Jeszcze tylko porcja banałów…

2019-04-29 09:38

 

Kiedy się ma blogerski „licznik” sięgający kilku tysięcy notek, i jeszcze kiedy założy się, że 10% tych notek to zwykłe gnioty, owoce słabszego dnia czy niezdrowych emocji – to ma się pewność, że kilkaset tekstów jest po prostu „bagażem ujemnym”, tak jakbym przez rok z okładem pisał ostatnie bzdury. To dużo.

Nie wpadam w kompleksy, tylko uważnie czytam komentarze, nawet te odruchowe, wywołane „odruchem Pawłowa”. Że niby komuś się „skojarzy” i całe pisanie na nic, bo on się wgryza w jakiś „wywoływacz skojarzeń”, nie czytając samego tekstu, tylko odpowiada na to, co pomyślał przeczytawszy jakieś słowo.

I jeszcze ten zarzut, że piszę trudnym językiem. Odpowiadam: ja akurat ten język rozumiem, a moim głównym adresatem jest Czytelnik na jakimś poziomie zorientowania i erudycji, nie każdy, więc może „niektóry” Czytelnik mieć kłopoty z rozpoznaniem, „co poeta miał na myśli”. To zresztą stały kłopot piszących.

Kłopotem najważniejszym publicystów zaangażowanych w polskie „sprawy” jest polaryzacja społeczeństwa, którą nazwałbym „amerykanizacją”. Chodzi o dwie „warstwy czytelnicze””

  1. Jedną warstwę stanowią ludzie zorientowani i oczytani, niekiedy eksperci w dziedzinach techniczno-inżynierskich, ekonomicznych, nauk o Państwie-Społeczeństwie-Kulturze, zawsze mieszczący się w kategorii „inteligent-społecznik”: tacy ludzie grają o pozycję pośród Decydentury, czyli elity spraw politycznych, decydującej o kształcie ustaw, o ustroju, o budżetach, o edukacji-nauce-mediach, o procedurach-algorytmach-certyfikatach, tacy też ludzie dobierają sobie Nomenklaturę, czyli pod-decydentów, wykonawców woli „suwerennej”. Oceniam, że takich ludzi w Polsce jest kilkaset tysięcy, z tego kilkadziesiąt tysięcy na co dzień żyje najważniejszymi wyzwaniami Kraju i Społeczeństwa oraz Dyplomacji;
  2. Drugą warstwę stanowi „milcząca większość”, z tej większości zaś połowa jest niezwykle sprawna i zaradna w „swoich sprawach” (biznes, praca zawodowa, pozycja lokalna, dorobek materialny i edukacyjno-duchowy, stan rodzinny), a „pozostali” są tej sprawności pozbawieni, bo Decydentura tak prowadzi sprawy Kraju i Ludności, by ludzkie poglądy, oczekiwania, zachowania – były wtórne, odbite, skalkowane z przekazu medialnego i „odgórnego”. Decydentura zawsze, od wieków zadowalała się działaniami, które czynią z Ludu bezmyślny motłoch, ale  okres Transformacji – to okres masowej produkcji „ciemnego ludu”, bazującego na swojej nędzy materialnej i społecznej, ale też na lenistwie umysłowym i twórczym;

Istnieje więc – w polskiej sferze „swobodnego słowa i działania” – wielki ugór, osobliwa „trójpolówka”: niewielki areał społeczny żyzny i obywatelski (tam się „wszystko dzieje”), wielomilionowy obszar ludzi zaradnych, ale nastawionych na rwactwo, na anty-społeczną aberrację (tam najczęściej wybuchają „epanástasi”, czyli rokosze, bunty, rewolucje, ruchawki, protesty, alerty zwane społecznymi) oraz ów „ugór”, gdzie myślenie i działania oraz wszelka aktywność – jeśli w ogóle występują – to są wtórne, odbite (tam Decydentura dokonuje najpaskudniejszych manipulacji).

Powtórzmy: świadoma, ale cyniczna-pragmatyczna AWANGARDA-ELITA, przeciw mało świadomej, ale przenikniętej rwaczym praktycyzmem PRZEDSIĘBIORCZOŚCI-ZARADNOŚCI, a wszystko to na oczach zupełnie niezorientowanej PUBLICZNOŚCI-GAWIEDZI-ELEKTORATU-CIEMNOTY.

Niech mi Czytelnik (ten „mój”, nauczony już mojego sposobu „narracji”) podpowie, jak mam „zarubrykować” trzy przypadki, jakie mnie spotkały, kiedy dzwoniłem do ludzi w ramach „badań opinii publicznej”:

  1. Przypadek Pierwszy: o cokolwiek zapytam – „wszystkowiedzący” rozmówca odnosi to do swojej „gwiazdy polarnej”, czyli do PiS albo PO, i nie używa w ogóle mózgu, tylko „z automatu” stara się mieścić w poświacie swojej „gwiazdy”: nie rozumie tej poświaty, ale stara się w niej zmieścić, gotów jest reagować odwrotnie niż wczoraj, jeśli taki będzie przekaz „poświatowy”, nawet nie zauważając, że przeczy sam sobie;
  2. Przypadek Drugi: indagowany „respondent” (najwyraźniej z „dołów nomenklaturowych”) pyta, o czym będzie rozmowa, a gdy w ogólnych zarysach dowiaduje się tego – reaguje zdaniem: wie pan, ale ja nie mam pisemnego upoważnienia, żeby zabierać głos w takich sprawach, niech pan prześle te pytania, to ja może odpiszę, w każdym razie teraz nie mogę odpowiadać, bardzo pana przepraszam, niech pan mnie zrozumie;
  3. Przypadek Trzeci: indagowany respondent uprzejmie odpowiada na pytania, widać że próbuje być przydatny, po każdym pytaniu chwilkę się zastanawia, głośno myśli, konsultuje z domownikami – aż w pewnym momencie pyta nieufnie, kto płaci za tę rozmowę, skąd mam jego numer – i kiedy uzyskuje uspokajające wyjaśnienie, dobija mnie czymś takim: jak ja bym inwigilował i oskubywał ludzi – to też bym tak się tłumaczył…;

Takich przypadków mógłbym opisać setkę, i to „z ręki” bez specjalnego szukania w pamięci. Nie chcę ośmieszać tych „przypadków”, ale widzę, jakie spustoszenie w ludzkiej wiedzy, świadomości, obywatelskości, podmiotowości – zasiała Transformacja, jej Decydenci i Operatorzy-Wdrażacze.

Jeśli polska „opcja euro-demokratyczna” ma pretensje do „opcji patriotyczno-parafialnnej”, że wygrała ostatnie wybory i niechybnie wygra następne – to niech spojrzy w lustro: PiS (formacja występująca pod tym symbolicznym kodem), w najlepiej pojętym interesie własnym – korzysta z owoców trwającej prawie dwa pokolenia Transformacji, która dmie w trąby Wolności, Rynku, Demokracji, zaprowadzając w Polsce porządki odwrotne, przeczące tym trzem ideom-zadęciom-projektom. To Transformacja zaniedbała samorządność, to Transformacja zaprowadziła Rwactwo zamiast Przedsiębiorczości, to Transformacja porzuciła wielkie połacie Społeczeństwa (rolnictwo, rodzimy kapitał, oświatę, inwencję techniczną) na pastwę „państw w państwie”, to Transformacja wygenerowała masę wykluczeń, z dziedziczeniem biedy i niewiedzy na czele, Transformacja wymyśliła „śmieciówki” i „outsourcing” oraz przy-nomenklaturowe kiście geszefciarskie (przetargi, konkursy).

Jasne, Transformacja dała nam też infrastrukturę, nowoczesne gadgety, estetyczną fasadę budowlano-architektoniczną. Tak jakby bez niej tego nie było, jakbyśmy bez niej tkwili po wsze czasy w siermiędze… /oczywiście, „komunistycznej/

Przybiła na tym wszystkim Transformacja stempel ustrojowy, w tym pełną sprzeczności i zniewolenia-zakleszczenia Konstytucję – i wmawia ludziom, że właśnie o to walczyli w roku 1970, 1976, 1980, 1989. Wciąż powołuje się na stworzone przez siebie „prawa i struktury”, co przetłumaczone na ludzki język oznacza pułapki zadłużeniowe, przerost idioten-konsumpcji, ograniczenie swobód człowieka i obywatela, wytrącenie ludziom z głów tego, co nazywamy własną wolą, podporządkowanie ludzkiej zapobiegliwości korporacjom biznesowym i euro-urzędniczym, oznacza też, że Państwo nie pozwoli człowiekowi na oszczędności i własne pomysły, bo tnie wszystko „równo z trawą”. Na koniec – oznacza ubezwłasnowolnienie Dyplomacji, czyli pisanie polskiej Racji Stanu gdzieś „za granicą”.

Dziś głównym punktem programu politycznego powinna być paliatywna opieka elit obywatelskich nad ofiarami Transformacji oraz odbudowa publicznej substancji własnościowo-majątkowej czy edukacyjno-obywatelskiej. Żeby śmieszniej było – lwią część tego „projektu” realizuje PiS, który – zdaniem „transformatorów” – nie ma do tego żadnego prawa. Nawet w postaci wyników głosowań (no, bo przecież nie wyborów, hę?).

 

*             *             *

Mam wrażenie, że o tym wszystkim piszę w swoich codziennych tekstach. I nie mam najczęściej racji – twierdzą moi oponenci, już nieważne, czy ci z „elit”, czy ci używający raczej zapobiegliwości, czy ci kompletnie sprowadzeni do roli „wiersza idioty odbitego na powielaczu”.

Kiedy bowiem – po miesiącu, po roku, po latach – moje „wróżbiarstwo” okazuje się celne – nikt już nie pamięta (i nie przywołuje) moich tekstów. Więc co, mam zaczynać każdą notkę od „a nie mówiłem…”?