Mahayana i Hinayana

2014-04-30 15:57

 

Buddyzm – uświęcony pakiet idei i praktyk – nie jest jednorodny, kto zechce, ten może klasyfikować „zawartość” buddyzmy wedle rozmaitych kryteriów i zawsze znajdzie przykłady dla kategorii, które wyróżni. Jode Ortega y Gasset odkrył dla siebie, że Mahayana – to nurt buddyzmu dużo bardziej wymagający niż Hinayana. Wspomina o tym rozważając wzajemne relacje między „dziczą” a „elitą”, choćby w dziełku „Bunt mas”.

Skorzystam z Pedii.

Mahajana (skt. mahāyāna "Wielki Wóz", chin.: 大乘, dàshèng; kor. 대승 taesŭng, jap.: 大乗, daijō, wiet. đại thừa) — to kierunek buddyzmu, który wyodrębnił się w I wieku p.n.e. Kto podąża tą drogą (nazywany Paramitą), winien jest medytować i praktykować oraz głosić sześć transcendentalnych cnót, wyzwalających aktywności (Paramity): szczodrość, etyczne (moralne, przyzwoite) postępowanie, cierpliwość, radosny wysiłek (gorliwość, entuzjazm), medytacyjne skupienie, mądrość (jako pożądany cel starań).

Niechaj wszystkie istoty będą szczęśliwe i mają się dobrze, niech się nie umniejsza niczyjej wartości i bez powodu uważa kogoś za gorszego. To zawołanie buddyjskiego nurtu Hinajana – nazwa "hīnayāna" (sanskr. हीनयान; chiń. xiaosheng 小乘, kor. sosŭng 소승, jap. shōjō, wiet. tiểu thừa) oznacza Podrzędny Pojazd, Gorszy Wóz, Niższy Wóz (według Pali Text Society: hina = 1. gorszy, niższy, 2. pozbawiony), choć często tłumaczy się tę nazwę jako Mały Wóz. Termin ten został nadany kilku szkołom spośród wczesnych szkół buddyjskich przez ich oponentów ze szkoły mahāsaṃghika na II soborze w Vesali (lub Vaishali, Wajśali) za panowania króla Kalasoki około roku 386 p.n.e.

Mahajanici więc – to tacy arystokraci, tyle że nie z urodzenia i dziedziczenia, ale z cnót własnych, wypracowanych, doskonalonych. A Hinajaici – to ci, którym wystarcza własna prostota, bezproblemowość, infantylność w każdym z wyobrażalnych wymiarów.

Obrazuje to rysunek: jego lewa część wskazuje na nielicznych, którzy „są bardziej” i licznych, którzy „są mniej”.

Jose Ortega y Gasset zauważa, że w ciągu kilkunastu pokoleń świat stanął o tyle na głowie, o ile ci, co „są mniej” zauważyli swoją przeważającą liczebność i – niezależnie od kwalifikacji własnych do sprawowania ról politycznych przejmują rządy. Co z tego, żeśmy niedouczeni, niezbyt szlachetni, mało zorientowani”? Jesteśmy Ludem, a ten – na przykład pod imieniem Naród albo Społeczeństwo – jest Suwerenem, i tyle!

Należę do tych, którzy są zdania, że Lud ma rację, zarazem trzyma ją z odwrotnej strony, przez co się kaleczy.

Co prawda, arystokracja wszelka (jakkolwiek ją rozumieć), zdaje się być lepiej (w swej masie) przygotowana do zawiadowania nawą publiczną, ale też warto zauważyć, że miała niemało okazji do nauki tej sztuki, i do popełniania błędów, czasem kuriozalnych. Ludowi warto zostawić tyle samo szans: jestem pewien, że szybciej niż wcześniejsze elity Lud dojdzie w okolice perfekcji. A to dlatego, że w wielkiej masie łatwiej znaleźć talenty, niż w wyselekcjonowanej społeczności elitarnej.

Biedą jest jednak, że Lud – trzymany przez wieki w pozycji pokornej, a obecnie roszczeniowej – coraz dalej jest od pojmowania swojej Suwerenności jako obowiązku. To zaś oznacza generalne obniżenie jakości rządzenia (w każdej z wyobrażalnych dziedzin: samorząd, sztuka i artyzm, parlament, biznes, religia, charity, itd., itp.).

Znów zatem stoimy przed zadaniem zdefiniowania demokracji: czy jest nią po prostu priorytet dla woli Ludu, czy może zdolność Ludu do powstrzymania się przed chętką na rządzenie wszystkim i wszystkimi, swoistej abdykacji na rzecz tych, co jednak umieją…