Mangones. Venaliciarii

2013-02-05 08:13

 

 

W powszechnej świadomości Imperium Rzymskie uchodzi za ten fenomen cywilizacyjny, w tyglu którego helleńskim ideom demokratycznym (wolność i swobody jednostki, swoboda przedsiębiorczości, obywatelstwo, prawo do posiadania) nadano dojrzały kształt prawny.

Znalazłem opracowanie autorstwa prawniczki Zuzanny Służewskiej (Studia Iuridica XLIII/2004) pod tytułem, który wprawia w osłupienie po zapoznaniu się z treścią artykułu. Tytuł ten brzmi: „Societates venaliciariae – szczególny typ rzymskiej spółki czy kolejny krok na drodze do wykształcenia się solidarnej odpowiedzialności wspólników?”.

Jeśli ktoś właśnie wyobraził sobie, że chodzi o dojrzewanie rzymskich przedsiębiorców do współodpowiedzialności biznesowej – to rozczaruję już na wstępie: Venialiciarii, zwani powszechnie pejoratywnym „Mangones” (podbieracze, łupieżkowie, naciągacze, szalbierze) – to zorganizowani w podmiotowość prawną handlarze niewolnikami. Rzymskie prawo regulowało szeroko ten proceder, nobilitując go tak samo, jak dziś prawo RP nobilituje pozabankowe (parabankowe)  firmy pożyczkowe akceptując w zasadzie ich „mętne więcierze” uruchamiające praktycznie lichwę (podobno zakazaną) i zniewolenie ekonomiczne (uwiązanie dłużnika wciąż rosnącymi „dodatkami” do umówionej spłaty).

Mangones znani byli z licznych oszustw, których dopuszczali się w umowach i procedurach (np. „używanych” niewolników sprzedawali jako „nowych”, notorycznie oszukiwali klientów, stosując praktykę ozdabiania niewolników przez ubieranie ich w wymyślne i kosztowne stroje oraz odpowiedni makijaż, co w rzeczywistości miało służyć zamaskowaniu rozmaitych ułomności fizycznych niewolników), stąd nie zasługiwali w powszechnym odczuciu na neutralne określenie „mercatores” (handlowcy).

Nie będę epatował Czytelnika prawniczymi zawiłościami artykułu (sam ich nie ogarniam do końca). Zauważam tylko, że Rzymianie (ich państwo) zupełnie przestali widzieć z czasem, że sam proceder handlu ludźmi jest wyrazem degeneracji, zaprzeczeniem idei obywatelstwa i republikanizmu w kraju ufundowanym wszak pod sztandarami demokratycznych „comitia” i „concilium”(zgromadzeń, walnych zebrań, wieców).

W Polsce zawiadowanej przez państwo o nazwie Rzeczpospolita Polska mamy przynajmniej trzy „branże” które zasługują na eksterminację, na wyplenienie z korzeniami, na społeczną anatemę – a są hołubione przez Państwo jako „dobrzy płatnicy podatku” (to nic, że wbrew zasadom współżycia społecznego łupiący „słabych i niepewnych” podatników).

Agencje pracy tymczasowej – to najbardziej wstecznicza branża, jakiej doświadcza świat pracy od początków kapitalizmu. Cały dorobek kulturowo-cywilizacyjny, jaki stał się udziałem ludzi zatrudnionych (świata pracy) – pozostawia się tu na boku, na marginesie, a ustawia się człowieka gotowego do pracy w sytuacji beznadziejnej: związujemy cię kontraktem, z którego dla ciebie nie wynika żadna gwarancja (np. zatrudnienia), ale jeśli znajdziemy dla ciebie jakieś zajęcie – to musisz je podjąć, nawet jeśli nie jest ono uzbrojone w żadne prawa pracownicze, a do tego płacisz nam prowizję. Jeśli po drodze zostają naruszone jakieś twoje inne prawa (np. do wypoczynku, do bhp) – to nawet nie masz kogo pozwać w tej sprawie. Jeśli ci nie dopłacimy – trudno, ryzyko.

Agencje pracy tymczasowej są nie tylko same z siebie „mangones”, ale też są „siewcą” tej swoistej „patologicznej normalności” w całym świecie zatrudnienia: np. w obszarze samozatrudnienia i innych tzw. elastycznych form pracy.

Przemysł windykacyjny – to „branża” wyrosła w „nowych czasach”. Jej początki to „komercjalizacja” urzędu komornika oraz bandyckie wymuszenia dokonywane przez bezwzględnych osiłków, znane jako „obywatelska” egzekucja niepłaconych długów. Połączenie tych dwóch przesłanek (komercjalizacja domeny państwowej i przyzwolenie na egzekucję za wszelka cenę) tworzy fenomen gospodarczo-zbójecki, który już nie tylko „czyści” augiaszową stajnię zaległości płatniczych, ale uruchomił szereg procederów nastawionych na „preparowanie” długów. Nie jest ewenementem, a „normą” takie oto zdarzenie, że ktoś zawiera umowę zawierającą „prawa i obowiązki”, ale szybko okazuje się, że „prawa” to „ściema”, a chodziło o „obowiązki”, które przy zręcznym operowaniu są pomnażane wielokrotnie i nigdy się nie przedawnią, choć nawet zbrodnie się przedawniają.

Przemysł windykacyjny wykreował szczególną „postawę biznesową”, która każe „przedsiębiorcy” czy „agentowi” szanować kontrahenta-klienta do chwili, kiedy złoży podpis. Po tym akcie klient staje się ofiarą, w czym z „mangones” współpracuje cały wymiar sprawiedliwości, a także ustawodawca-prawodawca.

Pożyczkodajnie – to firmy, które zagospodarowują pole stworzone przez agencje pracy tymczasowej i przemysł windykacyjny: wykorzystują sytuację ludzi, którym typowy system bankowy nie chce i formalnie nie może pomóc, bo nie spełniają oni elementarnych warunków dopuszczających do obrotu kredytowego. Najważniejsze pożyczkodajnie (Provident, SKOK) uzyskały w Polsce status „świętych krów”, choć ich działalność tylko pozornie odbiega od tego, co wyprawiają z klientami anonimowi pożyczkodawcy ogłaszający się na przysłowiowych słupach. Istotą tego biznesu jest to, że „dobrzy” pożyczkobiorcy spłacają własne wygórowane raty oraz pokrywają „szkody” wyrządzone przez „złych” pożyczkobiorców.

Pożyczkodajnie są ostatnim gwoździem do trumny dla tych, którzy jeszcze liczą na odbicie się od dna, choć prezentują się jako ostatnia szansa i dobroczyńcy tych, których system-ustrój podeptał i porzucił.

Pytam: jakiż ma sens regulowanie uszlachetniająco-humanizujące działalności tych trzech branż, jeśli one same z siebie są szyderstwem z humanizmu, nie mówiąc już o szlachetności? Jakiekolwiek przepisy prawne dotyczące tych trzech branż – nobilitują je, wbrew „zasługom” dla idei przedsiębiorczości i dla zasad społecznego współżycia. Ktoś, kto jest rzeczywistym przedsiębiorcą i kto przestrzega na gruncie gospodarczym zasad współżycia społecznego – przegrywa z tymi rwaczami dojutrkowymi, a to oznacza, że zgodnie z prawem Kopernika (Grishama) „zła moneta” wypiera „dobrą monetę”, a cała Gospodarka się demoralizuje.