List otwarty do prawników

2014-08-04 09:22

 

LIST OTWARTY

do środowisk prawniczych

przede wszystkim do środowiska sędziowskiego

Mazowsza

 

Szanowni!

Zawód prawniczy upoważnia do pełnienia wielu kluczowych ról publicznych, z których większość obejmuje decydowanie o ludzkich losach i pomyślności rozmaitych podmiotów prawnych: to są na przykład takie funkcje jak prokurator (asesor), sędzia (asesor), radca prawny, adwokat, w większości komornik, notariusz.

Zawód prawniczy – to zawód tak zwanego wysokiego zaufania społecznego (publicznego). Zresztą, nieźle płatny.

Każdy prawnik obejmując urząd po aplikacji składa przysięgę podobną do tej:

"Ślubuję uroczyście jako sędzia sądu powszechnego służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej, stać na straży prawa, obowiązki sędziego wypełniać sumiennie, sprawiedliwość wymierzać zgodnie z przepisami prawa, bezstronnie według mego sumienia, dochować tajemnicy państwowej i służbowej, a w postępowaniu kierować się zasadami godności i uczciwości." Składający ślubowanie może dodać na końcu zwrot: "Tak mi dopomóż Bóg".

Chciałbym Wam uroczyście donieść, że na swojej drodze w ostatnich latach napotykam prawników z Waszego środowiska, którzy pełnią funkcje państwowe (albo funkcje publiczne na rzecz realizacji zadań państwowych), którzy – jeśli powyższe ślubowanie uznać za poważne – mają kłopoty z sumieniem, może ze znajomością prawa, z dochowaniem tajemnicy służbowej, a na pewno z zasadami godności i uczciwości.

Sądzę, po wielu innych informacjach – że to nie są wyłącznie trzy „czarne owce”.

W ostatnich latach uczestniczę w pracach wymiaru sprawiedliwości w kilku postępowaniach:

  1. Egzekucja komornicza, bezprawna, Izby Celnej w Białymstoku, zakończona wyrokiem na moją korzyść (odebrano tytuł wykonalności), ale nie rozliczona w rozumieniu sprawiedliwości;
  2. Egzekucja komornicza – bezzasadna – z inicjatywy Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych: proces przeciw-egzekucyjny trwa, zakapućkany w sprawy proceduralne, przy czym nijak nie mogę doprowadzić do wyłączenia sędziego, choć ewidentnie pracuje na korzyść Funduszu, i choć od dawna komplet dokumentacji świadczy na moją korzyść, więc już powinien był zapaść wyrok pierwszej instancji na moją korzyść;
  3. Sprawa o wykroczenie, zakończona prawomocnym skazaniem mnie na 200 złotych, przy czym od samego początku to ja jestem pokrzywdzony, ale grodziski wymiar sprawiedliwości (policja, prokuratura, sąd) zrobił wiele, w tym wielokrotnie poważnie naruszył prawo, byle tylko mnie skazać, choć zeznania świadków oskarżenia jednoznacznie mnie uniewinniły;
  4. Sprawa wydzielona ze sprawy pierwszej (powyżej), w której domagam się zadośćuczynienia-odszkodowania od Izby Celnej i Komornika, która po 5 latach zabaw proceduralnych jest na etapie „udupiania” przez nową sędzinę, działającą nie tylko „na skróty”, ale też zadziwiająco jawnie zmierzającą do odrzucenia moich roszczeń;

W trzech pierwszych sprawach broniłem się przed sądową niesprawiedliwością środkami dostępnymi obywatelowi – i mimo dokumentacji w sposób nie budzący wątpliwości (jasne, sędzia jest niezawisły, ale nie zwalnia go to od tego, by czarne nazywać czarne, a kwadratowe nazywać kwadratowym), zawsze rozmaite poboczne skargi, dochodzenia, apelacje – rozstrzygano na moją niekorzyść. Oczywiście, wygodną dla środowiska prawniczego jest interpretacja, że zbyt egocentrycznie patrzę na sprawy, że „nie przyjmuję do wiadomości”. Zapraszam do prześledzenia akt, zanim wygłosicie taką formułkę.

Powtórzę: niezawisłość sędziowska nie upoważnia sędziego do wychodzenia poza ramy oczywistości faktycznej i intelektualnej, więc sformułowania, w reakcji na moje skargi i zażalenia, które brzmią „sędzia miał prawo” – są nie na temat, kpią z adresata.

Nie trzeba być mną, czyli człowiekiem pryncypialnym i nieufnym wobec organów wymiaru sprawiedliwości, aby zrozumieć, że działają tu jakieś siły pozamerytoryczne i zarazem pozaformalne. Osobiście sformułowałem pojęcie Zatrzasku Lokalnego, czyli środowiskowej „wiedzy" o tym, z kim co i jak załatwić, z kim nie zadzierać, komu pomóc kiedy prosi, kogo można opluć bezkarnie, gdzie bywać, czego unikać.

Nie należę do pokornych za wszelką cenę, do uległych, machających ręką w sytuacji, kiedy „głową muru nie przebijesz”. Niektórzy prawnicy, a zwłaszcza sędziowie i prokuratorzy mający nad-ego, uważający, że pełniona funkcja państwowa wynosi ich ponad szaraków-obywateli – uznali, że brak pokory oznacza zamach na ich „prawa świętych krów” – i solidarnie dokonują obrony poprzez atak.

Nie zdziwiłbym się, gdyby w Waszym środowisku powstał w ostatnich miesiącach „ZAPIS” na moją osobę, powodujący pośród Was swoisty „obowiązek” doprowadzenia „moich” spraw do (mojej) porażki. W każdym razie trudno mi w inny sposób wytłumaczyć fakt, że dowolne rozstrzygnięcie cząstkowe, nawet jeśli jest „po mojej myśli” – to ostatecznie obraca się przeciw mnie.

Wystarczyło mi kilka godzin grzebania w internecie, by znaleźć proste i oczywiste, ścisłe powiązania między dwojgiem ludzi: sędziną-referentką w postępowaniu ponumerowanym powyżej nr 4 i sędzią-referentem w postępowaniu ponumerowanym powyżej nr 1. Są oni po prostu od lat koleżeństwem. Nie słychać, by byli ze sobą skonfliktowani, a mam dodatkowe przesłanki by sądzić, że wzajemnie się wspierają w pracy.

W takich sytuacjach nie do pomyślenia – w demokratycznym państwie prawnym – jest prowadzenie-referowanie sprawy przez jedno z nich, gdy w materiałach sprawy są moje zarzuty – poważne – wobec drugiego z nich. A jednak tak się stało, i to w okolicznościach dających do myślenia: poprzednia sędzina-referent z jakichś powodów przestała istnieć w tej sprawie, a „nowa” przystąpiła do działań, których nijak nie da się nazwać, jak poniewieraniem, „grillowaniem” powoda (mnie), i to tak spektakularnym, ze przepisy, procedury, prawda materialna, zasady sprawiedliwości – stały się drugorzędne.

Zwrócę się z tym do urzędu Prezydenta RP (mocodawcy większości prawników w Polsce) oraz do Rzecznika Praw Obywatelskich, a także do Ministra Sprawiedliwości. Mam jednak niemal pewność, że w tym konkretnym przypadku chodzi nie tylko o prawdopodobną zażyłość obojga sędziów, ale też o zwykłą zemstę trzeciej osoby, też sędziny, którą z mojej strony spotyka wiele „nieprzyjemności” (np. publicznie nazywam ją przestępcą), a która na to wszystko odpowiada, na służbowym druku, że „nie będzie nadawała biegu takiej korespondencji”. Ta trzecia osoba jest wybitna w mazowieckim środowisku prawniczym, pośród Was. Jest np. prezesem jednego ze stowarzyszeń prawniczych, kierownikowała Okręgowemu Ośrodkowi Szkolenia Sądu Okręgowego w Warszawie, (od 16 listopada 2009 r. Samodzielnej Sekcji ds. Szkolenia Sądu Okręgowego w Warszawie, obecnie zlikwidowana), przewodniczyła wydziałowi Sądu, prezesuje Sądowi, była członkiem i współprzewodniczącą komisji egzaminacyjnych przy Ministerstwie Sprawiedliwości, itd., itp.

W tym przypadku zrozumiały jest nie tylko brak reakcji ważnych urzędów i organów na moje pismo sprzed kilku miesięcy do nich skierowane, ale też moje formalne niepowodzenia w konkretnych postępowaniach, mimo ich przenoszenia do różnych instancji poza sąd, w którym ta trzecia osoba obecnie funkcjonuje.

DYGRESJA: doniosłem do Prokuratury w Grodzisku Mazowieckim, że grupa osób z tutejszego wymiaru sprawiedliwości „zasadziła” się na mnie (najpierw chodziło o funkcjonariusza PSP i policjantów, potem rozszerzyłem o sędziów dążących na siłę do skazania mnie mimo dowodów przeciwnych). Postępowanie – po serii „niezrozumiałych” działań, przeniesiono na mój wniosek do Piaseczna, tam zaś umorzono, a materiały odesłano – uwaga – do sądu w Grodzisku! Czyli do instancji, w której wobec czworga sędziów sformułowałem podejrzenia-zarzuty. Na skutek tego – wbrew zasadom prawa – ja miałem ograniczony dostęp do materiałów (potrzebna była zgoda Piaseczna), a ludzie przeze mnie podejrzewani-obwiniani czytali sobie swobodnie moje materiały. Mimo natychmiastowego mojego wniosku o przeniesienie tej sprawy (wraz z moim zażaleniem) dokądś indziej – kilka ładnych miesięcy trwało „samo-wyłączanie” się sędziów. Na koniec decyzje podjął sąd w Pruszkowie, niekorzystną dla mnie, z uzasadnieniem nie na temat, bez odniesienia się do moich uwag, równie dobrze mógł w uzasadnieniu przytoczyć jakiś wierszyk, bo na to postanowienie już nie przysługują środki odwoławcze. KONIEC DYGRESJI

Szanowni!

