Jak tu nie kochać Ojczyzny…!?! Pacanowo

2013-12-03 11:06

 

Kiedy już pójdę do nieba – no, bo przecież tam trafię, to oczywiste – to nie wiem, czy będę zadowolony. Ja przecież już tutaj mam jak u Pana Boga za piecem!

Moi dzielni przodkowie wyrąbali sobie mój kraj, ziemię Polan, pośród puszczy. Rozpoczęli wokół Kruszwicy, Giecza, Kalisza, czy jakoś tak… (zgodnie z dokumentem „Dagome iudex” z ok. 991 roku, stanowiącym regest dokumentu, którego wystawcą był Mieszko I, za jedyną formalną stolicę państwa polskiego uważano wówczas Gniezno: na ten fakt wskazuje umieszczenie w Gnieźnie relikwii św. Wojciecha i zorganizowanie zjazdu gnieźnieńskiego oraz koronacje królewskie w Gnieźnie). Osadnictwo na tym terenie – czytamy w Pedii – było podyktowane żyznością gleb, bogactwami naturalnymi i dogodnym położeniem geograficznym. Rozwojowi Kruszwicy sprzyjało położenie na "szlaku bursztynowym" i na szlaku z Wielkopolski na Ruś. Szlak wodny prowadzący od Warty, poprzez jezioro Gopło do Wisły był dodatkowym atutem Kruszwicy. Kruszwica w tym czasie była niewielką osadą o charakterze otwartym. Najprawdopodobniej głównym grodem plemienia Goplan była silnie broniona osada w Mietlicy, położona ok. 20 km w kierunku południowym od Kruszwicy. W IX wieku plemię Goplan zostało włączone do państwa Polan. Dlatego w X i XI wieku Kruszwica stała się znaczącym ośrodkiem miejskim z grodem na wyspie, gdzie rezydowali polscy królowie i książęta.

Jak tylko okopaliśmy się na Wielkopolsce – nasz dzielny Mieszko ściągnął sobie zza gór Dobrawę (czes. Doubravka). Była córką Bolesława I Srogiego, księcia czeskiego z dynastii Przemyślidów; siostrą Bolesława II Pobożnego, Strachkwasa Chrystiana i Mlady Marii. Z jej pomocą ochrzcił Polskę, a przynajmniej swoją drużynę książęcą. Dała mu syna Bolesława, nie bez przyczyny zwanego Chrobrym, który dawał łupnia każdemu, kto się tylko spojrzał na nas krzywo albo łakomym okiem, a w ruskim Kijowie ustanawiał panów. Sam Mieszko też miał krzepę bojową. W 972 roku pod grodem Cedynia Mieszko I i jego brat Czcibor stoczył zwycięską bitwę o ujście Odry z margrabią Hodonem.

W międzyczasie narodziła się pieśń bojowa, Bogarodzica, dająca nam wiele chwały, z których największa – to pokonanie pod Grunwaldem kwiatu europejskich mistrzów miecza, kopii i innych narzędzi, którzy myśleli, że zjechali do Mistrza Jungingena na świetną zabawę w polu, wyrzynając hordy Rusinów, pogańskich Żmudzinów i prowincjuszy polskich, a tymczasem dostali łupnia jak trzeba, przez co Europa dowiedziała się, że na wschodzie jest państwo od morza do morza, wielonarodowe, wielokulturowe, znające sztukę dyplomacji, ale nie bojące się zbrojnych rozstrzygnięć.

Bo wcześniej mieli nas Germanie, Gallowie, a nawet Skandynawowie i Watykańczycy, za hetkę-pętelkę, choć stolicę mieliśmy na Wawelu (przeniesioną przez Kazimierza Odnowiciela), z epizodami płockim i poznańskimi, choć przecież Kazimierz Wielki, rodem z kujawskiego matecznika Piastów, zamienił drewniany gród małopolski nad Wisłą w murowaną metropolię, ufundował tamże Akademię Krakowską, całemu Krajowi dając też prawa w postaci statutów wiślicko-piotrkowskich.

I demokracji nikt nie musi nas uczyć. Pierwsza udokumentowana elekcja na tron Polski odbyła się w roku 1386, a osobą która została wybrana na władcę ówczesnego państwa polskiego był Władysław Jagiełło (właściwie Jogaila Algirdaitis). Król Zygmunt I Stary wydał dwa statuty w latach 1530 i 1538, którymi ustanowił raz na zawsze elekcję viritim. Na elekcję mógł przybyć każdy kto by chciał (unusquisque qui vellet) a elekcja ma być wolna (electio Regis libera). Do momentu ich zniesienia przez Sejm Czteroletni w 1791 odbyło się 13 wolnych elekcji, a wybieraliśmy na nich Litwina Władysława Jagiełłę, Francuza Henryka Walezego, Szweda Zygmunta Wazę, Węgra Batorego, Germanów drezdeńskich Augusta II Mocnego i Augusta III Sasa, kresowianina ruskiego Korybuta Wiśniowieckiego. A jak już wybraliśmy swojego, Polaka, to rozsławił nas na Europę wiktorią wiedeńską! Więcej: np. Władysław IV Waza, król Polski w latach 1632–1648, był zarazem tytularnym królem Szwecji 1632–1648 i tytularnym carem Rosji do 1634!

