List otwarty szaraka – na Berdyczów

2015-10-22 07:48

 

Adresatem tego listu jest stosunkowo wąska grupa osób, w której rękach jest kilkaset tysięcy posad-stanowisk-funkcji, zwanych powszechnie nomenklaturowymi. I inna, jeszcze węższa grupa osób, która za sprawą mediów i własnych talentów oraz sił najrozmaitszych – w najbliższym czasie zawładnie wyobraźnią „elektoratu” polskiego, powoli niczym kiełki wyłaniając się z cienia pierwszej grupy, betonującej dotąd scenę publiczną. Zwracam się zatem do grona, które bez problemów pomieści się w bocznej salce dowolnej uczelni czy firmy.

To jest trochę odpowiedź na pytanie „Czyja jest Polska?” - TUTAJ, albo na pytanie „Jak dzielić łupy po udanej elekcji?” TUTAJ.

Oczywiście, jest jasne, że gdybym rzeczywiście zechciał zebrać adresatów tego listu w dowolnym miejscu – to wzruszyliby ramionami: kimże jestem przy nich, którzy są – co by nie mówić – decydentami losów Kraju i Ludności na najbliższe „dziesiąt” miesięcy? Mimo to spróbuję przemówić.

A kimże jest nadawca listu? Mam wrażenie, że jestem „uśrednionym” wzorcem polskiego inteligenta: moje poglądy i postawa życiowa to wypadkowa konserwatywnego wychowania i lewicowej wrażliwości społecznej, a źródłem tych poglądów są zarówno liczne lektury, jak też udane i nieudane przedsięwzięcia publiczne, a także „obserwacja uczestnicząca”, bo inteligent – nawet w pierwszym pokoleniu, jak ja – wciąż uczestniczy w przekładaniu swoich konceptów na praktyczne rozwiązania, aktywizując się w rozmaitych inicjatywach, czasem za wszelką cenę.

Ad rem

Sądzę, że wybory 25 października 2015 w Polsce – to w mniejszym stopniu wybory w społecznym, politycznym i zarazem encyklopedycznym pojęciu, przede wszystkim zaś – ćwiczenia rzeczywistych sił zawiadujących Polską: Biznesu powiązanego z Nomenklaturą, walczących o wszechwładzę nad budżetami i strumieniami gospodarczymi, Mediów walczących o finansowanie ze strony tych pierwszych i o „rząd dusz”, Kościoła ratującego co się da z formuł chrześcijańskich, najszerzej pojętej Dyplomacji (w tym sekretnej), pozycjonującej nas na kontynencie i w świecie.

Biznes, Nomenklatura, Media, Kościół i Dyplomacja – są swoistym kotwiczącym stabilizatorem Polski, co niekoniecznie oznacza pochwałę ich „dokonań”. Zwłaszcza w czasach, kiedy „pod skorupą” wciąż „się dzieje”: tąpnięcia, wibracje, uskoki, bąblowe wybuchy. Raczej mowa o swoistym zatrzasku. Wewnątrz tego zatrzasku ustawiono rozmaite sceny polityczne, ponazywano je rozmaitymi ordynacjami (parlament, samorząd, prezydent) i wpuszcza się tam Was, adresatów mojego listu, niczym marionetek, jawajek i pacynek w jednym.

Dla mnie jest oczywiste, że Biznes, Nomenklatura i Kościół już dokonały wyboru, stawiając na „mniejsze zło”. Dyplomacja (zwłaszcza jej wymiar sekretny) najprawdopodobniej zrobiła to, co zwykle: każda „widoczna” na politycznej scenie opcja-ugrupowanie ma w swoich szeregach „cichych”, którzy zadbają o to, by polityka wewnętrzna i zagraniczna nie zawirowały gwałtownie. Tylko Media na chwilę zrezygnowały z roli „czwartej władzy” i próbują, z różną przenikliwością, odczytać kto będzie ich mocodawcą w najbliższym czasie.

Kiedy wynik wyborów niedzielnych w warstwie plebiscytowej (PiS versus PO) jest już właściwie rozstrzygnięty i skierowany na zmianę suwerena, co oznacza nomenklaturowe i biznesowe trzęsienie ziemi – formacja nieuchronnie przegrywająca robi wszystko, by osłabić skalę przegranej, by zwycięzca nie poczuł się przesadnie mocny. Kukiz, Nowacka, Petru i Zandberg (oraz marki, które oni noszą) dostają taką dawkę wsparcia medialnego (ten pierwszy się skarży na niedosyt, ale jest tuż po rozbłysku wiosennym i teraz może mu być mało) – która da się objaśnić wyłącznie instrukcją dla Mediów. Skąd – mniejsza o to.

