Jeszcze tylko roberka

2014-11-14 07:15

 

W drugim akcie dzieła Słowackiego Kordian podróżuje po krajach Europy. Zdobywa doświadczenie, przebija skorupę swojego wewnętrznego świata (rozdartego między uniesienia miłosne i oddanie Ojczyźnie) i zaczyna poznawać ten zewnętrzny. Jednak rzeczywistość budzi tylko rozczarowanie, świat okazuje się płytki, ludzie źli i małostkowi. W Londynie, siedząc na ławeczce przed pałacem Świętego Jakuba, wdaje się w rozmowę z miejscowym dozorcą. Ta dyskusja uświadamia mu, ze w współczesnym świecie liczy się tylko pieniądz. Można dziś kupić wszystko, nawet szlachectwo, a to czego kupić nie można, śmieszne słowa jak honor czy szacunek, wcale nie są w cenie.

W akcie trzecim trafia do domu wariatów (w ogóle ta sztuka Słowackiego to kłębek mrocznych scen). Szatan w osobie Doktora pokazuje mu innych szaleńców, którym się wydaje, ze poświęcają się dla ojczyzny. Kordian widzi żałosnych szaleńców, z których jednemu się zdaje, że jest krzyżem, na którym skonał Chrystus, zaś drugi jest przekonany, ze podtrzymuje niebieskie sklepienie, by nie spadła na ludzi. Ich poświecenie wydaje się głupie i żałosne, nie przynosi żadnej korzyści, jest tylko przyczyną ich cierpienia.

Jest też scena zamieszek, w której wściekły tłum drze sukno koronacyjne i daje się uspokoić jedynie narkotycznym śpiewem Nieznajomego.

 

*             *             *

Doniesienia telewizji, rozgłośni radiowych, prasy i portali – to wypisz-wymaluj Kordian: „powrót” Polski do Europy wymusza haracz zwany wpisowym, wszystko staje się „wartością komercyjną”, nie wyłączając tego co w duszach i sercach. Człowiek jest w całej swej kondycji do kupienia, tyle że za bezcen, i można go po użyciu wyciepnąć pod płot. Są też przemożne siły globalne, które sobie z Polski czynią na przemian poligon i arenę cyrkową. Obrazu dopełnia szary lud, którego interesuje już tylko „tyle zysku co w pysku”. Namiestnicy się radują: grillowanie trwa.

Nie trzeba geniusza, by to widzieć. Inaczej: trzeba ślepca, i to inteligentnego, by widzieć w tej hekatombie coś wręcz odwrotnego, czyli  historyczny sukces Rzeczypospolitej.

 

*             *             *

Bywają różne gry i zabawy, na dworach i na podwórkach: grywa się w pokera, w dupniaka, w klipę i palanta, harata się w gałę lub robi pozastadionowe ustawki. Ileż możliwości jest w grach karcianych, które przywędrowały do nas z Orientu, a udoskonalono je dzięki wynalazkowi Gutenberga! Poker, tysiąc, makao, skat, piotruś, pasjanse, pidro, wist, kanasta, wojna, kuku, kent, oczko, kierki, tarot. Za najszlachetniejszy uchodzi brydż, czyli sztuka dawania upustu niskim instynktom w nieplebejskiej oprawie towarzysko-salonowej.

No, jakbym widział nasz parlament i jego lokalne echa…

Spieszcie się, zaraz ogłoszą ciszę…!