Speusippos. Między Arystotelesem a Platonem

2014-01-13 09:50

 

Oj, to wcale nie będzie rozprawa filozoficzna, tylko rzecz o tym, co było pierwsze, jajko czy kura. Będę korzystał z Pedii, ale w większości własnymi słowami.

Platon założył Akademię, czyli takie miejsce na peryferiach Aten (archaiczna nazwa dzielnicy brzmiała Hekademeia, w czasach klasycznych nazywano ją Akademeia), w którym chętni zgłaszali się po nauki z zakresu filozofii i matematyki, a także retoryki i nauk przyrodniczych. Trwało to – w trzech etapach – około 900 lat, do 529 roku, kiedy ta wiekowa i zasłużona instytucja została zlikwidowana przez cesarza bizantyjskiego Justyniana. Formuła interdyscyplinarnego „campusu” (miasteczka uniwersyteckiego) przetrwała do dziś. Opiera się na harmonii rozwoju intelektualnego, duchowego i sportowego, a także na relacjach scholarch-uczeń.

Arystoteles założył Liceum (Lýkeion) jako miejsce konkurencyjne dla Akademii, siebie ustawiając w roli konkurenta Platona. Coś jak dzisiejszy Oxford i Cambridge, jak Uniwersytet versus Politechnika. na wschodnich obrzeżach Aten istniał gimnazjon (gymnásion) – w ogrodach zwanych Lykejonem od imienia patronującego świątyni boga. Przy gimnazjonie tym Arystoteles założył własną szkołę. Szkołę nazywano też perypatetycką, od mającego tam panować zwyczaju przechadzania się w czasie wykładów. Arystoteles uczynił ją instytutem zespołowych i planowych badań naukowych w dziedzinie humanistyki i przyrodoznawstwa.

Potomność zapamiętuje obu dżentelmenów jako piewców dwóch nie dających się pogodzić konceptów:

  1. Platon otóż twierdził (uprośćmy), że na wszystko, co było, jest i będzie są gdzieś idealne Formy (idee), które materializują się (ziszczają) za każdym razem jako niedoskonałe odzwierciedlenia. Dziś wiemy, że każdy samochód schodzący z taśmy jest nieco inny, a żaden nie jest dosłownym odpowiednikiem wyrysowanego przez konstruktorów projektu. Dla Platona takim konstruktorem jest Plḗrōma, czyli kompletny zbiór idei (magazyn form), mający takie proroczo-opatrznościowe właściwości, które pozwoliły chrześcijanom zawłaszczyć słowo plḗrōma i opisywać je jako pełnię doskonałości, boskość (np. Jezus był jedynym człowiekiem, który był w taką plḗrōmę wyposażony);
  2. Arystoteles zaś twierdził (uprośćmy), że ludzie rodzą się z niezapisanym umysłem, który zapełnia się myślami na skutek codziennych doświadczeń życiowych. Platońska metempsychoza i anamneza – czyli odkrywanie przez człowieka w sobie (poprzez dyskurs) idei „wstrzykniętych” mu wcześniej przez Uniwersum-Opatrzność-Zaświaty (κόσμος-kosmos,  apeiron-bezkres) – to błąd. Arystotelesowska Forma jest odpowiednikiem Idei platońskiej, lecz nie jako osobny, niezależny byt, a jako coś nadające kształt i postać materii – tworzywu. Relację między formą a materią można więc sobie wyobrazić jak relację między naczyniem a wodą, albo palcami garncarza a gliną. Pogląd ten, zwany hilemorfizmem, został następnie przejęty przez średniowieczny tomizm;

Platon mógłby łatwo „przyłapać” swojego ucznia. Najwyraźniej nie chciał, o czym pośrednio świadczyć może to, że następcą Platona w Akademii został Speusippos,  Otóż Arystoteles, rozważając pierwszą przyczynę (sprawczą) ruchu (primus motor), postulował istnienie Ducha, który poruszałby światem, tak jak dusza ludzka (rozum, νοῦς nous) porusza ciałem. Jako ostateczne źródło ruchu byłby nieruchomy (nieruchomy poruszyciel). Duch ten został utożsamiony z Opatrznością-Nadrzędnością (Bogiem), ale, w odróżnieniu od istot znanych z wierzeń religijnych, nie jest on czynnikiem aktywnym – nie ingeruje w dzieje świata. Jego zdolność poruszania wynika raczej z tego, że rzeczy, kierowane tęsknotą, dążą do niego jako do czystej formy.

Formy w zasadzie nie mogą istnieć bez materii, a z drugiej strony sama materia bez form nie posiadałaby kształtu, koloru, ruchu i innych cech, byłaby czystym chaosem. Tak więc znany nam z doświadczenia świat jest nierozerwalną kombinacją materii i idei-form. Stosunek formy i materii (entelechia) określa cechy danej rzeczy, a w przypadku istot żywych określa ich celowy charakter.

