszy raz Jezus okpił faryzeuszy w drodze na Golgotę: każdy już teraz widział, do czego są zdolni ci uczeni w pismach obwiesie. Nawet rzymscy żołdacy nie mieli odtąd tak złej marki, zwłaszcza że niektórych ruszało sumienie.

Jezus wykiwał też całe to rzymsko-faryzeuszowskie towarzystwo na wyższym poziomie. Otóż namawiano go, by – jak to się dziś mówi – poprosił o dobrowolne poddanie się karze. Przyzna się do byle czego, i „wypętli” wszystkich oprawców z tej oczywistej pomyłki. Sanhedryn czekał na „samoprzyznanie się”, bo to pozwoliłoby mądralom okastrować go z nimbu Syna Bożego (jak może taki przybłęda mówić, że jest Mesjaszem, kiedy my tu, uczeni, nic o tym nie wiemy…?). Piłat i inni okupanci czekali na zwykłe „proszę” ze strony Jezusa, co zalegalizowałoby dotychczasowe tortury, w oczywisty sposób nieludzkie i bezpodstawne.

Charakterystyczna jest tutaj scena, opisana w następujących słowach:

Arcykapłan [Annasz] więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» 

Scena ta potwierdza, jak bardzo był Jezus biegły w prawach rzymskich i żydowskich jednocześnie. to tego stopnia, że wkurzyło to służkę, policzkującego Jezusa za „arogancję i niegrzeczność” (na co nie ma paragrafu, oczywiście).

Ostatecznie więc „numer”, jaki wywinął Jezus oprawcom, polegał na tym, że najcięższy z możliwych wyroków dostał za „arogancję i niegrzeczność” w sytuacji, kiedy merytoryczna i formalna racja była po jego stronie.

No, i dochodzimy do sedna. Ludzie wierzący w zjawiska nadprzyrodzone głoszą chwałę Jezusa, który trzeciego dnia po ukrzyżowaniu wstał sobie i opuścił kryptę. Ludzie niewierzący w takie historie budują koncepty bardziej lub mniej składne, w każdym razie spiskowe. Ostatecznie wiadomo, że nieboszczyk zniknął z grobu, choć był tam pod strażą rzymską, a rozmaici jego wyznawcy w Judei, w Europie czy Ameryce zeznają, że go po śmierci widzieli żywego, ze śladami po ukrzyżowaniu, a jego geny zachowały się w potomstwie. Ucieczka z Alcatraz to przy tym „numerze” mały pan pikuś.

 

*             *             *

Minęło kilkanaście pokoleń – a chrześcijaństwo stało się dominującą religią w Imperium, Żydzi zaś wpadli w pułapkę logistyczną co do swojej teologii. Bo albo przegapili nadejście Mesjasza, albo nie umieją przekazać swojej racji światu, który zdążył ich już kilkakrotnie po odejściu Jezusa doświadczyć.

Ani więc rzymianom, ani Sanhedrynowi nie wyszło na dobre to, co raczyli Jezusowi uczynić