Jest nam dobrze i dobrze nam tak!

2013-09-11 07:45

 

Andrzej Mleczko, grubo ponad kwintal żywego „krakusa”, słynie z poczucia humoru oraz z tego, że umie ów humor narysować wymownie.

(wrażliwi i dobrze urodzeni „herbowi” niech tego akapitu nie czytają) Jeden z politycznych rysunków Mleczki sprzed kilkudziesięciu lat, chyba jeszcze z czasów Gierka, przedstawia człowieka, który właśnie wstał z przepełnionego „czymś tam” sedesu i powiada patrząc na swoje „kiblowe” osiąnięcie: ZROBILIŚMY WIELE, I WIELE JESZCZE ZOSTAŁO DO ZROBIENIA.

Inny „krakus”, podobnej postury, o inicjałach AG, znany najbardziej z roli Ferdynanda w serialu kręconym we Wrocławiu, podśpiewuje czasem na scenie muzycznej taki a’la szmonces: „ja wam mówię jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, ale nienajgorzej jest”. Tyle, że on to podśpiewuje teraz, Anno Domini 2013!

Bawią mnie apostołowie Rządu, którzy z trybun ważnych i w mediach zaklinają się: przecież tyle żeśmy zrobili, czyż tego nie widać? Pomny rysunku Mleczki, odpowiadam w stylu Ferdynanda Kiepskiego: widać, widać, he he, resztę niech już zrobi ktoś inny i ja sobie wypraszam, proszę się już wynosić z naszej prywatnej-publicznej toalety, bo jak nie, to wam zasadzimy kopa w d…, takiego, że się nawet fizjologom nie śniło, paździochy jedne!

Bo widzicie, Szanowni Immunitetowi: ważne jest to, czego NIE ZROBILIŚCIE. Wczoraj kolega Szejfeld (gdybym wiedział, na jakiego jemioła wyrośnie, nie piłbym z nim sylwestrowego brudzia ongiś w Ustrzykach Górnych) – wbrew panatuskowej propagandzie, raczył w dyspucie z Guzem ripostować: panie przewodniczący, w dobie największego kryzysu w dziejach my tu takie wskaźniki mamy! To ja się pytam, niczym serialowy Boczek: to jakże jest z tym kryzysem, to on jest czy go nie ma, bo raz mówicie że jest, a raz że go ominęliśmy z gracją!?! A jeść się chce…!

Przeciętny zjadacz coraz mniejszej pajdy chleba nie ogląda się, kolego Szejnfeld, na Twoje wskaźniki. Nie chce jakoś, szelma niewdzięczna, dostrzec, że kiedyś średnia była 50, a teraz aż 500, tylko widzi, że on jak miał 20 tak ma 50, a ktoś inny miał 80 a ma 950! Widzi zatem nasz szarak, że jego siła nabywcza wcale nie wzrosła, a kto wie, czy nie zmalała (chleb, cukier, bilety – wszystko rośnie!), choć mu wynagrodzenie wzrosło ponad dwukrotnie. I zastanawia się nasz szarak, co też takiego zrobił dla Ludzkości „tamten” (bo dla szaraka akurat nic nie zrobił), że jego dochód wzrósł prawie 12-krotnie!?! I czy „tamten” w ogóle coś zrobił, czy tylko „dosiadł” się do żłobu we właściwym miejscu i wyżera jego, szarakową karmę!?! Aby potem „zrobić wiele i wiele jeszcze przedsiębrać”!?!

W ostatnim 25-leciu Polska jak długa i szeroka została zasypana tysiącami rozmaitych atrakcyjnych dóbr i usług, fikuśnych, kolorowych, przecudownych. Tyle że przeciętny zjadacz chleba może się co najwyżej poprzechadzać po tym kiermaszu próżności, bo swoje chude wypłaty – jeśli je ma – musi oszczędzać na dobra podstawowe. I tak mu nie wystarczy. Zatem będzie żył w ustawicznym poczuciu niespełnienia, a ci lepiej usytuowani będą mu jeszcze wypominać, że się nie uczył, nie myślał pozytywnie, nie inwestował w siebie, dlatego dziś robi za proleta, a nie za „człowieka godnego szacunku”.

