Janusz Korwin-Mikke. Racja nie do ugrania

2011-09-20 10:19

Moi koledzy, siedzący i robiący w polityce, kiwając z politowaniem nad moimi ostatnimi inicjatywami, powiadają: nie jest ważne, jak wspaniałe rzeczy przedsiębierzesz, nie jest ważne, że masz rację, za to ważne jest, czy tę swoją rację ugrasz w przestrzeni politycznej, społecznej, medialnej. Ja wtedy odmawiam im prawa do dyrdymałów nad moim grobem, że niby dzielny byłem, a świat mnie nie docenił.

 

Janusz Korwin-Mikke – to enfant terrible polskiej polityki, człowiek niepogodzony z polskim absurdem (nie tylko politycznym), wieczny poszukiwacz „kamienia filozoficznego”, którego mimo udowodnionej wysokiej inteligencji – jeszcze nie znalazł. Jego polityczna donkiszoteria i publicystyczna dezynwoltura (odsiałem już czytelników szukających taniego efektu?) znajduje w kraju bierne poparcie kilku milionów (patrz: blog JKM), a czynne – kilkuset tysięcy wyborców (patrz: wyniki wyborów).

 

Żeby zanurzyć się w to, co myśli, trzeba przejść przez fazę zachwytu, zniecierpliwienia, prób przerwania mu, osowiałości. Dopiero wtedy jest szansa, że pokłady żelaznej logiki zmieszane z samorodkami talentu publicystycznego zaczynają być dostępne interlokutorowi.

 

Miałem okazję co najmniej dwa razy rozmawiać z nim dłuuuuugo, z tego raz w kuszetce do Rzeszowa, więc mam to doświadczenie kilkufazowe za sobą.

 

Dziś JKM staje przed wyzwaniem i próbą zarazem. Nie mam wątpliwości, że ją podejmie. Inny by poszedł na jakiś cichy układ, kompromis, ale nie on. Przewiduję skutki tragiczne (pamiętacie, lustracja to też jego sprawka, słuszna, a jak rozpaprana przez matołów), ale cóż, bomby zegarowe trzeba rozbrajać idąc im na rękę, a nie drażnić.

 

Wyjaśnijmy: Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała o czasie tylko 20 na potrzebnych 21 komitetów-list złożonych przez JKM, a to dlatego, że liczyła długo podpisy, złożone w terminie, ale paragraf mówi o zarejestrowaniu, a nie złożeniu. Między złożeniem a zarejestrowaniem wnioskodawca nie miał żadnego wpływu na procedury wewnętrzne PKW, te zaś nie są skodyfikowane. Merytoryczna racja jest po stronie JKM, formalna – po stronie PKW. Pułapka, a w Polsce pułapki są dla petentów, a nie dla mieszaczy.

 

Tzw. opinia publiczna, jeśli już się tematem zainteresuje, jest po stronie JKM.

 

Polskie trybunały mają niezłą już historię kaskaderską, linoskoczkową, potrafią udając legalizm zalegalizować bezprawie, więc tak się stanie również tym razem. Ugrupowanie JKM zgłaszające listy z podpisami nie miało obowiązku złożyć tych list w terminie, który „na pewno” wystarczyłby PKW na rejestrację komitetów wyborczych i list. Pod względem formalnym jest to proste: nieznane są (nie sa skodyfikowane) wewnętrzne procedury rejestracyjne, każdy dystans czasowy pomiędzy złożeniem list-wniosków i ich rejestracją obarcza odpowiedzialnością wyłącznie PKW. Gdyby było inaczej, to PKW ma w ręku poważne, pozakonstytucyjne narzędzie manipulacji wyborczych. Może zawsze powiedzieć, że liczyło głosy czy podpisy dłużej niż typowo, bo coś tam coś tam, a nawet bez tłumaczenia się. A przecież można było po prostu powiedzieć, że składamy w jakimś terminie, a nie rejestrujemy. Od momentu złożenia do momentu rejestracji nic nie zależy od wnioskodawcy, więc nie może on ponosić odpowiedzialności za ten okres. A ponosi, już teraz, niezależnie od rozstrzygnięcia.

 

Protest powyborczy, nawet jeśli skuteczny,  będzie miał takie samo znaczenie faktyczne, jak uniewinnienie albo ułaskawienie minutę po egzekucji. Poprzedniego, sprawiedliwego status quo nie da się przywrócić bez wielkich kosztów społecznych.

 

Moim zdaniem, ze względu na nierozwiązywalny konflikt racji formalnej i racji faktycznej, w trosce o ducha prawa i ducha demokracji, Prezydent powinien przesunąć o tydzień termin wyborów, co przesunęłoby kalendarz wyborczy, ale bez możliwości dokładania czegokolwiek, tylko dla „przywrócenia terminu” dla konkretnego przypadku, sprokurowanego nie z winy „petenta”. Albo sama PKW powinna zastosować tę instytucję „przywrócenia terminu”, bo dla takich przypadków została ona stworzona.

 

Jeśli tak się nie stanie – to nie mniej jak 1 milion głosów będzie pod przymusem okoliczności oddany inaczej niż wskazują na to preferencje wyborców, a to upoważnia do unieważnienia wyborów. Wiadomo to już dziś, bez żadnego zaskoczenia na przyszłość.

 

JKM doskonale to wyczuwa i straszy polityków rozróbą PiS, gdyby po dobrym głosowaniu na tę partię wybory stałyby się nieważne. I teraz pospekulujmy:

1.       Europa i cały świat w tej sprawie zyska kolejny temat dla „polish jokes”;

2.       Platformiści zechcą przekupić JKM jakimś beneficjum, a jego reakcja jest nieprzewidywalna;

3.       PiS w tej sprawie narobi rabanu, ale na zupełnie inny temat;

4.       JPN, Palikoty, PSL-e i SLD-owcy zanurzą „końce w wodę”, bo JKM to dla nich konkurencja nie do zniesienia;

5.       Obywatelskie zdanie na temat RP po raz kolejny zyska argument na NIE;

6.       Nihilistyczne zaś NIE będzie jeszcze długo rechotało, może nawet wystosuje zaproszenie dla JKM dając mu rubrykę (on odmówi);

7.       Maturzyści będą wiedzieć o polityce nieco więcej prawdy;

 

Jak na razie, jedyne uczciwe rozwiązanie, to rozwiązanie umowy z prawnikami sejmowymi, którzy przepuścili tego bubla (i parę innych kwiatków).

 

Rozumiem, że czekamy, co Sąd w tej sprawie ma do powiedzenia, więc „sytuacja jest dynamiczna”.

 

Kontakty

Publications

nie do ugrania

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz