Lanse
Moja „hipoteza śledcza” jest wielopiętrowa, nie mam zamiaru jej kastrować przy pomocy brzytwy Ockhama (zasada ekonomii myślenia, zgodnie z którą w wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostoty, wybierając takie wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć).
Tusk ma dar najważniejszy w polityce: im bardziej mu nie wychodzi, tym jest cenniejszy dla rozmaitych mocodawców (bo polityk bez mocodawcy to polityk zależny od opinii publicznej, czyli demagog).
- Moce matrycowe (niech Czytelnik odnajdzie, co mam na myśli mówiąc Matryca) uznały kilkanaście miesięcy temu, że kamaryla firmowana przez Tuska w niekontrolowany sposób trwa ponad akceptowalną miarę, wbrew oczekiwaniom matrycowym;
- Moce postanowiły, żeby obudzić te warstwy apologetów, pochlebców i apostołów Tuska, które wbrew oczywistościom co rano czyściły jego piedestał za pomocą wybielaczy i własnymi rękawami: teraz mają „odkryć”, że Tusk nie jest wzorcem demokraty;
- W bezpośrednim otoczeniu Tuskowym następują – podpowiedziane albo „samoistne” – zmiany kadrowe, najczęściej na gorsze, oto niektóre: (1) rzecznikiem w miejsce wiernego stróża[1] zostaje mocno zaawansowana dzierlatka[2], (2) macherem gospodarczym w miejsce zdolnego menedżera panującego nad aparatem[3] zostaje pięknoduch i krasomówca[4], (3) księgowy dzielnie podpierający budżety, będący jednak karykaturą mitycznego Atlasa[5] zostaje wymieniony na lobbystę finansjery[6], (4) do roli wicepremierowskiej awansowała zagłębiaczka znana z solidności[7], na deser dostając rozklekotany resort po gogusiu[8], ten zaś goguś wcześniej zastąpił silnego „spółdzielcę[9]” (5), resort sprawiedliwości – po kilku wcześniejszych nieudanych i szkodliwych rotacjach, objął trzeźwy aparatczyk, rozumiejący interes kamaryli[10], (6) resort ochrony zdrowia zamienił „siekierkę[11] na kijek[12]”, na „obronie” psychiatra został zastąpiony przez ekonomistę, itd., itp. Najsmutniejsze jest odesłanie na szczaw „shreka[13]”;
- Tusk, który od jakiegoś czasu czuje, że nie jest już pupilem Matryc, zwarł szeregi i na najważniejsze garnizony delegował najmocniejszych, miłych Matrycom lub nie najmocniejszych, ale mu wiernych: są to Sikorski, Sienkiewicz, Szczurek, Biernacki, Kopacz, Siemoniak, Kwiatkowski, Zdrojewski, Grabarczyk (nie wymieniam cichych sztabowców): w tym gronie – to była konieczność – lojalność nie idzie w parze z kompetencją dającą sprawczą kontrolę nad resortami;
- Tusk mógłby „poddać się”: poprosić o fuchę na rynku międzynarodowym, podobną to takiej jaką dostał Marcinkiewicz, Bielecki, Waltz – ale tak jak Kwaśniewski, stracił samokontrolę i postanowił zagrać w swoje klocki (patrz: Polskie Inwestycje Rozwojowe), tyle że jest malutki i w skali globalnej nosi jeszcze pampersy;
- No, i poszła instrukcja: nadziać palanta na pal, niech zna miejsce w szyku;
Polska jest krajem, gdzie Państwo zrobiło przez liczne pokolenia wiele, by skonfliktować wobec siebie Obywateli i Inteligencję. Tusk zdawał się zmieniać ten ryt, bowiem biznes i NGO’sy oraz redakcje stanęły z nim w jednym szeregu. I oto wystarczyło, że się postawił Matrycom – a wszystko okazało się domkiem z kart, choć działało nadzwyczaj sprawnie. A kiedy karty się potasowały, by ostatecznie się rozsypać w bezładzie[14], wyłoniła się latryna: legislacyjna lepka maź, proceduralna omerta, wyborczy rekiet, gospodarczy szaber, i tak dalej, i temu podobnie.
* * *
Reakcja na rewelacje „Wprost” – to reakcja zblazowanego sierściucha, pozującego na świeżego i dziarskiego tygrysa, którego wkurza, że został podstępnie pozbawiony ogona, przez co stracił sterowność i zarazem wygląd. Taki tygrys nie jest w stanie się powstrzymać przed złamaniem wszelkich reguł przyjętych w „rezerwacie”, nawet tych reguł paskudnych, przeczących zawołaniu-zaklęciu o demokratycznym państwie prawnym. Akcja w redakcji – przejdzie do annałów.
No, i stało się najśmieszniejsze: czując swąd świeżo przypalanej demokracji pojawili się na miejscu ludzie mali. Ich trójsymbolem jest Wipler, Ikonowicz i Guział, ale nie oni jedyni tam się lansowali.
* * *
Jest niemała grupa ludzi pióra, słowa i obrazu, którzy nazywali polskie sprawy słowami „kryzys, niesprawiedliwość, patologia, nie-demokracja, skandal, sitwiarstwo, afera, ściema, matoły, złodzieje, nielegały”. W tej grupie są ci, którzy starali się unikać deklaracji politycznych (drużynowych), poszukiwali pra-źródeł i przyczyn „genetycznych”. Chciałbym, aby mnie do tych ostatnich zaliczano, choć nie mam na to wpływu, a nazwisko mam nieduże.
A jednak, kiedy już to wszystko pierdyknie (nie „jeśli”, tylko „kiedy”) – pierwszymi, którzy będą zbijać geszefty na upadku „projektu tuskowego”, będą dzisiejsi lanserzy.
[1] Paweł Graś, człowiek NZS, biznesu, Unii Polityki Realnej, Ruchu Stu, Buzka, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, pasjonat służb specjalnych i resortów siłowych, który od 13 lat mieszka w willi niemieckiego obywatela - Paula Roglera, po pojawieniu się w prasie informacji, że mieszka tam za darmo, bronił się, że wprawdzie rachunków nie płaci, ale opiekuje się domem;
[2] Małgorzata Kidawa-Błońska, prawnuczka luminarzy i prominentów okresu międzywojennego, żona filmowca Jana, dyplomowana na Karowej
[3] Waldemar Pawlak zarówno szefem PSL po R. Bartoszcze, jak też premierem po J. Olszewskim zostaje w sposób niesmaczny, nie umie zachować przyzwoitości w relacjach biznes-polityka i żona-nieżony, ale jako konstruktor biurokratycznego aparatu zdolnego do mobilizacji – jest sprawny;
[4] Janusz Piechociński, znany z tego, że nie wdaje się w rozmaite „załatwiactwa”, w swoim środowisku uchodzi(ł) za niewygodny „kontrapunkt”, niespodziewanie wygrawszy wewnętrzne wybory porwał się na funkcję rządową, która go przerosła;
[5] Jan Vincent Rostowski od początku pobytu w rządzie miał niewdzięczną rolę zasypywania wciąż nowych dziur i wycieków budżetowych, co czyniło go „wkładaczem kija w szprychy” pomysłów rządowych i autorem niepopularnych
[6] Mateusz Szczurek całe dorosłe życie przepracował w środowisku mamutów finansowych, jest apostołem „rynku” pojmowanego jako arena dla monopolistycznych gigantów;
[7] Elżbieta Bieńkowska karierę zawodową zaczynała w samorządzie terytorialnym, w obszarze unijnego wsparcia – i jej kariera cały czas postępuje tym rytmem, jednocześnie pod jej okiem powstawały liczne raporty krytyczne (w sensie: analityczne) na temat kondycji Państwa, Rządu, Gospodarki;
[8] Sławomir Nowak jest lanserem, gogusiem, nie mającym pojęcia o Państwie, umiejącym się znaleźć „blisko spraw ważnych”: w nagrodę za przyboczność dostał trudny resort, gdzie jego przestępcza, szaro-ciemna dusza geszefciarza poczuła się jak w raju – i na tym skończył politykę, a jak skończy życiowo – zobaczymy;
[9] Cezary Grabarczyk jawnie reprezentuje biznesowo-polityczne lobby łódzkie;
[10] Marek Biernacki jest poprawnie działającym urzędnikiem państwowym. Jego jedyną wadą jest świadome oddanie kamaryli (nazwijmy ją „gdańską”);
[11] Ewa Kopacz sprawia wrażenie osoby irracjonalnie wiernej szefowi, bezwarunkowo i za każdą cenę, przy czym trudne rozgrywki polityczne nie są jej domeną;
[12] Bartosz Arłukowicz jest infantylnym politykiem, gotowym zrujnować swój „image” dla kariery, jako minister skrajnie „nie ogarniający”;
[13] Grzegorz Schetyna uchodzi za wyważonego, sprawnego, rozumnego polityka, potraktowanie go jak wewnętrznego wroga jest samodzielną, jedną z najgłupszych decyzji kadrowych Tuska;
[14] Naprawdę współczuję wziętym mediastom i blogerom, którzy właśnie pojmują, że stali obok i bronili jak zaciężni sprawy i człowieka, który jest kimś między satrapą i autokratą, szogunem i władyką, sułtanem i hegemonem. Długo pisałem o Mega-Neo-Totalitaryzmie, zanim zrozumiałem, że jest to „nieestetyczne” i nie przekonam takimi słowami apologetów Tuska: dziś „sobiepan” to dobre określenie tego osobnika, tyle że zamiast wilczych oczu ma od rozklekotaną orientację co do własnej pozycji w systemie-ustroju;