Czyż nie jest decyzją rozpaczliwą wyjazd do obcego kraju „za chlebem”, często zresztą wyjazd nieudany? Czyż nie jest decyzją rozpaczliwą podjęcie „przestępczości” polegającej na podkradaniu różnych drobiazgów z miejsc publicznych i z hipermarketów? Czyż nie jest decyzją rozpaczliwą zastawianie „ostatniej koszuli” w lombardzie? Czyż nie jest decyzją rozpaczliwą branie zbójeckich pożyczek od szemranych „finansistów” ogłaszających się na kartkach A4? Czyż nie jest decyzją rozpaczliwą zgoda na zatrudnienie „cicho-sza”, gdzie wynagrodzenie jest w rzeczywistości ustalane „po wykonaniu” i coraz częściej nie płacone (a ostatnio zdarzyło się, że „pracodawca” napadł i pokaleczył pracownika upominającego się o zapłatę)? Czyż nie jest decyzją rozpaczliwą eksterminacja własnego potomstwa, narodzonego lub nie, w ataku szału albo z rozmysłem, by nie widzieć dziecięcej beznadziei?

Czy rodzimy się emigrantami, podkradaczami, pożyczkobiorcami, niewolnikami szemranej pracy, dłużnikami lombardów i pożyczkodajni, gapowiczami publicznego transportu, dzieciobójcami, sprzedawcami własnych ciał? Jaki procent Ludności musi popaść w nędzę, by kolega Szejnfeld nie nazywał ich bezdusznie nieroztropnymi utracjuszami i pijakami, a Niesiołowski przestał zachęcać nas do konsumpcji szczawiu i mirabelek? Jak wielka musi być liczba nieźle prosperujących komorników i firm windykacyjnych, by Immunitetowi zrozumieli, że coś tu nie gra, że ten „przemysł” owoców nie daje? Kiedy wreszcie urzędnicy, policjanci, prokuratorzy, sędziowie przestaną być rozliczani ze „statystyk” oraz ze „środowiskowej lojalności”, a zaczną przyglądać się sprawom z należnym poczuciem SPRAWIEDLIWOŚCI? Kiedy wreszcie cwaniaczkowie dojący Ludność i Kraj zostaną pozbawieni możliwości uprawiania łupiestwa, a w to miejsce da się rzeczywiste szanse rzeczywistym przedsiębiorcom?

Budowanie dobrej kondycji wskaźników nie ma sensu, jeśli oznacza rosnące rozwarstwienie dochodów, możliwości, uprawnień, swobody dostępu do dóbr, przy czym rosnąca warstwa nędzarzy lub o-mało-co-nędzarzy służy za „mięso” tym 10% „ludzi sukcesu” i tym 30% „ludzi liczących na sukces”!

Na całym świecie są ludzie nieroztropni i utracjusze. W Polsce też. Na całym świecie są ludzie szukający łatwego chleba kosztem innych. W Polsce też. Na całym świecie są ludzie rządzący fatalnie. W Polsce też. Na całym świecie są przestępcy i zbrodniarze. W Polsce też. Ale – takie mam wrażenie – Polska jest jednym z nielicznych krajów, gdzie te patologie kwitną, jakby były esencją gospodarki, polityki, życia społecznego, mają się lepiej niż ludzie porządni, uczciwi, przyzwoici. I o to chodzi tym, których dziś nazywam DUDZIARZAMI. Ogracie Dudę – przyjdą inni, aż do skutku będą przychodzić, aż się patologia przestanie w Polsce czuć uprzywilejowana. Przy czym PATOLOGIA to nie ludzie żyjący w nędzy, tylko ci, którzy ich do tej nędzy doprowadzają, po dobroci, po prośbie, przemocą, przymusem, rozbójnictwem, oszustwem, sposobem.