Krąg towarzyski

2012-10-10 08:57

 

Piszę ostatnio dłuższe notki, bo „coś mi się układa” w całość, a jesień 2012 – zgodnie z moją wcześniejszą intuicją – jest okresem wzmożonej otwartości „narodu” na analizy ważniejsze niż tabloidowe.

Czasem jednak przychodzą mi do kłowy „krótkie wisty”. Oto jeden z nich.

Jeśli dobrze się orientuję, to mamy w Polsce 460+100 parlamentarzystów. Niezależnie od tego, że mam wiele nieufności do zapisów konstytucyjnych, które ogłaszają ich pozycję w Państwie jako najwyższych przedstawicieli Narodu (patrz: sposób wyłaniania i głosowania, nie-zależność od oczekiwań wyborców) – to chciałbym, aby między sobą traktowali się oni jak „równi do bólu”. A tak nie jest.

Trzebaby dłuższej analizy, aby udowodnić oczywistą intuicję: Parlamentem „rządzi” kilkanaście osób, niekoniecznie jest to Prezydium i Konwent, pozostałe są jedynie „szablami” i „janczarami” tej garstki „mieszaczy”. A żeby było śmieszniej, niektórzy z tych mieszaczy nie są parlamentarzystami w Polsce, a jednak ze względu na uświęconą, choć niekonstytucyjną instytucję dyscypliny partyjnej (realnej, związanej z karami finansowymi i dyscyplinarnymi) oraz ze względu na sieć uzależnień wewnątrz ugrupowań – decydują o zachowaniach i głosowaniach posłów i senatorów. Sztandarowym przykładem jest sytuacja w Klubie Parlamentarnym Solidarna Polska.

Co robią w tej sprawie Trybunały? Rzecznicy? Komisje strzegące praw?

Wszyscy wiemy, co to jest krąg towarzyski. W takim kręgu są mieszacze, delfinkowie, pretendenci, frontmeni, flibustierzy, podskakiewicze, trędowaci, nowicjusze. Może jeszcze inni. W zależności od przypisanej roli mają oni w tym kręgu wielce różniące się prawa i obowiązki.

WYRAŻAM OBYWATELSKIE OBURZENIE: Parlament nie jest kręgiem towarzyskim, każdy parlamentarzysta – nawet jeśli jest pajacem albo (przeciwnie) świętym – jest z punktu widzenia prawa (konstytucji) jednaki z innymi. Argumentacja, jaka niekiedy pada publicznie ze strony parlamentarzystów, że „ten temat jest nieważny, bo zgłasza go ten i ten osobnik” – jest wbrew Konstytucji!

Mogę, nie akceptując, rozumieć to, co mi niedawno dał do zrozumienia pewien Redaktor, że jeśli ja zgłaszam jakąś inicjatywę, to nikt poważny jej nie podejmie, bo kim-że ja jestem? Ale tego rodzaju dyskryminacja w najwyższym organie prawodawczym?

Jedynym logicznie uzasadnionym, choć sprzecznym z ideą parlamentaryzmu, kryterium „wagowania” parlamentarzystów mogłaby być liczba głosów, na podstawie których taki ktoś zaistniał w Parlamencie. Śmieszne? No, to funkcjonowanie Parlamentu na podobieństwo kręgu towarzyskiego jest jeszcze śmieszniejsze. I bezprawne.

Ku uwadze Trybunałów i Marszałków Izb.