Co do demokracji, to mamy jeszcze Konstytucję 3 maja, która zrobiła takie wrażenie na sąsiadach, że postanowili tak rozkwitającą republikę zdusić w zarodku. Odtąd mogliśmy już pokazywać światu inną stronę naszego patriotyzmu: powstańczą niezłomność Kostki Napierskiego (powstanie chłopskie), Kościuszki (insurekcja jego imienia), Jana Kantego Andrusikiewicza (insurekcja pod Tatrami – powstanie chochołowskie), Dąbrowskiego (pierwsze powstanie wielkopolskie), Wysockiego (sprzysiężenie podchorążych, powstanie listopadowe), Ceynowy (powstanie kaszubsko-kociewskie), Kilińskiego (insurekcja warszawska), Dembowskiego (powstanie krakowskie, wielkopolan drugiego powstania (1946), Komitet Centralny Narodowy (powstanie styczniowe), Ślązaków (trzy powstania pod wodzą Zgrzebnioka, potem Korfantego), robotników łódzkich (1905). Duma mnie rozpiera: zaborcy nie mogli być pewni dnia ani godziny, choć tłumiąc powstania dokonywali rzezi, wywózek, konfiskat.

A w tym czasie Mickiewicze, Norwidowie, Chopinowie, Sienkiewicze, Skłodowskie, dziesiątki innych dawali świadectwo światu, że „jeszcze nie umarła”, walcząc słowem i nutami oraz umysłami tam, gdzie inni „za wolność naszą i waszą”… Uparł się też Drzymała, że Polska jest tam gdzie on: choćby na wozie cyrkowym czy w lepiance. Wiele lat później z jego sposobu na falandyzację prawa skorzystał znany doradca Wałęsy, tyle że w nieco innej intencji. Tuż obok Cegielski pokazywał wzorzec Polaka: filolog, przemysłowiec, działacz społeczny, dziennikarz i polityk.

Aż powróciła upragniona wolność, hulając zrazu na Kasztance, grając na światowej sławy pianinie, ginąc od wściekłej kuli w zachęcie, rzężąc pod sanacyjnym butem w 1926. Nie zabrakło i tu chwały, tej radzymińskiej.

Zostawmy na boku epizod hitlerowski: cała Europa z nim się zmagała. Za to mieliśmy udział w zdobyciu Berlina i w konferencji poczdamskiej, choć ostatecznie przegraliśmy chyba tę wojnę.

W obozie socjalistycznym byliśmy barakiem najweselszym, ale też najbardziej krnąbrnym, a wszystkie inne baraki zazdrościły nam pozycji najbardziej „zachodniego”. Nie bez przyczyny. Daliśmy światu Solidarność z wkładką w postaci Wałęsy, a do tego papieża, w ten sposób staliśmy się pośrednio globalnym mocarstwem. Europie zaś daliśmy carte blanche, darmowy bilet do naszych spichlerzy, na którym obłowiła się zresztą całą światowa finansjera. Za to u boku mocarza nad mocarze mogliśmy, niczym giermek, albo Sancho Pansa, przypomnieć sobie tradycje „za wolność naszą i waszą”: na Bałkanach, w Iraku, w Afganistanie, jak wcześniej w parunastu innych misjach. No, może to była bardziej tradycja polskich legionów w Haiti… Wielu legionistów z półbrygad wysłanych tam przez Napoleona przeszło na stronę „czarnego generała” nie mogąc odnaleźć się w znienawidzonej roli zaborców. Czterystu legionistów osiadło na południu wyspy. Jakoś współcześni zaciężni nie mają na to ochoty, jeden Mazowiecki rzucił papierami widząc, że Europie w smak rzezie bałkańskie…

I już-już Polska miała wmieszać się w bezbarwną pielgrzymkę europejską ku nie wiadomo czemu – kiedy nagle wpisaliśmy się w Historię Świata wielką, niebywałą, jedyną taką Katastrofą.

Tu przerwę, lecz róg trzymam. Złoty?

Na razie dalejże Ukrainę pouczać! Szczerbcem...!