List bez znaczka do Redaktora St. Bratkowskiego. Rozszerzony

2011-09-28 10:48

 

/nawiązujący do mojej notki „Inteligencjo, odezwijże się!”/

 

Szanowny Redaktorze!

 

List to jest uniżony, jak moja postawa przed Redaktorem: nie jest On pupilem całej braci żurnalistów zawodowych i tzw. obywatelskich, ale to tylko dobrze o Nim świadczy, bo co to za pisarz, żurnalista i komentator, co to za Mędrzec, który każdemu dogodzi?

 

Kiedy na komentatorskiej arenie pojawiło się Studio Opinii (ze 3 lata temu), to natychmiast napisałem list „Chcę się wkręcić”. I wkręciłem się, około 30 moich tekstów jest w archiwum tego portalu.

 

Jako autor „wyrywny”, pracujący bardziej głową i piórem niż warsztatem – nie miałem tam łatwego życia. Sztuk dziennikarskich nie znałem i nie znam, choć nauk od samego Redaktora pobrałem niemało, bo mnie sobie upatrzył na tego, kogo oszlifuje i uczyni go jako-takim „nazwiskiem”. Cały się buntowałem: wolę zmagać się z komentarzami Czytelników, a nie z wewnętrznym filtrem redakcyjnym. W odpowiedzi słyszałem po wielekroć, że to jest pismo redagowane, a nie blogowisko (myśl ta ostatecznie wylądowała na Stronie Głównej portalu).

 

Ostatecznie, kiedy życie mnie kopnęło w całkiem innej sprawie, odpuściłem sobie przetargi SO, więcej energii przeznaczając na samoobronę przed nielegalnymi zakusami państwa wobec mnie. Redaktor pobieżnie wie o co chodzi. Wymyśliłem sobie, naciągając, że portal ma również wady, a nie tylko zalety: jest niemal bezkrytycznie państwowotwórczy, ingeruje w teksty w rozmaity sposób, a sama redakcja jest wpatrzona w Redaktora i jeszcze ze dwa „nazwiska”, z nabożeństwem. To mi wystarczyło do odejścia, choć do dziś nie mam pewności, czy dobrze zrobiłem. Jakieś drzwi niepotrzebnie zatrzasnąłem.

 

Redaktor nie powinien mieć o to żalu ani tym bardziej się dziwić: był sta­łym felie­to­ni­stą „Rzecz­po­spo­li­tej”, z któ­rej to współ­pracy zre­zy­gno­wał (paź­dzier­nik 2006) w pro­te­ście po pró­bach cen­zu­ro­wa­nia jego tek­stów przez redak­tora naczel­nego gazety – czytam w „stopce” SO.

 

Od mojego odejścia kilka zaledwie moich tekstów znalazło sobie miejsce w SO, zresztą z poważnymi ingerencjami, ale z czasem zaczęły one tonąć w otchłani – i przestałem tam być ostatecznie.

 

Mściwie więc wypomnę Redaktorowi to, co mnie najbardziej boli: otóż od niemal dwóch lat Studio Opinii uparcie promuje (marginalizując krytykę) tekst pt. „Biedni i bogaci III RP”. Tekst publicystyczny, w tym sensie nie poparty argumentacją źródłową. Tekst człowieka, który próbuje być liberałem, ale ma więcej na ten temat przekonań niż wiedzy. Tak myślę. A najśmieszniejsze, że kilka moich prób odpowiedzi na ten tekst – również wtedy, kiedy „bywałem” – zostało zwyczajnie zmilczanych. Mam przy tym wrażenie, że moje odpowiedzi są kompetentne, więc działa tu inny mechanizm niż merytoryczny.

 

Ale – tu można się pośmiać – Redaktor Skalski napisał dużo lepszy tekst, zatytułowany „Obywatelu, to cię dotyczy!”, analizujący sprzeczności ustrojowe zawarte w Konstytucji. Też się w to bawię. Ten tekst Skalskiego nie jest promowany, może dlatego, że jednak mocno bruździ w wizerunku polskiego Państwa, z takim trudem zdefiniowanego przy Okrągłym Meblu…?

