Licytacja na granicy gamblingu

2020-01-23 22:50

 

Od razu uprzedzę, że chodzi o licytacje polityczną, z „wrzutkami” ekonomicznymi w tle. Polska scena polityczna jest w przededniu przeobrażeń politycznych, które nastąpią już po głosowaniach prezydenckich, ale są nieuchronne, bo ujawniają się coraz to nowe napięcia, tąpnięcia już teraz sa odczuwalne.

Dziś jest tak, że swoją reprezentację polityczną mają w Polsce:

  1. Środowiska parafialno-prowincjonalne;
  2. Środowiska rwacze-biznesowe;
  3. Środowiska urzędników aparatu lokalnego;
  4. Środowiska ekspertów technicznych i logistycznych;
  5. Duchowieństwo i laikat chrześcijański;
  6. Profesjonalny aktyw organizacji „pozarządowych”;
  7. Gospodarze i przedsiębiorcy ze wsi i małych miasteczek;
  8. Proletariat wielkomiejski narodowo-wolnościowy;
  9. Proletariat wielkomiejski alterglobalistyczny;
  10. Inteligencja wielkomiejska-egzaltowana;
  11. Związkowcy-syndykaliści;
  12. Korporacje władzy (kamaryle, czasem „bezpartyjne”);

Oczywiście, nie ma tylu „wziętych” partii politycznych, więc ta zgrubna struktura społeczna jest porządkowana z jednej strony przez kasty „państw w państwie”,  drugiej strony przez afiliacje ideowe-globalne. Ideowcy dzielą się z grubsza na konserwatystów, liberałów i lewicę, a kasty wolą skupiać się wokół licznych kamaryl branżowych.

Jedenaście spośród wymienionych warstw społecznych jest w miarę jednoznacznie „zaopiekowana” politycznie. Jedynie proletariat wielkomiejski alterglobalistyczny nie ma swojej reprezentacji politycznej, dlatego łaknie jakiejkolwiek przynależności, stąd lgnie do każdego, kto mu obieca przynajmniej „narrację” lewicową, nawet jeśli ta narracja jest pusta treściowo. To jest pokłosie polskiego „kompleksu postkomunistycznego”. Właśnie mamy kolejne rozdanie, w którym dwa ugrupowania „socjaldemokratyczne” i jedno na wskroś pragmatyczne (bezideowe) zarzuciły wspólną sieć, w którą łapie się co drugi proletariusz alterglobalistyczny, wierzący, że Wiosna czy Razem to coś na podobieństwo Podemos, Syrizy, die Linke, lewicy francuskiej (Front de gauche) czy włoskiej (Sinistra Democratica,  L'Unione), a nawet brytyjskiej. Nic podobnego…

Zadziwiający i zarazem niepokojący jest proces „rozkradania” najstarszej polskiej partii politycznej, PPS, która z poważnej siły międzywojennej, reprezentującej rzeszę rozmaitych podmiotów gospodarczych, oświatowych, związkowych, sportowych, kulturalnych, młodzieżowych, wzajemniczych, solidarnościowych – przeistoczyła się w skansen myśli socjalistycznej, gasnący z dnia na dzień. Pomijając problemy wewnętrzne – partia ta jest dziś wyłącznie obiektem gry o tę przebogatą schedę, gry prowadzonej bez pardonu, również „od wewnątrz”. Co charakterystyczne – ruch ludowy mający ten sam staż i podobną przeszłość – jakoś sobie jeszcze radzi

 

*             *             *

Można „prorokować” ocierając się o pewność, że kiedy „zetrze” się spoiwo opiekuńczo-socjalne wspierające żywioł parafialno-prowincjonalny, laikat chrześcijański i duchowieństwo (proletariat wielkomiejski narodowo-wolnościowy już ostatnio wyłonił własną reprezentację) – na fali upadku „ustroju plusów” ujawni się w Polsce coś na kształt „słowiańskiej teologii wyzwolenia” (kooperatywy maluczkich, spójnie maluczkich, budżety partycypacyjne osiedli i gmin, inteligencja oświatowa i część aktywu pozarządowego).

Jeśli PPS przetrwa do tego czasu – kilka-kilkanaście lat – okaże się „skansenem odhibernowanym”. I to jest główny powód, dla którego warto uchronić tę partię przed wrogimi przejęciami (którym opiera się ona od dawna).

Jest taki neologizm: remutualizacja. Oznacza on odwrót od procesu demutualizacji, przeistaczania stowarzyszeń, spółdzielni, wspólnot sąsiedzkich i środowiskowych – w spółki komercyjne, anonimowe, żyjące wyłącznie rwactwem. Tam tygli się nowe życie.

Jest więc dla tego przetrwania silna determinacja, młodzieży mającej jasność co do dzisiejszych intencji „liderów lewicy parlamentarnej” – jest coraz więcej. Jestem spokojny.

 

Jan Gavroche Herman

 

PS

Robercie P. Odpowiem, ale jeszcze nie teraz