Mały pacik wielkiego pataszona, czyli Donald versus bieda

2014-03-20 07:35

 

Kilka dni temu osoba, której nie znam, ale ze środowiska, które podziwiam, sms-em wezwała mnie na Plac na Rozdrożu, na wczorajszą zbiórkę, z której mieliśmy dołączyć do protestu przed siedzibą Premiera w sprawie podłego traktowania problemu osób opiekujących się niepełnosprawnymi. O 11.30.

Nie jestem w dobrej kondycji i w dobrym nastawieniu do zadym i podskoków, ale tu potwierdziłem swój udział natychmiast. Bo ten niby drobny temat jak w soczewce ukazuje całą hipokryzję i zarazem nieudolność systemu-ustroju, a przy tym gówniarską bezczelność urzędników Donalda Wielkiego, budowniczego Arki. Poza tym sam, z różnych powodów, od lat opiekuję się autystycznym Krzysiem, co wiedzą moi znajomi. Krzysio, lat 44, jest dla mnie „obcy”, ale zaprzyjaźniłem się z nim kilkanaście lat temu – i tak zostało.

Bywałem już w tej sprawie przed tym samym budynkiem, jestem też „współ-wykonawcą” tablicy foliowej, dwukrotnie montowanej i natychmiast usuwanej z trotuaru przed tym okropnym budynkiem, upamiętniającej Andrzeja Filipiaka, który akurat tu się skutecznie podpalił, doprowadzony do rozpaczy.

W dniu wczorajszym – jako współ-założyciel spółdzielni socjalnej – umówiony byłem z przyszłym kontrahentem, który „będzie” dawał zlecenia spółdzielcom. W ostatniej chwili przełożył on to spotkanie z godziny 10.00 na 12.30, co dla mnie oznaczało, że szybciutko odszedłem z mini-wiecyku sprzed siedziby Premiera, gdzie spędziłem króciutkie chwile (obok była równoległa pikieta „Oburzonych”). Dlatego nie przemaszerowałem pod Sejm (a w konsekwencji – do Sejmu).

Nie piszę o tym, by deklarować, że „o mało co” byłbym pośród tych, którzy oto zawładnęli na jakiś czas pomieszczeniem sejmowym, robiąc kłopot eleganckim paniom i panom, których miesięczny dochód odpowiada ponad rocznej jałmużnie na dziecko niepełnosprawne, które przez całe życie będzie dzieckiem.

Piszę, by Czytelnik pojął, że poza blogerską krytyką systemu-ustroju na poziomie teoretyczno-filozoficznym, poza „naukową” próbą zrozumienia współczesnego świata, poza prywatnymi przepychankami z aparatem sądowniczym – uczestniczę w życiu flibustierstwa dysydenckiego kontestującego system-ustrój, no i działam konstruktywnie, a nieobce są mi też działania nastawione na budowanie tego i owego.

Tak rozumiem swoje obywatelstwo.

Władcy Rzeczpospolitej takiego obywatelstwa nie tylko nie wspierają, ale też pojąć nie mogą. Przecież tak fajnie wszystko zrobiono! Tak przynajmniej wynika z przesłania wobec ćwierćwiecza polskich sukcesów transformacyjnych, jakie wspólnie dali mi na pewnym seminarium – przedwczoraj – Michnik, Ciosek, Wielowieyski, Reykowski – pod moderacją wiecznie młodego Bratkowskiego, zresztą zasłużonego w krytyce systemu i mającego dorobek konstruktywny, w postaci miliona rozmaitych konceptów.

Jeśli protest doprowadzonych do ostateczności ludzi, będących od wczoraj „nielegalnie” w Sejmie, patafiany załatwią „jak zawsze” – wróżę, że to będzie POCZĄTEK. Może nas tu, nad Wisłą, nie stać na Majdan, ale na Solidarność – zawsze.