Komunizm a socjalizm

2019-01-13 14:51

 

Pewien bloger (o nicku Wolniak) napisał mi, że >>Nie mam nic do socjalistów. Dopóki budują socjalizm za swoje pieniądze. Teoretycznie socjaliści zadanie mają proste. Wystarczy zysk kapitalisty (w fabryce, czy całym państwie) podzielić między robotników i mamy socjalizm . Dlaczego jednak socjaliści nie chcą w ten sposób założyć nowej firmy, tylko zawsze zaczynają od dzielenia majątku, który już ktoś zgromadził? Ponieważ to jest łatwiejsze i przynosi natychmiastowe efekty. Ale jak pokazała historia, na złodziejstwie nie da się zbudować systemu gospodarczego<<

Ten bloger jest socjalistą, choć o tym nie wie, a swoją uwagą chciał mi zapewne dopiec. Odpowiedziałem:

 >>Ci, co budują socjalizm za cudze - to nie są socjaliści. Socjaliści zakładają spółdzielnie i budują spółdzielczość oraz samorządność za swoje. A "wolniakom" wmówiono, że tacy to frajerzy, że socjalizm musi powstać na grabieży. 

Zrzeszenie zrzeszeń wolnych wytwórców - to elementarne pojęcie komunizmu. Zanim on nastąpi - powiadają socjaliści - trzeba, by kapitałowi opartemu na nieopłaconej (zrabowanej) pracującym części dochodu zrobić konkurencję, w postaci przedsiębiorstw nie-kapitałowych. Konkurencję skuteczną, bo pozbawioną haraczu, jaki jest udziałem kapitalisty. Ludzie nauczeni jednym, drugim przykładem spółdzielni - sami założą swoją<< 

Bloger Wolniak nie docieka, skąd akurat kapitaliści – w swej masie – mają majątek i zyski, z których chcą ich ograbić socjaliści. Wolniak zakłada, że ów majątek i zyski są niewinne. Nie słyszał, że „pierwszy milion trzeba wykombinować”, bo z pracy nie da się go odłożyć.

W mojej wspólnocie religijnej panuje zasada, że nie odpowiadamy za grzechy swoich przodków. Ale Amerykanie (tego wyznania) pytani przeze mnie, dlaczego korzystają bez wstrętu z owoców grzechu swoich praprzodków (którzy dokonali ludobójstwa i bizonobójstwa, nie mówiąc o górze Rushmore, świętej dla „indian”) – odpowiadają, że przecież Indianie mają – jako rekompensatę – lokalny monopol loteryjny i kasynowy, itd., itp. No, ręce opadają.

Wpuść do domu oprawcę, on cię ograbi ze wszystkiego i zdziesiątkuje, zamieszka w twoim domu, a w ramach rekompensaty pozwoli ci w piwnicy puszczać w piątki głośną muzykę…

 

*             *             *

Freier hersteller (free manufacturer) – to po polsku WOLNY WYTWÓRCA. Działający wedle własnych planów, w sposób o którym sam decyduje, sam decyduje o tym, co zrobić z owocami pracy, „autokefalicznie”, choć oczywiście w ramach dostępnych możliwości ocenianych prawie zawsze racjonalnie i w ramach ustroju, w którym odnajduje optymalną dla siebie niszę. Jeśli ustrój (tygiel instytucji społecznych) nie odpowiada mu – opuszcza ten ustrój, np. wyjeżdżając albo przenosząc się do „szarej strefy”.

Status wolnego wytwórcy jest w Polsce dzisiejszej ekskluzywny. Szczególnie w Polsce. Człowiek, który dysponuje jedynie gołymi rękami, do tego umiejętnościami-predyspozycjami i zawartością szarych komórek – nie jest gospodarzem we własnym domu. Musi harować da innych, i zawsze jakoś tak się składa, że pracownik albo drobny kooperant nigdy nie odłoży tyle, by za jakiś czas uruchomić

Cała historia z socjalizmem – to projekt wsparcia ruchu samorządnych obywateli, którzy przestają wspierać rwaczy biznesowych i sami zakładają spółdzielnie, w których są dla siebie pracodawcami. I te spółdzielnie też bez jakichkolwiek instrukcji szukają możliwości kooperowania, podejmowania skoordynowanych działań dla spraw, które przerastają każdą ze spółdzielni z osobna. Więc niby rynek – ale graczami są spółdzielnie, kolektywy, a wraz z nimi ich rodziny czy inni bliscy. Nazywam to środowisteczkiem.

A kiedy dla swojego projektu, zanim zaczną zasiewać ziarno spółdzielcze, samoorganizują się w Verband der Verbände (ZRZESZENIE ZRZESZEŃ) – to oczywisty staje się – „dyktowany” przez tę całość ustrój społeczny.

Socjalizm nie jest zmorą, hulaszczą zgrają złodziei. Jest samo-projektem społecznym. Socjalizm jest antidotum na hulaszczą zgraję złodziei. Bo tylko część – malejąca – przedsiębiorców-inwestorów wie, skąd się bierze ich majętność. Oczywiście, nawet wyposażeni w tą wiedzę nie przeistaczają swoich firm w spółdzielnie, ale chętnie podkreślają, jakież to beneficja DAJĄ SWOIM PRACOWNIKOM! Nie dawajcie, pozwólcie, by sami sobie dali, czyli „staszicujcie”! Można było za Staszica, a teraz nie można…?