Kamienne maski spin-doktorów

2010-11-17 07:47

 

Są osoby, z którymi za żadne skarby nie należy wchodzić w spółki, wobec których nie jest grzechem ani zawieszenie zasady „wybacz drugiemu, że nie jest tak doskonały jak ty”, ani sprzeniewierzenie się przykazaniu „kochaj bliźniego jak siebie samego”.

 

Dla pięknego hasła POLSKA JEST NAJWAŻNIEJSZA zlatują się do kraju polscy „europejczycy”: ich najważniejszą polityczną wadą jest to, że będą zbyt niedojrzali do przywództwa w polityce nawet wtedy, kiedy Jarosław Kaczyński osiągnie polską średnią długości życia mężczyzny i stanie się „człowiekiem na odchodnem”.

 

Na czym polega ich niedojrzałość? Ano, na deficycie obywatelstwa w ich umysłach, duszach, sumieniach, sercach, w ich podręcznych biblioteczkach i w tematach ich rajcujących, nawet w używanym słownictwie. Pod względem obywatelstwa, zaangażowania w sprawy publiczne (nie mylić z gierkami przed tele-widownią), postrzegania swojego interesu poprzez interes ogólny, powszechny – są to dzieciaki. Za to jako gracze – są oni diabłami wcielonymi.

 

Skądsiś mam to podskórne przekonanie, że ci harcownicy nie pojmują takich wyrazów jak Samorząd, Demokracja, Obywatelstwo, Swobody, Prawa, nie mówiąc już o Sprawiedliwości.

 

Dobry rolnik stara się rozumieć, co dzieje się pod skorupą, w glebie, w systemie korzeniowym. Dobry ogrodnik wie, że ostateczny wygląd i smak owocu jest wynikiem starannej, sumiennej pielęgnacji gleby i doboru szczepów. Dobry rzemieślnik pojmuje, że nie stworzy cacuszka z byle jakiego surowca.

 

„Europejczycy” coraz częściej przylatujący „w delegację” do polskiego piekiełka reprezentują ten typ działacza partyjnego, któremu dworskie falbanki u grdyki zasłaniają wszystko, co się dzieje „na dole”, skąd mają wiedzieć zatem, co się dzieje w polskim podglebiu, jak mają rozpoznać system ukorzenienia obywatelskiego, po czym ocenią jakość rzemieślniczego surowca?

 

Grają swoje salonowo-telewizyjne gry, z poezją czytaną z kartki, coraz mniej wiedząc o świecie rzeczywistym, choć w Świecie Wielkich Liczb są bywalcami. I próbują tak kota ogonem odwrócić – powiedziałbym nawet, że konkretnego kota – jakby ów Świat Wielkich Liczb był esencją życia i polityki, jakby tam rodziły się żywotne soki.

 

Mam po raz pierwszy wrażenie, że właściciel rzeczonego kota zagubił się w tych grach swoich dworzan. Oni zwarli się, każdy każdego pilnuje i wgryza mu się w cokolwiek – a On ze zdumieniem patrzy nie wiedząc do końca, o co im może chodzić. Nie o samiczki przecież. One są na pożarcie, tuż po tym jak się wyhasają i zrobią swoje, wydając na świat niewinne chucherko.

 

Skądsiś mam też inne podskórne przekonanie, że „europejczycy” mimo wszystko są „w cuglach”, że tu się dzieje na naszych oczach jeden z większych numerów, jakie można wyciąć w polityce.

 

Szkoda, że w dzieciństwie tak rzadko miałem okazję oglądać sztuczki prestigitatorów, kuglarzy, iluzjonistów: wszystko to bowiem, co robią „europejczycy”, nabiera głębszego sensu, jeśli uznać to za kamuflaż, maskaradę, mimikrę, a w drugim planie ktoś nam pichci niespodziankę, w trzecim zaś planie jak zwykle giną portfele i związywane są sznurówki butów: kiedy się zorientujemy, potkniemy się o własne gapiostwo, a „europejczycy” będą się klepać po kolanach z uciechy.

 

Ten zaś, kto być może trzyma ich arlekinowskie sznurki – pewnie już się śmieje.

 

Czytelniku: to było łatwym szyfrem, a otwartym tekstem samo się napisze już niedługo.

 

Tymczasem zapraszam do lektury projektu Ugody Społecznej  (tutaj).

 

 

Kontakty

Publications

maski spin-doktorów

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz