Licowanie

2013-03-08 07:55

 

/co licuje, a co nie licuje w demokracji/

 

Zacznę od swojej dewizy: zrobię wszystko, byś mógł swobodnie wnosić swoje poglądy do powszechnej dysputy, ale też zrobię wszystko, byś ich nie narzucał innym jako obowiązujące prawo (w tej lub podobnej redakcji praktykuję tę dewizę niemal od dziecka).

Uważam, że wczoraj jeden z 460 posłów, Jarosław Kaczyński, człowiek, którego wraz z Ziobrą oskarżam o (podszyte dobrymi intencjami) wdrożenie elementów ustrojowo-systemowych łamiących prawa człowieka – przypomniał swoim koleżankom i kolegom parlamentarzystom, na czym polega istota demokratycznego państwa prawnego. I może jego głos – a właściwie sztuczka z tabletem – pozostałaby nieoczekiwanym podstępem z nutką dowcipu (dowcip = inteligencja połączona z dystansowanym poczuciem humoru), gdyby na to wszystko nie odezwał się główny adresat przesłania, czyli coraz bardziej niepodzielny „szafarz demokracji”. Otóż Tusk raczył zauważyć, że Kaczyński „złamał reguły”. Poparła go niezawodna Marszałkini, bredząc coś o tym, że nigdy nie podepcze Konstytucji. Akurat Ona.

Tusku drogi, demokrato najświętszy: nie wystarcza palców u rąk, by wyliczyć osoby, które posłałeś z Platformy „na szczaw”, oczywiście z zachowaniem „reguł gry”.

Kaczyński, obok Tuska, Millera, Palikota i paru innych mieszaczy – co dzień łamie reguły gry. Nie pyta(ją) obywateli, kogo by chcieli mieć w „gronie 460”, tylko sami po swojemu wyznacza(ją) role swoim drużynnikom, podsuwając ich szyderczo pod „powszechne” głosowanie nazywane wyborami dla niepoznaki. Dowolnie i bezkarnie rozporządza(ją) dobrami publicznymi: majątkiem, ludzką energią, ludzkimi losami – i widać, że summa-summarum czynią to ze szkodą dla Kraju i Ludności. Blokują przeciętnemu mieszkańcowi Polski dostęp do rzetelnej edukacji, do samorządności, do swobody wypowiedzi, do leczenia na cywilizowanym poziomie, do wypoczynku, do zatrudnienia. Tępią rozmaite „inności”, ale też tępią wszelką oryginalność, tę esencję wszelkiego postępu. Chyba że jest to „swojacko-sitwiarska” przedsiębiorczość biznesowa, polityczna, medialna, itd., itp. Wtrąca(ją) się ludziom w życie rodzinne, sąsiedzkie, zawodowe, nawet osobiste.

Są – wspólnie i w porozumieniu – ojcami chrzestnymi i zarazem akuszerami systemu-ustroju, który nazwałem Mega-Neo-Totalitaryzmem i który opisuję od dawna.

Ale – co łatwo zauważyć – pozostają ludźmi, i jako tacy mają równe z moim prawo do wypowiedzi, krytyki, do wytykania „ludziom władzy” czy „środowiskom spoza władzy” wszelkiej niecnoty, nawet jeśli sami mają niedomyte paznokcie. Szkoda, że podobnym mi oraz mi samemu takiego prawa odmawiają, bo przecież nie jest prawem to, co wykorzystuję tu, teraz, pisząc notkę (to jest wszak jedynie niby-prawo podobne do tego, co każdy może na bazarku ogłosić kaczkom, kurom, świniom, kalafiorom, kiełbasom i szemranym artykułom „z drugiej ręki”).

