Kolęda. Ludzkim głosem
Wszystkie zwierzęta opierają swoją egzystencję na wspólnocie. Powiada się, że niektóre zwierzęta mają naturę psa, inne naturę kota. Te z naturą psa bezinteresownie współpracują w stadzie z innymi współbraćmi, te z naturą kota łączą się w stada wyłącznie w konkretnym interesie „ekonomicznym” albo „rodzinnym”, resztę życia spędzają samopas, gromada jest dla nich tłem, a nie celem.
Kiedy „psie” stado poluje (czyli jest w pracy) – to obowiązuje je żelazna struktura/hierarchia i jednoznaczny podział obowiązków, uaktualniany przez Szefa. Nikt nie narusza tego zatrudnieniowego porządku, choćby był największym rywalem Szefa. Natomiast w „czasie wolnym” jedni baraszkują, inni zaś pozycjonują się w hierarchii stada, pretendenci robią podchody pod Szefa, u pozostałych, w codziennym tygielku, ustala się hierarchia iskania albo hierarchia dziobania. I znów po jakimś okresie, kiedy czas jest zapolować – swary idą w odstawkę.
Dodajmy, że im wyższa pozycja w hierarchii, tym większa odpowiedzialność za stado zarówno „w pracy” (kierowanie, logistyka), jak też „w czasie wolnym” (zabawa, odświeżanie podziału ról). Stadne przywileje są zapłatą za tę odpowiedzialność, a nie nagrodą za piękne oczy.
Człowiek ma naturę dwojaką, kocią i psią zarazem. Oznacza to, że – jako jedyny gatunek – funkcjonuje Człowiek równolegle w kilku stadach. W każdym stadzie jest wyłącznie dla konkretnych celów, potem znika, pojawia się w innym stadzie, dla innych interesów. Skupmy się na trzech ludzkich stadach: rodzinne, zatrudnieniowe i towarzyskie.
W stadzie towarzyskim człowiek funkcjonuje zależnie od swoich humorów i nastawienia. Wpada kiedy chce, znika kiedy chce. Jak już jest – to albo jest duszą towarzystwa, albo – innym razem – popija w kącie sok marchwiowy. Zupełnie nie zależy mu w tym stadzie na dochodach, zyskach, inwestycjach. Jeśli zaś zależy – to mamy do czynienia z oczywistą patologią towarzyską.
W stadzie rodzinnym człowiek realizuje prywatną zapobiegliwość, poddaje się stadnej logistyce „dosiębiernej”, choć bywa, że rozgląda się za szczęściem jeszcze gdzieś tam, wtedy zaniedbuje, a nawet rozsadza stado rodzinne. I to nie tylko niewierny mąż czy żona, ale też synalek czy córeczka, którzy mają ważniejsze sprawy poza domem.
W stadzie zatrudnieniowym, które powinno być skupione wyłącznie na „polowaniu”, zatem spójne, zwarte, jednomyślne, sprawne – nie wiedzieć czemu wyłącznie Człowiek akurat tutaj najbardziej lubi się pozycjonować, walczyć o ważniejsze role, o najlepszy bilans obowiązków i korzyści, o prawo do huknięcia na innych. To, co w każdym zwierzęcym stadzie odbywa się w warunkach „rodzinnych”, w czasie wolnym – Człowiek uprawia w pracy!
Tiaaaaaa… - powiedziałby wół do barana, w obecności drobiu, …taki człowiek to matoł, po co mu aż trzy stada?
Eeeeee… - odezwałaby się skądś koza, …bo głupi jest, nie wie jak siły rozłożyć, to się puszy na kilku różnych gałęziach!
Kooooo-leżeństwo się uciszy – kukuryknął kogut, idzie człowiek, pewnie będzie się znów próbował z nami dogadać, północ już.
I tylko cichą skargę Dziecięcia usłyszeli Pasterze, a potem Mędrcy, co zawitali u Żłobu. Pozostałe żyjątka zaś udawały, że nic z tego kompletnie nie rozumieją.
I tak już zostało…