Nie namawiam Was ani do ostracyzmu wobec kogokolwiek, ani do zdecydowanych działań. Rozumiem, co to jest „środowisko”. Więcej: uważam, że formuła Zatrzasku Lokalnego jest dobra, jeśli ludzie, zwłaszcza w urzędach czy organach, dogadują się wpół słowa, co pozwala na szybkie, sprawne załatwianie spraw. Tyle, że jeśli Zatrzask Lokalny, na skutek czyichś świadomych egoizmów (knowań liderów), skierowany jest przeciw Obywatelom i ich konstelacjom (rodzina, firma, grupa, sąsiedztwo, organizacja), a „środowisko” pielęgnuje w sobie pogardę dla ludzi „obcych” i lekceważenie zasad, byle tylko przeforsować swoje interesy – to zaczynamy gubić to co trzeźwe i zdrowe, a nabywamy cech sitwy, kliki, koterii, kamaryli.

W przypadku przez mnie tu prezentowanym mamy najprawdopodobniej do czynienia właśnie z sitwą, kliką, koterią, kamarylą. Nie mam narzędzi wystarczających, by tego dowieść, choć moja intuicja i fakty zmierzają w tym kierunku.

Namawiam Was zatem – po prostu – do refleksji. Kiedyś o Was mówiono „z sądem nie wygrasz, głową muru nie przebijesz, kruk krukowi oka nie wykole”. Teraz mówią o Was „państwo w państwie”, albo „sitwa, układ”. Powstaje coraz więcej stowarzyszeń i innych podmiotów, (Niepokonani, Oburzeni, Zmieleni, itd., itp.), które uginają się pod ciężarem spraw, jakie zgłasza im ludność. Rozumiem, że wszyscy się mylą, a Wy, środowiskowo kryształowi, wypełnieni po brzegi sumienia deontologią, utylitarnością, charytoniką – jakoś dzielnie przetrzymacie tę „kampanię oszczerstw i pomówień”.

Niech w Was zwycięży ślubowanie, które składaliście.

Pozwólcie, ze na koniec zwrócę się, „w Waszej przytomności”, do trzech osób z Waszego środowiska, będących SSO:

Błażeju Marcinie Domagała: nie sąd, a strona ma dostarczyć dowodów na to, że nie zaniedbała niczego w windykacji długów: kiedy robi to sędzia, to działa na szkodę strony przeciwnej, czyli jest stronniczy. Kiedy zaś w procesie pojawiają się słowa i pisma donoszące, że jedna ze stron łamie prawo (próbuje wyłudzić znaczną kwotę, oszukuje sąd, poświadcza nieprawdę w dokumentach, nie realizuje prawomocnych postanowień sądu) – to się ma obowiązek uruchomienia w tej sprawie działań przypisanych prawem.

Elizo Anno Nowicka-Skowrońska: odmawia się (wnioskuje o wyłączenie) z każdej sprawy, w której istotnym wątkiem jest sprawa postępowania kolegi z wydziału w Sądzie Okręgowym, z którym się zresztą tego samego dnia przed laty odbierało gratulacje od Prezydenta (mianowanie SSR), a potem całe lata współżyło się w koleżeństwie i zależnościach w tym samym sądzie rejonowym, w tym samym wydziale. I jeszcze jedno: obywatel będący stroną w sprawie jako powód, ma zawsze prawo zabierać głos, składać wnioski i w ogóle podmiotowo uczestniczyć w rozprawie, nawet jeśli współ-obecny na tej rozprawie jest jego pełnomocnik z urzędu. No, i przesłuchanie informacyjne jest czymś innym w systemie prawa, niż przesłuchanie w charakterze strony. A „niegrzeczność” nie jest jeszcze w polskim prawie penalizowana.

Anno Małgorzato Szymacha-Zwolińska: instytucja konwalidacji nie służy kryciu, legalizowaniu nielegalnych poczynań służb i organów, skierowanych przeciw obywatelom. A jeśli obywatel nazywa Sędziego Sądu Okręgowego przestępcą, kryjącym pod swoimi skrzydłami innych przestępców, głupią gęsią, wredną suką – to trzeba pójść z tym do sądu, a nie pisać do obywatela, że „dalszej korespondencji nie będzie nadawany bieg”. Bo to jest nie tylko tchórzostwo, ale też przyznanie się do zarzutów obywatela. Nie mówiąc już o powadze urzędu, nadanej przez Prezydenta Państwa.

Szanowni: choć nie mam problemów z wiarą, nie zakończę tego listu otwartego formułką „tak mi dopomóż Bóg”. Liczę na Wasze sumienia, serca, umysły, dusze. Opatrzność swoje zrobi, kiedy pora nadejdzie.

Warszawa, 4 sierpnia 2014 r.

Jan Herman