Jest jednak głębsza myśl konstytucyjno-ustrojowa w tym, co zrobił wczoraj Kaczyński, i tego będę bronił, będę to głosił: nie wolno zamykać gęby krytyce, a szczególnie wtedy, kiedy jest co krytykować. Ludzkość wymyśliła fenomen krytyki, aby dać sobie szansę na autopoprawki. Krytyka to objaw zdolności do analizy niezależnej, to pokazywanie wariantów innych niż realizowany, to poszukiwanie substytutów poprawiających oferowany pakiet. Dlaczego ktoś niezadowolony miałby mieć „szlaban” na krytykę? Dlaczego wyłącznie najbardziej „dokapitalizowane” media mają mieć prawo do krytyki, jeśli wreszcie ktoś nimi zarządzający „przestawi wajchę”? To może od razu przepędźmy z Rad i Parlamentu wszystkich, którym się „władza” nie podoba? I nazwijmy to – na wzór „dyktatury proletariatu” – dyktaturą demokratyczną!?!

Wystawienie (się) pod zmasowany ostrzał Pana Profesora Piotra Glińskiego, człowieka z dorobkiem naukowym i życiowym, choć „tylko” człowieka – trudno o bardziej widomy przejaw krytyki rządu. Czyżby aż tak bezzasadnej, że trzeba użyć „reguł gry” dla zakneblowania Profesora?

Napisałem dziś w innej notce: Najważniejsza wydaje się edukacja społeczna. Zmasowana indoktrynacja „zielonowyspowa” oraz liberalno-kapitalistyczna powoduje, że nosiciele innych poglądów społecznych uchodzą za dziwaków, a jeśli domagają się z naciskiem, by zwrócono na nich uwagę (strajki, manifestacje, blokady) – postrzegani są jako niebezpieczni, przez których „będą tylko kłopoty”. To trzeba odwrócić wszelkimi dostępnymi sposobami. No, Kaczyńskiego próbuje się przedstawiać jako dziwaka, a do tego czwarto-rzeczpospolitowego stracha. Zastanawiające, że nikt z tych, którzy ustanowili transformacyjny porządek w Polsce, nie wczytał się w koncept IV Rzeczpospolitej. Otóż sądzę, że gdyby pośród jej wdrażaczy nie pojawił się taki podlec jak młody niedorobiony prawnik z Krakowa, do tego paru jemu podobnych – IV Rzeczpospolita nie uchodziłaby dziś za koncept zbrodniczy, anty-obywatelski. Wystarczy zapytać autora(ów) tego konceptu o jego myśl esencjalną.

Nikt też nie zastanawia się, czy więcej mówią kolejne seminaria-debaty firmowane przez Profesora Glińskiego – czy może te stemplowane przez Janusza Piechocińskiego? Czy może jeszcze inne? Dlaczego – w dobie nieuchronnie nadchodzących przesileń w świadomości – nie ma w każdym miasteczku miejsca, gdzie za darmo, ale w cywilizowanych warunkach, możnaby organizować dyskusje o ludzkich bolączkach, o możliwych rozwiązaniach wariantowych, konkurencyjnych? Dlaczego ludziom rozgarniętym, ale niezamożnym i nie zauważonym przez media, zamyka się w ten sposób gębę? Reguły gry? Przecież słowo „gra” zakłada równorzędność jej uczestników!

Posłanko Kopacz: z trybuny sejmowej, kiedy następowały ważne okoliczności, przemawiali całkiem niedawno rozmaici mówcy nie będący posłami. I jakoś znajdowano sposób na ominięcie „reguł gry”, na uchylenie ich dla ważnych powodów. Rozumiem, że Pani zdaniem takie powody dziś nie zachodzą, nawet w Pani byłym resorcie…!

W tym, co z pomocą nowoczesnej techniki przekazał Profesor Polsce i Posłom – jest prawdziwa, rzetelna krytyka Rządu. Potrzebna temu Rządowi i Polsce. Nie wolno jej tłumić, przywołując zredagowane „pod siebie” reguły gry. I za to chylę czoła  wobec „sprawców złamania reguł”. Przypominając, że w Polsce łamano reguły w 1956 (rewizjoniści), w 1968 (syjoniści), w 1976 (warchoły, element antysocjalistyczny), w 1980 (nieuzasadnione przerwy w pracy). Podpowiadam dla porządku, że reguły gry, i to świeżo wówczas ustanowione, złamał Leszek Balcerowicz, z pomocą zagranicy, wbrew suwerenowi Polski, na szkodę Kraju i Ludności. Ten ostatni – mimo rozpaczliwych starań – nie wejdzie do historii jako zbawca.