Kres kościoła liberalnego

2013-03-12 08:21

Liberalizm – to fenomen ideowo-filozoficzny, stanowiący główną oś światopoglądowego myślenia prawicowego. Rozróżniam trzy wymiary myślenia światopoglądowego: konserwatywny (ten skupiony jest wokół osi personalistycznej), prawicowy (będący reakcją sprzeciwu wobec konserwatyzmu z pozycji równości woli ludzkiej i intelektu w relacji do Woli Najwyższej) i lewicowy (powracający do racji konserwatywnych, ale dziedziczący po prawicowości zawołania równości i pluralizmu). Początkiem liberalizmu był koncept siedmiu sztuk wyzwolonych (łac. septem artes liberales, właściwie siedem umiejętności godnych człowieka wolnego): trivium (gramatyka, dialektyka, retoryka) plus quadrivium (geometria, arytmetyka, astronomia, muzyka). W średniowieczu uzyskanie tytułu magistra siedmiu sztuk wyzwolonych stanowiło podstawę do dalszych studiów uniwersyteckich na kierunkach prawa, medycyny lub teologii. Potem liberalizm „spoczął” na myśleniu ekonomicznym i społeczno-politycznym.

Kościół /(gr.) ἐκκλησία (ekklesia), zgromadzenie obywatelskie/ – to formacja wspólnot (gmin, parafii, zborów, rad) oparta na wspólnym wyznaniu wiary w opatrznościową, transcendentalną moc sprawczą (oddziałująca na sprawy doczesne spoza obszaru doczesności) oraz podporządkowaniu się „namiestnikom mocy transcendentalnej” pełniącym rolę charyzmatycznych mędrców, interpretatorów, szafarzy, kapłanów, autorytetów. Do tak pojętego kościoła przystępuje się poprzez chrzest /(gr.) κοινωνία (koinonia)/, czyli potwierdzenie przed innymi swojego przekonania o tym, że coś, co niepojęte, jest prawdziwe. The essential meaning of the koinonia embraces concepts conveyed in the English terms community, communion, joint participation, sharing and intimacy. Koinonia can therefore refer in some contexts to a jointly contributed gift (przepisałem z: Thayer, Greek-English Lexicon of the New Testament, p. 352).

Kościół liberalny – to formacja przedsiębiorczości zorganizowanej w biznesy komercyjne, te zaś w rozmaite kolektywy aspirujące do roli samorządów biznesowych. Treścią aktywności kościoła liberalnego jest od zawsze takie „uporządkowanie” nieuchronnie tworzących się i tyglących się monopoli, aby racje uznane przez „namiestników mocy transcendentalnej” za uprzywilejowane zostały wzajemnie ze sobą zrównoważone i zespolone w jedną RACJĘ stanowiącą oręż przeciw „niewiernym”, zbuntowanym przeciw dominacji biznesu. Kościół ten rozpowszechnił się w niekontrolowany sposób w czasach tzw. rewolucji przemysłowej (Europa, XVIII stulecie), ponowionej tzw. rewolucją naukową (druga połowa XIX wieku), a następnie tzw. rewolucją naukowo-techniczną (rozpoczętą w połowie XX stulecia). Rewolucja ta oznaczała najpierw postępującą „apostazję” wobec norm chrześcijańskich (nie bez „przykładu” duchowieństwa), a ostatecznie porzucenie przez Ludność umiaru i harmonii w dążeniu do doczesnego komfortu (patrz: utylitaryzm, rozwijany przez brytyjskich filozofów Jeremy'ego Benthama i Johna Stuarta Milla: szczęście wielu ludzi jest ważniejsze niż szczęście jednostkowe, szczęście natychmiastowe powinno zostać "odłożone", jeśli prowadzi to do większego szczęścia w przyszłości).

Obiektem-przedmiotem wiary liberalnej są „naturalne” zdolności samoregulacyjne, których „paliwem” jest ludzka innowacyjność, spontaniczność, przedsiębiorczość. Wyznawcy liberalizmu wypierają ze swojego doświadczenia to, co najskuteczniej obala podstawy ich wiary: równie „naturalną” skłonność do monopolizacji „mojego” wobec „cudzego” i związany z tym Wyzysk. Lekiem polityczno-ekonomicznym na osławiony Monopol i jego konsekwencje ma być Państwo w roli „nocnego stróża” (wiem, wiem, to stare jest, teraz już jest nowocześniej) – to zaś prowadzi do coraz bardziej przerysowanych regulacji czyniących z Państwa Monopol-Monopoli, czyli największego, totalnego wyzyskiwacza.

Utopijność wiary w samoregulacyjny „instynkt powszechny” jest oczywista do bólu. Najważniejszy rodzaj monopolu (czyli zaprzeczenia rynkowości, swobody, konkurencyjności, różnorodności) – to „chrzest pod przymusem”: w nomenklaturze kościoła liberalnego sakrament ten nazywany jest „zatrudnieniem”. Osoby chcące doświadczyć dobrodziejstw i błogosławieństw biznesu komercyjnego zmuszone są go wesprzeć swoją aktywnością podporządkowaną monopolistom (właścicielom), pozbawioną jakiejkolwiek podmiotowości, bo nie przystąpiwszy do kościoła pozostaną bez środków do życia. Wielu z przymusowo ochrzczonych „odnajduje wiarę”, staje do rywalizacji z innymi o karierę i nierzadko osiąga sukces, ale kosztem tego jest współudział w monopolu, czyli współ-wyzyskiwanie innych przymusowo ochrzczonych. Wysługiwanie się właścicielom-monopolistom. Następnym etapem jest „wojna parafii”: jedne biznesy zwalczają inne biznesy, doprowadzając je do ruiny lub wchłaniając, co prowadzi do monopolizacji pośród „duchowieństwa właścicielskiego”.

