Kornel, Waldemar i Józef

2015-11-19 08:52

 

Wrocław znam w miarę dobrze, o ile może znać dobrze ktoś z zewnątrz takie miasto, które ma milion mostów i same kręte ulice.

Moja znajomość z Wrocławiem jest o tyle kulawa, o ile nie znam osobiście trzech osób: Kornela Morawieckiego, Waldemara Fydrycha i Józefa Piniora. Oczywiście, Wrocław wydał światu albo adoptował wielu zacnych ludzi, że wspomnę choćby Bogusława Litwińca, twórcę słynnego „Kalambura” (miałem okazję współpracować z nim na forum jednej z organizacji społecznych) albo jeszcze słynniejszych państwa Gucwińskich czy kierowcę autobusowego Władysława Frasyniuka. Ale tę trójkę chciałbym poznać, najlepiej nie dziś, tylko ze 20 lat temu.

Kornel Morawiecki, fizyk, jest chodzącym symbolem niezgody zarówno na PRL, jak też na Transformację. Człowiek gruntownie wykształcony, „akademik”. To on jest teraz dla mnie wskaźnikiem norm głoszonych przez Pawła Kukiza, którego wsparł w jego mateczniku elekcyjnym.

Waldemar Fydrych – temu akurat miałem okazję ściskać dłoń podczas spotkań Kukizowych – to historyk sztuki, przeszedł do historii jako kpiarz i hucpiarz polityczny, wnosząc do życia opozycji element „absurdalno-czeski”, w tym słynne „krasnoludki”, z których go miasto okradło.

Józef Pinior, prawnik, okazał się rzetelnym skarbnikiem, który uchronił przed przemocą zasoby finansowe wrocławskiej Solidarności, obecnie nie mogąc się zdecydować politycznie, między Platformą a ugrupowaniami lewicy. Człowiek o senatorskiej głowie, źle wykorzystany.

Nie, nie będę przepisywał z Pedii i innych podręczników informacji o tych postaciach. Nie będę też szukał jakiejś symboliki, która miałaby ich łączyć.

Po prostu daję wyraz swojemu niedosytowi: wszak jestem aktywny na forum publicznym (w trzecim szeregu), zapewne miałem więcej szans. Znajomość z takimi ludźmi kształci każdego, kto umie się uczyć. Chyba zatem powinienem żałować.