Janusz P.: fachowiec w odstawce

2011-11-10 15:31

Poznałem go w SGPiS jako działacza odradzającego się w uczelniach ZMW. Typ gospodarski pod każdym względem: niezbyt wylewny, niezbyt wyrywny, za to sumienny i przewidywalny. Ja jestem synem ogrodników, ale mam inne niż Janusz Piechociński cechy.

 

Kiedy po raz drugi się zetknęliśmy, on już był dużym aktywistą ZMW, a ja miałem przetrąconą karierę w ZSP. Pracowałem w TAU, należącym do ZMW, w ten sposób mieliśmy kontakt częstszy, choć ceremonialny. Janusz był już człowiekiem ukształtowanym, dorosłym.

 

Stosunkowo szybko stał się filarem odmłodzonego PSL: obok rówieśników Pawlaka, Sawickiego, Kłopotka, Struzika, Kalinowskiego, Dobrosza, Pęka, Burego, Soski – stanął w awangardzie ruchu ludowego, choć był chyba najcichszym poza Pawlakiem członkiem kierownictwa. Ale okazywało się, że przy perturbacjach nie on był „na swoim”, choć pewnie mógł – tylko np. Wojciechowski, dziś w zupełnie innej partii. Nie mój problem, ale mogliby ludowcy zamyślić się nad tym…

 

Jako działacz ma wadę: jest solistą, nie umie budować drużyn dla umocnienia swojej pozycji. Jako polityk ma zaletę: nie zna słowa „wdzięczność”, co może wielu odbiera jako niewdzięczność (za pomoc sztabową, itd.), ale z drugiej strony ma się chyba pewność, ze Janusz nie gra w jakieś zakulisowe sprawy aferalne.

 

W ciągu kilkunastu ostatnich lat Janusz Piechociński stał się niewątpliwym ekspertem, nie tylko krajowym, w dziedzinie najszerzej pojętej  infrastruktury. Jest też, podkreślmy, ekonomistą z praktyką akademicką. Praca naukowa poparta doświadczeniem praktycznym i politycznym, przy ponadprzeciętnej inteligencji – to dużo. Mam wrażenie, może przesadnie koleżeńskie, że nie ma sobie równych, gdyby więc był rasowym politykiem – Grabarczyk nie miałby szans. I ktokolwiek inny. Wtedy ta kluczowa dziedzina polskiej substancji nie byłaby ani grabiona, ani rozgrzebana, ani cichcem grzebana.

 

Słyszę, że skład rządu „nowego” nie ulegnie zmianie co do struktury, co do podziału wpływów. PSL i PO uchwycą w dłonie te same stery co poprzednio. Czyż można się dziwić? Ministerstwa wszak i urzędy centralne są kotwicowiskiem kamaryl (partyjnych, środowiskowych), ilość nitek stamtąd wychodzących przypomina tkalnię, więc każde przegrupowanie zmuszałoby do odbudowywania porwanych więzi.

 

Kamaryle wolą na każdy wakat albo młodego zdolnego (nic mu nie ujmując), który nie ma jeszcze „swojej bandy”, albo starego sprawdzonego gracza – niż fachowca.

 

Mnie najbardziej interesuje, niemal zacieram kolana, któż to obejmie ministerialną schedę po „spółdzielni” łódzkiej. Być może nic się poza nazwiskiem ministra nie zmieni? Ale kiedy podpatruję (obym się mylił), że Janusza raczej nikt nie zaprasza do zabawy – to mam zwyczajny niesmak. Słyszę też, że resorty Gospodarki, Infrastruktury i Spraw Wewnętrznych mają się „przeredagować”. Tyle że nie „pod Janusza”.

 

Gadam, jakby był niezastąpiony. Nie, no, nieprawda, zastąpią go, tylko kim…?