Te dwa choćby monopole katolickie (gr.: słowo „katolicyzm” pochodzi od greckiego określenia kαθολικος oznaczającego uniwersalność lub powszechność) – czyli chrzest przymusowy oraz monopolizacja wewnątrz „duchowieństwa właścicielskiego” zdominowały rzeczywistość: podporządkowano im wszelkie dziedziny związane z naturalną żywotnością ekonomiczną, czyli z ludzka zapobiegliwością codzienną. Wykrystalizowały się dwa rodzaje monopoli (a na ich kanwie – dwa rodzaje wyzysku): Zatrzask Lokalny (w każdej społeczności lokalnej wiadomo, z kim co trzeba załatwiać, a komu nie wolno się narażać, aby wieść życie bez narażania się na nieuchronną nędzę, pozbawienie dobrodziejstw i błogosławieństw kościoła liberalnego) oraz Pentagram (zarządzający Zatrzaskami, funkcjonujący na szczytach, obejmujący przenikające się moce biznesu, mediów, gangów, polityki i służb tajnych).

Obie te ścieżki monopolizacji (Zatrzask Lokalny oraz Pentagram) są wehikułem niosącym kościół liberalny ku zgubie, bo są oczywistym odstępstwem od wiary w samoregulację.

Zapowiedzią kresu kościoła liberalnego stał się sojusz Monopolu-Monopoli z Monopolami Katolickimi, które zwyciężyły w „rynkowej” rywalizacji z innymi monopolami oraz z organizacjami „przymusowo ochrzczonych”. Inaczej: Państwo służy „niektórym” mega-biznesom i poprzez ustanawiany system-ustrój angażuje w to inne siły, na które ma wpływ, a przede wszystkim „pacyfikuje” przymusowo ochrzczonych oraz „niewiernych”, mających inny pomysł na gospodarkę, politykę i sprawy społeczne.

Esencjalnym kryzysem kościoła liberalnego jest proceder, na mocy którego Państwo komercjalizuje dziedziny, w których biznes komercyjny dotąd nie miał interesów (sport, kultura, media, turystyka, obronność, porządek publiczny, infrastruktura, edukacja, zdrowie, ubezpieczenia, emerytury, opieka socjalna, samorządność, wymiar sprawiedliwości, więziennictwo, zamówienia publiczne, itd., itp.). Jest to możliwe tylko dlatego, że pod okiem Państwa, na koszt „niewiernych” (podatników), dokonywane są inwestycje podstawowe, a dopiero wtedy są oddawane do użytkowania biznesowi komercyjnemu, na preferencyjnych warunkach. Jeśli biznes je wyeksploatuje – Państwo z powrotem kosztem „niewiernych” przywraca danej dziedzinie kondycję – i proceder się powtarza.

Ostatecznym gwoździem do trumny kościoła liberalnego jest „odmowa chrztu przymusowego”, co wygląda na paradoks. Otóż, skoro zatrudnienie (chrzest przymusowy) jest jedynym sposobem na godne życie, to wielu „niewiernych” ubiega się o ten chrzest wbrew sobie, wbrew przekonaniom (łatwo to pojąć, jeśli zauważy się, że nie każdy „niewierny” ma dostęp do własnej przedsiębiorczości, bo jest ona blokowana przez coraz większą –biurokratyczną i finansowo-majątkową – barierę dostępu). Daje to „duchowieństwu” (właścicielom majątku biznesowego i dysponentom uprawnień) możliwość kreowania „warstwy banitów”, którzy muszą płacić dziesięcinę, ale nie są „ochrzczeni” (czyli nie korzystają z prawa pracy). Są to „samozatrudnieni” oraz ci na umowach śmieciowych, a także zatrudnieni w sposób niegodny (na czarno, albo legalnie, tyle że w skrajnie niedogodnych warunkach).

Historia nie zna przypadku, by dobrze funkcjonował i miał się dobrze jakikolwiek kościół, w swej istocie fundamentalistyczny, który opiera się na łupieniu „nie ochrzczonych”, a właśnie do tego prowadzi zarówno komercjalizacja dziedzin państwowych jak też dziesięcina pobierana ot tych, którzy bez „chrztu” trzymani są poza kościołem. Zresztą, w rzeczywistości jest to nie dziesięcina, tylko „połowina”.

Jest jeszcze kilkunastu dogmatyków na świecie, którzy z braku kontaktu z rzeczywistością, albo nie wiadomo dlaczego, udają, że liberalizm jest najlepszym wehikułem Ludzkości w drodze ku powszechnej szczęśliwości. Ale świat pentagramów nawet ich nie dopuszcza do funkcji decydujących, choć skrycie dopieszcza.

Najważniejsze, że rosnąca większość tych, którzy płacą na całym świecie dziesięcinę-połowinę, a nie są dopuszczani do dobrodziejstw i błogosławieństw – zaczynają rozumieć swoje położenie. Ich rozmaite drobne i większe schizmy – kiedyś na trupie kościoła liberalnego będą próbowały odzyskać i odbudować humanistyczny sens naturalnej żywotności ekonomicznej i przedsiębiorczości.