 

Moje zabawy w Konstytucję owocują czymś, co jest dla Studio Opinii niezjadalne: świadomie dążę do obalenia porządku konstytucyjnego (ustrojowego) obowiązującego w Polsce. Porządek ten jest bowiem oparty na cynicznych zapisach kpiących z demokracji, poza tym ustanawia bezkarność wszystkich Ludzi Władzy, którzy mimo oczywistego nakazu nie przestrzegają Konstytucji. Nie, granatami nie będę rzucał, ale niewątpliwie ktoś inny się za to zabierze, bo frustracja narasta.

 

Ostatecznie na „Biednych i bogatych” odpowiedziałem tak jak umiałem: w różnych miejscach internetowych, obok serii krótkich notek, opublikowałem obszerną, choć jeszcze niedopracowaną pozycję DEMOKRACJA POWIERNICZA, gdzie rozprawiam się z utopią liberalną i wskazuję zarówno na mechanizmy szkodliwe dla demokracji jako takiej (w tym też dla domniemanej demokracji polskiej), jak też podaję kilka recept – takich na jakie mnie stać. W każdym razie nie uważam społecznych kosztów rozpasanego „kapitalizmu” polskiego lat Transformacji za niezbędny koszt, nie dający się uniknąć, za swoistą uświęconą ofiarę na rzecz lepszego jutra. W tym sensie jestem biegunowo przeciwny myśleniu autora „Biednych i bogatych III RP”, choć nie musi to oznaczać lewactwa, jak raczy mnie epitetować Azrael, skądinąd mój „starożytny” kolega. Po prostu na podtytuł „niektóre łodzie zatopiło” wzbiera we mnie krew. Bo sam jestem sternikiem, któremu „zatopiło” kilkanaście poważnych inicjatyw, aż zacząłem się zastanawiać, czy ja się w ogóle do czegoś nadaję.

 

Około 11-tej, 23-go września, busujący po kraju Premier raczył zauważyć bystrze, że „my jako pokolenie dość zgrabnie przeprowadziliśmy kraj z ustroju komunistycznego do demokracji, do Europy”. Co do zgrabności – potwierdzam, choć słoni w tym składzie porcelany też trochę było. Ale na pytanie, czy jako Kraj i jako Ludność jesteśmy tam, gdzie chcieliśmy „wtedy” i gdzie chcielibyśmy być „teraz” – przynajmniej warto porozmawiać. Podobnie jak o tej „demokracji”. SO chyba rozmawiać nie chce.

 

Wystarczy mściwości, bo mój szacunek i zwykłe poważanie dla Redaktora są zbyt wielkie, bym sobie tak używał bez końca. Powiem tylko, że mój ból związany jest z unikaniem przez SO otwartej dyskusji: odbywa się ona wyłącznie w ramach, wspomnianych przeze mnie pośród wad SO, które nazywam „państwowotwórczością”. Szkoda, bo potęga intelektu (poważnie) felietonizująca w SO nie powinna obawiać się poglądów skrajnie przeciwstawnych, obrazoburczych. A dysputa zyskałaby.

 

Redaktor St. Bratkowski, poza niewątpliwą charyzmą w środowisku dziennikarskim, pełni w tym środowisku funkcję formalną (honorowego prezesa). Mimo to nie zdołał nadać znaczenia swemu skądinąd świetnemu oświadczeniu (BEZ NIEDOMÓWIEŃ). A szkoda, znów szkoda. Bo tekst jest co najmniej dyskusyjny, o czym świadczy i liczba jego internetowych czytelników, i „rozrzut” licznych komentarzy.

