Machamy łapamy. Gimnastyka

2014-10-06 17:22

 

Nie wiedzieć czemu media wałkują gest Jarosława Kaczyńskiego, który po apelu Ewy z Szydłowca podszedł do Tuska i się zachował.

Być może mediaści zapełniają w ten sposób lukę, bo zarezerwowali sobie długie „sprawozdania z chamstwa”, gdyby jednak po takim apelu Kaczyński „nie zachował się”.

Przy okazji, jak to w piaskownicy, pojawił się problem „kto zaczął”. I ja sobie to spróbuję wyjaśnić, licząc na niezawodna pamięć Czytelników.

Nie miałem okazji obcować w żaden sposób z braćmi Kaczyńskimi. Mam wrażenie, że jako prawnicy prawa pracy mieli coś do powiedzenia zarówno w środowiskach dysydenckich i potem w Stoczni, jak i generalnie w opozycji. W każdym razie musiał być jakiś niebanalny powód, dla którego obaj potem zostali zatrudnieni w Kancelarii Prezydenta za czasów Lecha Wałęsy.

Musiał być też jakiś powód, dla którego zdecydowali się oni pójść na wojnę z pryncypałem, a może tylko z jego urzędem, urzędnikami. No, i kukła spłonęła. A przez następne dziesięciolecie Kaczyńscy mościli sobie jakieś rozsądne, godne ich ambicji miejsce w przestrzeni politycznej. Poprzez Porozumienie Centrum oraz rozmaite manewry własnościowo-finansowe ostatecznie stanęło na tym, że powstał PiS.

Partia ta, jak wiemy, wygrała nieznacznie wybory 2005. Po Polsce krążył duch POPiS: dwie opcje solidarnościowe, etatystyczno-liberalna (PO) i narodowo-konserwatywna (PiS) miały zgodnie rządzić krajem.

Tyle, że umyślono, nie pytając PiS, iż premierem będzie jegomość z Krakowa, też zresztą konserwatysta, ale zasilający kadrowo PO. Dlatego opcja z premierem Marcinkiewiczem w pierwszej wersji odpadła. Teatrzyk z publicznymi negocjacjami wymyślili ludzie z PO i to – jak pamiętam, poprawcie mnie – oni ostatecznie uznali, że PiS jest konfliktowy. Nie bez znaczenia był fakt, że Pis w tym czasie wygrał dwie najpoważniejsze kampanie: i parlamentarną, i prezydencką. To spowodowało gry wokół stanowiska Marszałka Sejmu.

Platformę krew zalała: konkurencja ma Prezydenta, Premiera i Marszałka, trzy najmocniejsze figury państwowe.  Powołano „gabinet cieni”, pod wodza niedoszłego „premiera z Krakowa”, z zadaniem patrzenia na ręce i zaglądania w karty ugrupowaniu rządzącemu. Zespół ten stworzył alternatywny projekt korekty ustrojowej, który Pedia przedstawia następująco:

·         naprawa procesu tworzenia prawa – gabinet proponował m.in. powrót do dwóch czytań projektów ustaw w parlamencie, standardowe wysłuchanie publiczne w toku prac rządowych nad projektami legislacyjnymi, powołanie Narodowego Centrum Legislacyjnego;

·         zmiany w systemie sądowniczym – gabinet proponował m.in. zniesienie immunitetu sędziowskiego (z pewnymi wyjątkami), zmianę składu Krajowej Rady Sądownictwa, publikowanie orzeczeń sądowych w internecie, jawność w dostępie do materiałów wymiaru sprawiedliwości oraz pozwalającej ocenianie sędziów dokumentacji;

·         reforma prokuratury – gabinet postulował oddzielenie funkcji prokuratora generalnego od funkcji ministra sprawiedliwości oraz przeniesienie nadzoru nad prokuratorami do sądów;

·         przebudowa administracji publicznej – gabinet postulował powszechny wybór starostów, przeniesienie dużej części zadań samorządowych do samorządu wojewódzkiego oraz wprowadzenie do samorządu służby cywilnej, a także wprowadzenie finansowej odpowiedzialności urzędnika za złe decyzje;

·         przebudowa budżetu i finansów publicznych – gabinet proponował m.in. wprowadzenie nowej struktury budżetu, zastąpienie jednoletniego planowania budżetu pięcioletnią perspektywą, likwidację funduszy i agencji celowych, szybkie wprowadzenie euro, a także jednolitej stawki podatku dochodowego wraz z ulgami rodzinnymi w systemie podatkowym;

·         reforma systemu edukacji – gabinet proponował m.in. likwidację kuratoriów oświaty i przeniesienie większych kompetencji w ręce dyrektorów szkół, a także wprowadzenie bonu samorządowego jako systemu finansowania oświaty;

·         zmiany w funkcjonowaniu służb mundurowych – gabinet postulował m.in. oddanie lokalnych policji prewencyjnych pod nadzór samorządu terytorialnego oraz oddzielenie ich od kryminalnej i śledczej policji, a także stworzenie jednolitego dowództwa sił operacyjnych w wojsku, likwidację poboru oraz wprowadzenie zawodowych wojsk operacyjnych;

·         "naprawa polityki" – gabinet postulował m.in. zniesienie immunitetów poselskich i stworzenie kategorii wyższych funkcjonariuszy publicznych oraz zaostrzenie kar za nadużycie funkcji publicznych.

Kiedy jednak przyszło do prezentacji tego 339-stronicowego opracowania – „między wierszami” pojawiły się pęknięcia w Platformie (patrząc na radykalizm rozwiązań, można się domyślać, że zadziałały grupy lobbystyczne decydujące o „być albo nie być” Platformy, powołanej wszak w bardzo nietypowy sposób). Rokita dokonał tej prezentacji mając już właściwie sznur na szyi.

Oliwy do ognia dolał PiS, w dość szczególny sposób uruchomiwszy „czerezwyczajkę”, w której zasmakował Delfin. Niezależnie od intencji, zarówno wykonanie okazało się fatalne polityczne, jak też dano do ręki broń mediom krajowym i zagranicznym. Broń skierowaną przeciw PiS. Podważono cały koncept IV Rzeczpospolitej, co do filarów niegłupi, i – pomijając nagonkę PO – winę za to ponosi przede wszystkim Delfin, który wsadził okrakiem swoją formację na zębatą poręcz.

Kiedy „czerezwyczajka” uderzyła w Leppera, nie wytrzymał Giertych. Sprawa się rypła i Platforma mogła sobie powygrywać co chciała. Natychmiast też przystąpiła do propagandowej i zarazem piaskownicowej zemsty za to, że PiS nie dał sobie w kaszę dmuchać dwa lata wcześniej. Przepychanki o obecność dyplomatyczną w świecie, o to kto rządzi w Polsce, nawet o sprawy administracyjno-biurowe – ustały z chwilą Katastrofy. By wybuchnąć ze zdwojoną siłą, kiedy okazało się, że Platforma (rząd) dała się wpuścić jak dziecko w dyktat rosyjski przy pracach wyjaśniających. PiS – jak to PiS – wystawił na ten front człowieka, który ma osobiste żale do byłych kolegów z KOR, a co dopiero do ich spadkobierców. Nie wróżyło to i nie wróży ugody w sprawie Katastrofy, ani w innych sprawach.

 

*             *             *

Dziś nie da się rozstrzygnąć – a i sensu nie ma – kto zaczął. Dlatego apel Ewy z Szydłowca skierowany wyraźnie do J. Kaczyńskiego – był nie w porządku. Może nie był prowokacją, obliczoną na to, że nie dojdzie do uściśnięcia dłoni – ale oczyszczał Platformę z wszystkiego, co wyczyniała od negocjacji POPiS-owych.

W cieniu tych zabaw Polska niepostrzeżenie stacza się w suicydalia.

Dziś, kiedy nawet najbardziej usłużni Rządowi mediaści dają ucha krytykom rozwiązań politycznych, gospodarczych, społecznych, bo coś jednak jest na rzeczy – Premier i Wicepremier(ka) wyjeżdżają sobie na saksy. Nie Platformę trzeba sklejać na powrót (bo i po co?) – ale Kraj i Państwo. Bez Ludności tego się zrobić nie da. Tym bardziej, jeśli się tę Ludność będzie traktować jak osiedlowego głupka i niemotę.

Może jednak warto odgrzać projekt Rokity, skoro innego rzeczywiście nie ma?

Chyba, że z etapu Zielonej Wyspy wchodzimy w etap „zarządzania przez upadek”. No, niby łatwiej jest pozamiatać rumowisko i zbudować od nowa, niż naprawiać i remontować. Tylko czy taką masę upadłościową zdołamy zachować dla siebie…?