Jak psu buda czy psu na budę

2014-10-07 07:45

 

Osobiście jestem zwolennikiem jak najprostszego myślenia o gospodarce, prostego aż do granicy potoczności, chłopskiego rozumu. Bo gospodarka, której nikt nie rozumie nawet na poziomie zakładu pracy, w którym funkcjonuje – to pole do wszelkich wyobrażalnych nadużyć.

Pozwolę sobie zatem – jakem ekonomista (teoretyk i filozof, ale wyszkolony w matematycznych niuansach) – na jeden-jedyny rysunek, mający „wszystko objaśnić”.

Z lewej strony mamy pojedynczych ludzi skupionych w rozmaite konstelacje (rodziny, sąsiedztwa, wspólnoty, organizacje, firmy), i tym wszystkim na poziomie środowiskowym-lokalnym zarządzają w miarę samorządne „Admi”, których rolę pojmuje każdy, kto wie, że niektóre – a może i większość – sprawy publiczne muszą być znormalizowane, zestandaryzowane, skatalogowane (jak to, że mamy drogowy ruch prawostronny, jak to, że budowle muszą być bezpieczne, jak to, że wodociąg, wentylacja albo elektryczność musi spełniać minimalne normy techniczne).

I na tym możnaby poprzestać, ale cywilizacje-kultury wykreowały organizacje zarządzające Krajami i Ludnością, zwane Państwami. Biorą one na siebie zarządzanie tym wszystkim z pozycji ponad-środowiskowych, ponad-lokalnych. W tym celu redagują Budżet, a żeby on się ziścił, powstają rozmaite urzędy, służby, organy.

Kiedy już Budżet stał się faktem (czyli został „pobrany” od ludzi i ich konstelacji) – Państwa rozpisują zagregowane, skumulowane potrzeby społeczne na rubryki budżetowe i poprzez (te same albo inne) urzędy, organy oraz służby przekazują zasoby tych rubryk ku tym samym ludziom i ich konstelacjom.

Rysunek nie uwzględnia faktu, że sam proces budżetowania powoduje „mnożnikowanie” sum „pobranych”. Bo każdy w pojedynkę nie wybuduje mostu, ale suma składek – umożliwia to. Zatem suma „pobrana” z lewej strony rysunku – po mnożnikowaniu – staje się dużo większa po prawej stronie rysunku, nawet uwzględniając koszty urzędów, organów i służb. Ostatecznie cały proces wszystkim się opłaca.

Cała sztuka legitymizująca Państwo polega na tym, by Budżet rzeczywiście „mnożnikował” pobrane sumy, bo jeśli koszty urzędów, organów i służb są większe niż mnożnikowe nadwyżki – to cała Gospodarka nie ma sensu, gdyż jedynie przysparza zgryzoty, a nic nie daje tym, którzy wytwarzają dochód. MAJĄ ONI KONSTYTUCYJNE PRAWO ODMÓWIĆ FINANSOWANIA BUDŻETU, KTÓREGO MNOŻNIKOWANIE NIE PRZEWYŻSZA KOSZTÓW PAŃSTWA.

 

*             *             *

I to jest wszystko, co każdy obywatel wiedzieć powinien, aby rozumieć fenomen Gospodarki jako przejawu życia społecznego.

Hola hola – pora teraz na korektę przybliżającą całość do namacalnej rzeczywistości. Otóż Państwo, wykorzystując swoją „przewagę masy”, wchłania na całym świecie to, co nazwaliśmy ADMI. W Polsce są to administracje lokalne (terenowe) zwane mylnie samorządowymi, a także - równie mylnie nazywane – samorządy branżowe, środowiskowe, spółdzielcze związki rewizyjne, a nawet „korporacje” organizacji zwanych pozarządowymi i związki zawodowe.

Gdyby było „normalnie” – to właśnie samorząd terytorialny, izby branżowe (i gildie, cechy), związki spółdzielcze czy „zrzeszenia towarzystw i klubów” i (roszczeniowo nastawione) związki zawodowe – byłyby kompetentnym CZUJNIKIEM słabnącego mnożnikowania budżetowego i dopingowałyby Państwo do samonaprawy. Kiedy jednak Państwo nimi włada z pozycji „duży może więcej” oraz dokonuje swoistego prozelityzmu (najaktywniejsi działacze oddolni stają się urzędnikami i funkcjonariuszami Państwa) – to czujniki zostają wyłączone albo przestawione w sposób do złudzenia przypominający kopalniany proceder przeregulowywania czujników metanu, byle tylko (ryzykiem życia górników) nie przerywać wydobycia.

Kiedy wszystko, co z pozoru i ze statutu jest samorządne, a na skutek prozelityzmu staje się agenturą Państwa – społeczny, ustrojowy obowiązek mnożnikowania zostaje „wyciszony” – i to jest źródło wszelkich napięć społecznych. Są kraje, w których czujni obywatele nie dają swoim samorządom przekabacić się w agenturę Państwa, ale są też kraje, w których nawet autokefaliczne kościoły stają się organami wspierającymi Państwa.

 

*             *             *

Kiedy już Państwo przejmie kontrolę nad obszarem ADMI – powiela tam samo siebie metodą fraktalną. Jest obszerna literatura w tej sprawie, więc nie ma co się wymądrzać: administracje lokalne (terenowe), samorządy branżowe, środowiskowe, spółdzielcze związki rewizyjne, „korporacje” organizacji zwanych pozarządowymi i związki zawodowe, ale też np. związki sportowe, środowiska akademickie, prawnicze, rolnicze, pozarządowe rady stowarzyszeń i fundacji, itd., itp. – z mocy prawa mają funkcjonować jak „mikropaństwa”, co oznacza, że podany wyżej rysunek, odpowiednio przeskalowany, pasuje np. do związku kółek rolniczych, albo do „korporacji” ogrodnictwa działkowego, do związku piłki siatkowej, związku powiatów, itd., itp. W takich „mikropaństwach” działają odrębne systemy „opodatkowania”, komisje problemowe, komisje rewizyjne, sądy, suwerenne przepisy, organy władzy, organy kontrolne, budżety.

Jeśli obywatele dopuszczają do tak skrajnego upaństwowienia sfery samorządowej (ADMI) – to tym samym tracą jakąkolwiek kontrolę nad Państwem, zaś Państwo – paradoksalnie – może z obywatelem sobie poczynać dowolnie i praktycznie bez kontroli, choć niby mechanizmów kontroli i konsultacji społecznych jest mrowie.

I wtedy – na skutek specjalnie spreparowanej „dwuwładzy” – pojawiają się rzeczywiste problemy, które okazują się nierozwiązywalne: bandytyzm zawodników sportowych i afery dopingowe oraz bezkarne „pomyłki sędziowskie”, kumulujące się zatory płatnicze, bezkarność organów kontroli i skarbowych rujnujących przedsiębiorczość, masowe bankructwa firm turystycznych w środku sezonu, bezsilność związków zawodowych w kwestii zaległych wynagrodzeń, prawnicze „państwo w państwie”.