 

Tym Czytelnikom, którzy nie sięgnęli jeszcze po encyklopedyczną wiedzę o Redaktorze, podpowiem: to człowiek, który miał życie „pod górkę” od dzieciństwa, a jednak wytrwał w dobrej kondycji. Będąc „konstruktywnym” – jednocześnie nie wahał się ani poddawać druzgocącej krytyce tej rzeczywistości, której doświadczał, ani inicjować niezliczonych przedsięwzięć o charakterze obywatelskim. Ryzykował wiele, bezinteresownie. Ma, zasłużenie, NAZWISKO, które nie wszystkim się dobrze kojarzy, ale to już problem tych, którzy kojarzą.

 

Dlatego, napisawszy rano notkę „Inteligencjo, odezwijże się!”, pytam Redaktora: czy to co buzuje w naszym kraju i czeka na wybuch, pozostanie poza uwagą Studio Opinii? Czy SO będzie jedynie sprawozdawcą pęczniejących wydarzeń? Czy pełna obaw opinia o najmocniejszym ugrupowaniu opozycyjnym przesłania Redakcji SO rzeczywisty stan Państwa? Opublikowana niedawno książka „Gra o jutro (2)” pokazuje, że raczej dzieje się źle, zarówno w polskiej sferze Profanum (gospodarka, infrastruktura, stan państwa, administracja, rozwarstwienie, wykluczenia), jak też w sferze Sacrum (deontologia władzy, utopia liberalna, upadek wolności). Autorami są bracia Bratkowscy. Dlaczego zatem SO ogranicza się do kiwania palcem: władzo, bądź grzeczniejsza?

 

SO nie chce chyba uruchamiać otwartej dysputy, woli raczej „stonowaną rozmowę o problemach”, bez podważania zasad ustrojowych, tak ciężko przecież wywalczonych.

 

Kiedy – jako dwudziestoparoletni chłopak, ale za to przewodniczący akademickiego ruchu kół naukowych, zostałem zapytany napastliwie, w gabinecie Jana Główczyka (Biuro Polityczne PZPR), co na moich seminariach i konferencjach robią ludzie z opozycji, zwalczający jedynie słuszny ustrój – odpowiedziałem: jeśli zaprosimy samych „swoich”, to do czego będą się przekonywać? Dajmy szanse konfrontacji, jak „nasi” wygrają, to się rozpropaguje, a jak okażą się słabsi – toż to tylko ruch naukowy!

 

Mam to dziś powtórzyć?

 

Przypomnę – niewpuszczony na łamy SO – tekst, króciutko. Twierdzę otóż, że partie pragmatyczne zainteresowane są zachowaniem status quo i marszem drobnymi kroczkami, czyli petryfikowaniem korzystnych małych stabilizatorków. Partie ideowe zaś - poszukują zmiany, bo idee mają to do siebie, że są "lepsze" niż dowolna rzeczywistość.



PO jest partią pragmatyków. PiS jest partią ideowców (oczywiście, nie ma czystego wzorca, mówię o tym, co przeważa). Można lubić i nie znosić pragmatyzmu i kojarzyć go z cynizmem. Można lubić lub nie znosić ideowości, a zwłaszcza jakichś konkretnych idei. I podejrzewać ich zły rodowód albo intencje nieprawe.

 

PO gubi pośród pragmatyzmu swój ideowy liberalizm, a PiS wciąż od nowa redaguje swoją ideologię patriotyczno-socjalną (Redaktor nazywa to faszyzmem), wykuwając ją wciąż od nowa pod wpływem wydarzeń. Inna sprawa, jak obie partie to robią. Jak to powiedziano wierszem poety – jest to kwestia smaku.

 

Ale winić PiS, że atakuje i przewraca - to tak jak winić kota, że łowi myszy. Partia ideowa - taka którą lubimy i taka którą się brzydzimy - zawsze będzie niepokoić, rozwalać, zmieniać.



Pod tym kątem można też przyjrzeć się innym partiom, np. parlamentarnym, ale też tym najnowszym, spoza betonowego układu. A także transferom, które są właśnie "na tapecie".

 

Jak na list, to dużo. Choć chciałoby się więcej

Z pozdrowieniami, wciąż z daleka

Jan Herman

Kontakty

Publications

List bez znaczka do Redaktora St. Bratkowskiego. Rozszerzony

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz