Lanse

2014-06-19 11:20

 

Moja „hipoteza śledcza” jest wielopiętrowa, nie mam zamiaru jej kastrować przy pomocy brzytwy Ockhama (zasada ekonomii myślenia, zgodnie z którą w wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostoty, wybierając takie wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć).

Tusk ma dar najważniejszy w polityce: im bardziej mu nie wychodzi, tym jest cenniejszy dla rozmaitych mocodawców (bo polityk bez mocodawcy to polityk zależny od opinii publicznej, czyli demagog).

  1. Moce matrycowe (niech Czytelnik odnajdzie, co mam na myśli mówiąc Matryca) uznały kilkanaście miesięcy temu, że kamaryla firmowana przez Tuska w niekontrolowany sposób trwa ponad akceptowalną miarę, wbrew oczekiwaniom matrycowym;
  2. Moce postanowiły, żeby obudzić te warstwy apologetów, pochlebców i apostołów Tuska, które wbrew oczywistościom co rano czyściły jego piedestał za pomocą wybielaczy i własnymi rękawami: teraz mają „odkryć”, że Tusk nie jest wzorcem demokraty;
  3. W bezpośrednim otoczeniu Tuskowym następują – podpowiedziane albo „samoistne” – zmiany kadrowe, najczęściej na gorsze, oto niektóre: (1) rzecznikiem w miejsce wiernego stróża[1] zostaje mocno zaawansowana dzierlatka[2], (2) macherem gospodarczym w miejsce zdolnego menedżera panującego nad aparatem[3] zostaje pięknoduch i krasomówca[4], (3) księgowy dzielnie podpierający budżety, będący jednak karykaturą mitycznego Atlasa[5] zostaje wymieniony na lobbystę finansjery[6], (4) do roli wicepremierowskiej awansowała zagłębiaczka znana z solidności[7], na deser dostając rozklekotany resort po gogusiu[8], ten zaś goguś wcześniej zastąpił silnego „spółdzielcę[9]” (5), resort sprawiedliwości – po kilku wcześniejszych nieudanych i szkodliwych rotacjach, objął trzeźwy aparatczyk, rozumiejący interes kamaryli[10], (6) resort ochrony zdrowia zamienił „siekierkę[11] na kijek[12]”, na „obronie” psychiatra został zastąpiony przez ekonomistę, itd., itp. Najsmutniejsze jest odesłanie na szczaw „shreka[13]”;
  4. Tusk, który od jakiegoś czasu czuje, że nie jest już pupilem Matryc, zwarł szeregi i na najważniejsze garnizony delegował najmocniejszych, miłych Matrycom lub nie najmocniejszych, ale mu wiernych: są to Sikorski, Sienkiewicz, Szczurek, Biernacki, Kopacz, Siemoniak, Kwiatkowski, Zdrojewski, Grabarczyk (nie wymieniam cichych sztabowców): w tym gronie – to była konieczność – lojalność nie idzie w parze z kompetencją dającą sprawczą kontrolę nad resortami;
  5. Tusk mógłby „poddać się”: poprosić o fuchę na rynku międzynarodowym, podobną to takiej jaką dostał Marcinkiewicz, Bielecki, Waltz – ale tak jak Kwaśniewski, stracił samokontrolę i postanowił zagrać w swoje klocki (patrz: Polskie Inwestycje Rozwojowe), tyle że jest malutki i w skali globalnej nosi jeszcze pampersy;
  6. No, i poszła instrukcja: nadziać palanta na pal, niech zna miejsce w szyku;

Polska jest krajem, gdzie Państwo zrobiło przez liczne pokolenia wiele, by skonfliktować wobec siebie Obywateli i Inteligencję. Tusk zdawał się zmieniać ten ryt, bowiem biznes i NGO’sy oraz redakcje stanęły z nim w jednym szeregu. I oto wystarczyło, że się postawił Matrycom – a wszystko okazało się domkiem z kart, choć działało nadzwyczaj sprawnie. A kiedy karty się potasowały, by ostatecznie się rozsypać w bezładzie[14], wyłoniła się latryna: legislacyjna lepka maź, proceduralna omerta, wyborczy rekiet, gospodarczy szaber, i tak dalej, i temu podobnie.

 

*             *             *

Reakcja na rewelacje „Wprost” – to reakcja zblazowanego sierściucha, pozującego na świeżego i dziarskiego tygrysa, którego wkurza, że został podstępnie pozbawiony ogona, przez co stracił sterowność i zarazem wygląd. Taki tygrys nie jest w stanie się powstrzymać przed złamaniem wszelkich reguł przyjętych w „rezerwacie”, nawet tych reguł paskudnych, przeczących zawołaniu-zaklęciu o demokratycznym państwie prawnym. Akcja w redakcji – przejdzie do annałów.

No, i stało się najśmieszniejsze: czując swąd świeżo przypalanej demokracji pojawili się na miejscu ludzie mali. Ich trójsymbolem jest Wipler, Ikonowicz i Guział, ale nie oni jedyni tam się lansowali.