Treść mojego listu do Was da się upakować w trzy zdania:

1.       Procentowe wsparcie ugrupowań wyborczych nijak się ma do rzeczywistego rozkładu interesów społecznych, co oznacza, że wciąż ma miejsce przekupywanie żelaznych elektoratów i ogłupianie elektoratu;

2.       Wynik zbliżających się głosowań będzie swoim ostrzem skierowany ostatecznie przeciw Krajowi i Ludności: Krajem nazywam wspólną substancję życiową, Ludnością nazywam naturalną żywotność ekonomiczną i przedsiębiorczość;

3.       Bierzecie zatem – adresaci niniejszego listu – odpowiedzialność za to, by po 25 października Wasze zobowiązania wobec sił rzeczywiście zawiadujących Polską – te konkretne i te umowno-domyślne – zostały zastąpione Racją Społeczną;

Teraz K… Obywatele – zobowiązuję Was do tego projektu. Patrz: „Swojszczyzna przeciw Poplecznictwu”, TUTAJ. Dalsza arogancja wobec Ludności i Kraju nie posłuży Wam, choć chwilowo może być atrakcyjna prestiżowo i opłacalna materialnie. Media zrobią wiele (uciekając przed oskarżeniami o stronniczość), by w społecznej wyobraźni nastąpiła pokoleniowa zmiana wyobraźni społecznej. Będzie lansować nowe postacie i marki polityczne, by pod tą przykrywką udawać, że nie realizują żadnych zleceń.

Spodziewam się, że za rok, po dwóch powyborczych burzach, będziemy mieli w Polsce to samo co dziś, tylko zawiadowcy będą odmłodzeni.

W ciągu nadchodzącego roku przewiduję dwa spazmy protestacyjne generowane przez silne środowiska zorganizowane w związki zawodowe oraz w ruchy typu „indignados”. Adresatów mojego listu upraszam: kiedy mówicie o konieczności zmiany narracji – to nie zmieniajcie (wyłącznie) garnituru postaci, które są na medialnych „listach do zapraszania”, ale zmieńcie też sposób myślenia: naprawdę więcej sami zyskacie, jeśli „poliszynel” odczuje namacalnie, że jest pod dobrą opieką i zarazem zauważy, że jego przestrzeń decyzyjna, wpływ na własny los – jest na miarę jego wyobrażeń o wolności, swobodzie, demokracji i samostanowieniu.

Tak jak powoli i konsekwentnie wytrącano ludziom z dusz, serc, sumień i głów podstawy obywatelstwa, sprowadzając je do „danych rejestrowych” (PESEL, REGON, NIP, adres, konto, telefon, mejl) – tak samo teraz odwróćcie ten proces: mówiąc o jednostce pozwólcie jej być zapobiegliwą i przedsiębiorczą, mówiąc o wspólnocie pozwólcie jej być samorządną. Zróbcie co się da – byśmy w swej masie na powrót poczuli się obywatelami, a nie elektoratem, podatnikami, petentami, interesantami, roszczeniowcami, uciekinierami w szarą strefę lub za granicę.

Mam pewność, że niemal natychmiast dostaniecie porcję zaufania, która uchroni was przed ludzką anatemą, wyrażającą się fatalną opinią Ludności o politykach i polityce. I piszę to nie z sympatii do Was, bo znam spośród Was może dwoje, może troje, nie więcej niż kilkoro: mówię to jako inteligent, który poważnie traktuje społeczne etosy, pojęcie sprawiedliwości społecznej (nie tylko w wymiarze ekonomicznym), założenie o pomyślności ludzkiej jako warunku wszelkiej aktywności publicznej nielicznych.

Moje słowa kieruję szczególnie do tych dwóch ugrupowań, wobec których trudno mówić o wyborach, gdyż narzuciły wyborcom formułę plebiscytową: w polityce liczyć się powinien nie wasz partyjny interes, tylko te obszary wykluczenia, które są najbardziej dolegliwe i zarazem największe, a także te procesy rujnujące Polskę, które trzeba powstrzymać natychmiast, bo każdy dzień wciąga nas w topiel. Czasem warto o „planktonie” myśleć nie w kategoriach „przyszły koalicjant”, tylko w kategoriach „partner w dobrych przedsięwzięciach”. Nawet, jeśli ów plankton nie obejmie mandatów w Parlamencie