Komuchowatość stosowana

2018-07-19 09:06

 

Niewątpliwym sukcesem licznych szpiegów amerykańskich w Polsce jest odgrzany – w formie farsy – maccartyzm.

Najpierw wyjaśnię słowo „szpieg”. Otóż Dra Mateusza Piskorskiego najpierw trzymało się pod kluczem równo 26 miesięcy, a od wczoraj sądzi się za szpiegostwo, zarzucając mu, że „korzystając z licznych kontaktów z politykami i dziennikarzami lobbował na rzecz interesów obcego mocarstwa” (nawet dwóch: Chin i Rosji). Znam osobiście – i doniosę jak mnie ktoś wkurzy – dziesiątki osób, które korzystając z licznych kontaktów z politykami i dziennikarzami lobbują na rzecz interesów obcego mocarstwa, jakim są USA.

Nasz rodzimy, przaśny, weselny (mówię o sztachetach) maccartyzm porównuję do papieskiej inkwizycji i do późniejszej chronologicznie opryczniny. Ta sama zajadłość hunwejbinów, te same podskórne załatwianka lokalnych antagonizmów, dawanie upustu zawiściom i innym małościom. Ta sama krótkowzroczność władzy politycznej napuszczającej jednych na drugich.

Polega ów nadwiślański maccartyzm na tym, że typuje się „listę 100” słów, haseł, nazw, nazwisk, pomników, flag, wspólnot – którym zabrania się być sobą, używając w tym celu najbardziej paskudnych, podłych i plugawych narzędzi: nagonka i lincz.

Najwięcej szkody robią sobie sami „lewacy”. Właśnie poczułem się do pouczenia młodego hunwejbina, który epatuje na portalu społecznościowym pytaniem:

Podczas protestów w PRL byłbyś po stronie:

a)     PZPR;

b)    "Robotników", KORu, Solidarności, trockistów i Ikonowicza;

Nie trzeba być w moim wieku (mnie w tej ankiecie nie dotyczy słowo „byłbyś”, bo ja wtedy byłem dorosły i „byłem”) – aby zauważyć napastliwość czającą się w podanym wyborze. Ani PZPR nie była wtedy monolitem jako „aparat” (patrz: toruńskie „poziomki”), ani wymienione „twarze” alternatywne nie były takie wbrew-PZPR-owskie (patrz: „Sieć”). Rzeczywistość była wielokolorowa, poza tym była „nasza”, żyliśmy w jej wnętrzu, nie badaliśmy jej „szkiełkiem i okiem” na sucho, beznamiętnie.

Autor tej ankiety-quizu – znam go i długo znoszę w ciszy jego „styl” – ma skłonności do hunwejbinizmu, na mocy którego on sam stoi na czele niezłomnych komunistów (najprawdopodobniej nie rozróżnia prawidłowo nurtów lewicy).

Odpowiedziałem mu – bo zawsze noszę w sobie nadzieję, że każdego tłumoka da się doszkolić – nie ankietowo, że zachowałem się wtedy przyzwoicie. I dodałem, że w 1984 roku do kamery telewizyjnej (poszło) powiedziałem, że „ten socjalizm, co go nazywamy realnym, jest w rzeczywistości socjalizmem domniemanym”. I żyję. I dodałem, że wbrew oporowi takich jak on nadgorliwców przy-aparatczykowskich zostałem samorządnie, oddolnie wybrany przewodniczącym ogólnopolskiego ruchu kół naukowych i wydawnictw studenckich. Wierzono (tak myślę), że nie poprowadzę ruchu prosto „w objęcia”.

Ale w sytuacjach Państwo-Solidarność stałem po stronie Państwa, podkreślając, jak wiele racji (i jakich racji) ma Solidarność. Żyją świadkowie. Zresztą, „mój” Czytelnik blogowy widzi, że niezależność myślenia (nie mylić z nieomylnością) jest moją cechą wrodzoną.

W wieku 60 lat wstąpiłem do Polskiej Partii Socjalistycznej. Mogłem 30 lat wcześniej, kiedy wykluwała się ona (odradzała) z łona Solidarności. Ale nie mam takiego tupetu, by brać na siebie 100-letnią (z okładem) historię inicjatyw spółdzielczych, kooperatywnych, dobrosąsiedzkich, samoobronnych, wzajemniczych, składkowych, kaso-zdrowotnych, związkowych, „jordanowskich”, skautowskich, samo-szkoleniowych. Najpierw trzeba coś w takich sprawach zrobić samemu i wtedy „iść w konkury” do partii „po przejściach”, ale uczciwej ideowo, do tego patriotycznej w równej mierze jak lewicowej. Drugą taką jest PSL, niekoniecznie idąca przez Historię bez skaz (patrz: powojnie, a kto mnie czyta – moją korespondencję z J. Piechocińskim, np. „Januszowi- z przyjaźni”).

Więc – Czytelnik wybaczy, nerwy mi puściły – niech mnie szczeniak, mniemający o sobie że jest komunistą, nie prowokuje. Samo jego zachowanie, pomijając szczegóły poglądów i propozycje praktyczne jakie głosi – dyskwalifikuje go jako komunistę. Daje żer takim samym jak on, tylko z „przeciwnej strony”, przynosi wstyd zarówno idei, jak też projektowi społecznemu.

Najbardziej mnie poraża ukryte „żądanie”, że w „tamtych czasach” należało przynajmniej popaść w hibernację, nic nie robić. Ja jestem urodzonym społecznikiem, robiłem może aż za dużo, i nikt mnie nie złapie, że fałszowałem w chórze. Nikt mnie nie zmusi epitetem albo ankietą-quizem, abym się wstydził czy wypierał, bym udawał, że „się nie zaciągałem”.

Właśnie „na mocy” takiego myślenia Dr Mateusz Piskorski jest sądzony – uwaga – za szpiegostwo na rzecz Rosji i Chin.

Ja rozumiem, że jeden z drugim „wrogi komunie” niedouk miesza komunizm z ZSRR, Stalinem, Putinem, KRLD i paroma innymi Pol-Potami. Że nawet słowo „spółdzielczość” kojarzy mu się z zagrożeniem „ze wschodu”. Ale bałwan robiący to samo pozycjonując się przy tym na lewicy – nie do zniesienia jest.