Jeśli nie mniejszość…

2018-11-13 17:44

 

Los mi oszczędził licznych okazji do tłumaczenia się, że nie jestem „aż taki”. Na przykład nie mam widomych znaków inwalidztwa, choć z wiekiem ubywa mi włosów i zębów oraz oddechu, a przybywa w pasie. Nie interesuję się łóżkowo płcią podobną do mojej, nie trafiło mnie niedookreślenie płciowe, swoją płeć fizyczną akceptuję i używam jej ze smakiem, zgodnie z „wolą bożą”. Wzrostu jestem 177, co oznacza, że w statystykach jestem wysoki, choć młodzieży wyższej ode mnie – przybywa. Umysłowo nadążam za światem, w ogóle moje zmysły pracują „wedle zamówienia”, chyba że uwzględnimy ledwo zauważalne przytępienie słuchu (eh, ten młodzieńczy big-bit). Choć wiadomo, że wszyscy w metryce mamy – symbolicznie  – Adama z Ewą, Kaina z Ablem, Sema, Jafeta i Chama – to jarmułka, koszerność i szabas nie są moją codziennością. Jestem członkiem średniej wielkości narodu, rozpoznawalnego w połowie świata, chyba nigdy nie poczułem się wezwany do tłumaczenia się z tego, że jestem Polakiem, a przecież podróżuję pasjami. Mam kilka talentów, predyspozycji, umiejętności, które – w moim przekonaniu – świetnie mnie ubogacają, dobrze też wpływają na mój wizerunek pośród bliskich i wizerunek publiczny. Moje rozmaite kompleksy są bardziej substancją dopingującą do wzmacniania się niż substancją dołującą. Do tego nie dopadły mnie używki , te „niewinne” i te zgubne. Jestem chrześcijaninem pośród większości chrześcijańskiej religijnie, a przynajmniej kulturowo – i  „jadę ostrożnie” w tych sprawach, nie bawię się ani w ortodoksję, ani w hipokryzję czy dewocję. Towarzysko – nie narzekam, nie jestem wodzirejem, ale też nie jestem w ogonie.

No, jestem normalny – tak sobie mylę. W rozumieniu – statystycznie uśredniony.

W warunkach naszego przyrodzonego kmiecego kołtuństwa czuję się – wobec powyższego – bezpieczny, ale choć komfortu nie łaknę – trudno byłoby o mnie powiedzieć wyłącznie używając komplementów. Na pewno przysparzam pracy swojemu Państwu (urzędy, organy, służby), które mści się za to bez werwy, leniwie.

Może trochę jestem mniejszościowy w tym, że kiedy co jakiś czas napotykam „tłum” albo „marsz” – to bardzo ostrożnie daję się wchłonąć. Właściwie nie daje się, zachowuje to minimum „nienaszości”.

 

*             *             *

Jako człowiek, o którym trudno powiedzieć, że doświadczył bycia jakąkolwiek „mniejszością” – jestem gorącym zwolennikiem wymazania słowa „mniejszość” ze słowników. Podobnie jak słowa „tolerancja” czy „równość”, oraz wielu podobnych. Subtelnie dyskredytujących (patrz: „blondynka”).

Sądzę, że przy pełnej świadomości, jak paskudnym dla siebie samego i dla Ziemi jest gatunek „człowiek” – naszym przeznaczeniem jest przetrwać godnie do następnego rozdania Opatrzności, która – tak to już jest – któregoś dnia nas (ludzi) skreśli i wytypuje sobie nowy nośnik ku przyszłości.

Właściwie to wszystko.