 

*             *             *

Jest niemała grupa ludzi pióra, słowa i obrazu, którzy nazywali polskie sprawy słowami „kryzys, niesprawiedliwość, patologia, nie-demokracja, skandal, sitwiarstwo, afera, ściema, matoły, złodzieje, nielegały”. W tej grupie są ci, którzy starali się unikać deklaracji politycznych (drużynowych), poszukiwali pra-źródeł i przyczyn „genetycznych”. Chciałbym, aby mnie do tych ostatnich zaliczano, choć nie mam na to wpływu, a nazwisko mam nieduże.

A jednak, kiedy już to wszystko pierdyknie (nie „jeśli”, tylko „kiedy”) – pierwszymi, którzy będą zbijać geszefty na upadku „projektu tuskowego”, będą dzisiejsi lanserzy.

 



[1] Paweł Graś, człowiek NZS, biznesu, Unii Polityki Realnej, Ruchu Stu, Buzka, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, pasjonat służb specjalnych i resortów siłowych, który od 13 lat mieszka w willi niemieckiego obywatela - Paula Roglera, po pojawieniu się w prasie informacji, że mieszka tam za darmo, bronił się, że wprawdzie rachunków nie płaci, ale opiekuje się domem;

[2] Małgorzata Kidawa-Błońska, prawnuczka luminarzy i prominentów okresu międzywojennego, żona filmowca Jana, dyplomowana na Karowej

[3] Waldemar Pawlak zarówno szefem PSL po R. Bartoszcze, jak też premierem po J. Olszewskim zostaje w sposób niesmaczny, nie umie zachować przyzwoitości w relacjach biznes-polityka i żona-nieżony, ale jako konstruktor biurokratycznego aparatu zdolnego do mobilizacji – jest sprawny;

[4] Janusz Piechociński, znany z tego, że nie wdaje się w rozmaite „załatwiactwa”, w swoim środowisku uchodzi(ł) za niewygodny „kontrapunkt”, niespodziewanie wygrawszy wewnętrzne wybory porwał się na funkcję rządową, która go przerosła;

[5] Jan Vincent Rostowski od początku pobytu w rządzie miał niewdzięczną rolę zasypywania wciąż nowych dziur i wycieków budżetowych, co czyniło go „wkładaczem kija w szprychy” pomysłów rządowych i autorem niepopularnych

[6] Mateusz Szczurek całe dorosłe życie przepracował w środowisku mamutów finansowych, jest apostołem „rynku” pojmowanego jako arena dla monopolistycznych gigantów;

[7] Elżbieta Bieńkowska karierę zawodową zaczynała w samorządzie terytorialnym, w obszarze unijnego wsparcia – i jej kariera cały czas postępuje tym rytmem, jednocześnie pod jej okiem powstawały liczne raporty krytyczne (w sensie: analityczne) na temat kondycji Państwa, Rządu, Gospodarki;

[8] Sławomir Nowak jest lanserem, gogusiem, nie mającym pojęcia o Państwie, umiejącym się znaleźć „blisko spraw ważnych”: w nagrodę za przyboczność dostał trudny resort, gdzie jego przestępcza, szaro-ciemna dusza geszefciarza poczuła się jak w raju – i na tym skończył politykę, a jak skończy życiowo – zobaczymy;

[9] Cezary Grabarczyk jawnie reprezentuje biznesowo-polityczne lobby łódzkie;

[10] Marek Biernacki jest poprawnie działającym urzędnikiem państwowym. Jego jedyną wadą jest świadome oddanie kamaryli (nazwijmy ją „gdańską”);

[11] Ewa Kopacz sprawia wrażenie osoby irracjonalnie wiernej szefowi, bezwarunkowo i za każdą cenę, przy czym trudne rozgrywki polityczne nie są jej domeną;

[12] Bartosz Arłukowicz jest infantylnym politykiem, gotowym zrujnować swój „image” dla kariery, jako minister skrajnie „nie ogarniający”;

[13] Grzegorz Schetyna uchodzi za wyważonego, sprawnego, rozumnego polityka, potraktowanie go jak wewnętrznego wroga jest samodzielną, jedną z najgłupszych decyzji kadrowych Tuska;

[14] Naprawdę współczuję wziętym mediastom i blogerom, którzy właśnie pojmują, że stali obok i bronili jak zaciężni sprawy i człowieka, który jest kimś między satrapą i autokratą, szogunem i władyką, sułtanem i hegemonem. Długo pisałem o Mega-Neo-Totalitaryzmie, zanim zrozumiałem, że jest to „nieestetyczne” i nie przekonam takimi słowami apologetów Tuska: dziś „sobiepan” to dobre określenie tego osobnika, tyle że zamiast wilczych oczu ma od rozklekotaną orientację co do własnej pozycji w systemie-ustroju;