Kto ma jakie poglądy, i czy to są poglądy

2018-01-03 23:16

 

Będę się ograniczał do opowieści o moim ojczystym kraju, choć niektóre uwagi będą bardziej uniwersalne.

Według Słownika Języka Polskiego „pogląd” – to wyobrażenie na jakiś temat, sąd o czymś, opinia. Na roboczo tak rozumiany pogląd podzielę na dwa rodzaje:

1.       Pogląd „z parkietu” – autor, wyznawca poglądu sprawy poddawane jego opinii uważa za swoje żywotne, więc jego pogląd jest zarazem „głosem w sprawie”;

2.       Pogląd „z grzędy” – autor, wyznawca poglądu nie wiąże tematu ze swoim losem-interesem, więc „opiera na nim oko” w roli obserwatora, czasem kibica co najwyżej;

W obu przypadkach – to już uwaga biorąca pod uwagę np. lekturę Rogera R. Hocka pracę akademicką pt. „Forty Studies That Changed Psychology: Explorations Into the History of Psychological Research” – poglądy indywidualne są kształtowane nie tyle samodzielnie, ile w kontekście „przynależności grupowej-środowiskowej” to oznacza, że nawet w sprawie „czy dziś jest ładna pogoda” wolimy rozejrzeć się po współobecnych, i dopiero wtedy się wypowiedzieć.

Dziś, na początku roku 2018, przeciętny mieszkaniec Polski obserwuje około 100 tematów różnej wagi znaczeniowej, w których ma swój aktywny pogląd lub jest o ten pogląd indagowany. Wśród tej „setki” jest rząd, poszczególne partie, wydarzenia „medialne”, największe mocarstwa globalne, najbliższe kraje sąsiedzkie, najpopularniejsi celebryci i politycy, najpopularniejsze audycje medialne, sprawy kościelne i wyznaniowe, najbardziej „chodliwe” medialnie zagadnienia społeczne (manifestacje, patologie, afery-skandale, kataklizmy, akcje filantropijne, kwestie zatrudnienia, niedostatku, nierówności). Zaledwie 10-15 z nich – to sprawy „życiowe”, w których dysponujemy poglądem „z parkietu”, pozostałe oceniamy „z grzędy”.

Możnaby oczekiwać, że skoro w jakiejś „parkietowej” sprawie dzieje się (nam) źle, dzieje się krzywda, kwitnie patologia – to zainteresowani zareagują czynnie. Otóż nic podobnego. Lemingizacja postaw nawet w żywotnych sprawach może być wyjaśniana upadkiem ducha obywatelskiego: we własnej sprawie nie reagujemy, no, no…

W sprawach „grzędowych” najczęściej mowa jest o hipokryzji: oddajemy się łatwym i tanim reakcjom, i to stadnym, natomiast interwencja jest praktycznie nieistniejąca. To można tłumaczyć brakiem wyobraźni, łże-wrażliwością… nie wiem.

Tak czy owak niepokoi dość powszechna postawa w stylu „no i co w związku z tym”.

 

*             *             *

Za niecały rok głosowania na administrację lokalną, zwane wyborami samorządowymi. Trudno sobie jest wyobrazić sprawę polityczną bliższą obywatela niż to, kto będzie wójtem, burmistrzem, itp. Tymczasem cała debata w tej sprawie – jest sprowadzana cynicznie do rozmowy o sondażach partii „warszawskich” (nawet nie o ich projektach, które są zaledwie w tle).

Kilka lat temu sformułowałem pojęcie „trash society”, które opisałem jako dotknięte trzema trądami: lemingizacja postaw, areburyzacja obywatelstwa, autystyzacja zachowań. Cytuję jedną ze swoich notek (z 19 października 2012):

1.       Słowo „leming” zrobiło w Polsce ostatnio karierę jako symbol „bezwolnego entuzjazmu” dla poczynań Władzy, która traktuje lud jak „karmę” w taniej jadłodajni i zarazem jak kocie łby nadające się do brukowania drogi karier. Przywołując mit o suicydalnych postawach lemingów trafiamy w sedno: lemingi zastępują, niczym proteza, klasę średnią, czyli przedsiębiorczość biznesową, społecznikowską, artystyczną.

2.       Obywatelstwo – to w powszechnym odczuciu zdolność do podmiotowego pełnienia roli suwerena politycznego poprzez mechanizmy samorządnościowe. W moim przekonaniu warunkiem takiego obywatelstwa jest rozeznanie (wystarczające) w sprawach publicznych i gotowość (bezwarunkowa) do czynienia ich lepszymi. Obywatel a’rebours – to obywatel rejestrowy, który zamienił powyższe na prostą, ale obezwładniającą formułę „informuj, płać, głosuj, pokornie słuchaj”.

3.       Autyzm to taka choroba, która jest bliska pojęciu „emigracji wewnętrznej”: osobnik nią dotknięty krańcowo ogranicza swoje kontakty z otoczeniem, zamyka się w czymś, co być może jest jego własnym światem, a być może pustką rozpaczliwą. Przez to wyhamowuje swój rozwój intelektualny i duchowy. Jego biologiczność nie przekłada się na jego role społeczne, których właściwie nie pełni. Autystyk społeczny zdolny jest jedynie do spazmów i wybuchów, a nie do racjonalnych zachowań.

Człowiek i mikro-wspólnota, naznaczona lemingizacją, areburyzacją i autyzmem społecznym – to nic innego, jak żywioł totalnie wykluczony, zamieniony w masę nierozpoznawalnych, anonimowych „bylektosiów”, mogących funkcjonować wyłącznie jako „ławica” reagująca odruchowo na bodźce zewnętrzne, których nie pojmuje, obawia się, nie potrafi przewidzieć, nie kontroluje w żaden sposób.

 

*             *             *

Stajemy się – jako społeczeństwo – niespołeczeństwem. Miazmą. Nie podejmiemy – coraz częściej – żadnego „wędkowania”, nawet jeśli dostaniemy wędkę. Sprzedamy ją za bezcen i pójdziemy do taniej rybiarni, a potem „jakoś to będzie”. Despacito. Luzik. Nieodległe już są czasy – o ile to potrwa – w których „rząd dusz” będą mieli bezmyślni, gardzący wiedzą społeczną kpiarze, operujący bon-motami. Bo tacy fajni, weseli. A my będziemy coraz bardziej podobni do wkurw...nych robotów, karanych grzywnami i ostracyzmem. O to chodzi…?