I tu w zasadzie Arystoteles zostaje „przyłapany” przeze mnie, który oto wcielam się w rolę komornika działającego na zlecenie Platona. Bo Arystoteles manipuluje pojęciem „formy”. Powiada – taki jest sens jego wywodu – że aby materia w ogóle była rozpoznawalna (czyli aby miała cechy czyniące ją „nieprzezroczystą”), musi być uformowana, przy czym dla owego uformowania sama wytwarza formy. Formy będące dziełem materii doskonalą się wraz z doświadczeniem (dziś powiedzielibyśmy o postępie, a nawet o ewolucji). I żeby to doskonalenie miało sens – wyposaża materię w Ducha, a człowieka w duszę. Czyli – choć ratuje się mówiąc że Duch czy dusza to są twory materialne – ustanawia je w roli „immanentnego sterownika” świata czy człowieka.

I co? Szybciutko ucieka z własnej pułapki, pokrętnie zamieniając platońskie słowo „idea-doskonałość” w pojęcie „cnoty”. Pisząc na przykład o Państwie, powiada, że niepoważne jest poszukiwanie-odkrywanie idealnej formy państwowej, bo wszystko jest różnorodne i swobodne. Ma rację o tyle, o ile dla każdej sytuacji kulturowo-cywilizacyjnej i dla każdych warunków topograficzno-klimatycznych istnieje formuła Państwa najbardziej „w sedno” w konkretnych okolicznościach (np. Speuzyp dla każdego poziomu rzeczywistości przyjmuje innego rodzaju „zasadę”, tożsamą z „bytem matematycznym”). Ale nie zauważa, że kolejne formuły ulegają rozkładowi na skutek doczesnych przemian (patrz: rzeczywistość „ucieka” formom państwowym i trzeba poszukiwać nowych, podążać za sednem) – i kolejne „iteracje” państwowości układają się w – matematycznie pojęty – kierunek, a nie rozłażą się jak robaki po deszczu ku chaosowi. Powiadając o tym, że materia wytwarza swoje „duchowe echo”, a to „echo” stymuluje materię do dalszych przekształceń, potwierdza heraklitowe Πάντα ῥεῖ καὶ οὐδὲν μένει (panta rhei kai ouden menei) - wszystko płynie, nic nie stoi w miejscu, jest w ciągłym ruchu. Ale jednocześnie odmawia przyznania, że istnieje Zasada tego ruchu (ἀρχή, arché, zasada, prazasada – etymologicznie oznacza przyczynę, siłę przemożną, w filozofii przedsokratejskiej termin oznaczający praprzyczynę wszystkich bytów oraz najbardziej zasadnicze tworzywo).

Zdaniem Arystotelesa jednostki w swoim życiu rozciągnięte są między dwoma niemożliwymi do osiągnięcia przeciwnościami: nadludzką cnotą upodabniającą do boskości, a jej przeciwieństwem – upodabniającym do zwierząt bestialstwem. Tylko ślepiec z ciężkim wrzodem na mózgu nie zauważy, że Arystoteles rozpościera tym poglądem rzeczywistość na bestialskie profanum i duchowe-duszyste sacrum. I owo sacrum stawia Stagiryta wyżej niż profanum.

Co tu pleść po próżnicy: Arystoteles znakomicie „glanuje” Platona, zanim nie zanurza się w rozważania o fenomenie Życia, zanim nie wchodzi na grząski dla siebie grunt organiczności. Wtedy zaczyna „kleić” jakieś figury udające, że nie są platońskimi.

Wielu starało się wykazać, że filozofia Arystotelesa jest bardziej zgodna z filozofią Platona niż podkreślająca swoją "ortodoksję" epigońska filozofia Akademii po jego śmierci, np. w wykonaniu Speusipposa. Wydaje się jednak, że Speuzyp zachował (wyrażoną w haśle Akademii "Niech nikt tu nie wchodzi, kto nie zna geometrii!") specyficzne dla myśli platońskiej zainteresowanie matematyką, które Arystoteles zatracił. Arystoteles chce wykazać fikcyjność pojęcia „idei”, Speuzyp zaś zastępuje platońskie „idee” matematycznymi absolutami, które – krytykując bez opamiętania Speuzypa – Arystoteles przyjmuje podświadomie tworząc koncepty życiodajnych Ducha i Duszy, stanowiących o Życiu w najbardziej filozoficznym jego pojmowaniu (Ruch).

Zatem jajko, oczywiście że jajko. Z jajka mamy kurę. A jajko zniosła pra-kura, która wylęgła się z pra-jajka…

Zaś tym, którzy nadal nie wiedzą, czy oddać się modłom, czy uraczyć się w tym czasie piwem – podpowiadam, że chrześcijaństwo zdołało jakimś cudem wchłonąć zarówno platoński idealizm, jak też arystotelesowski materializm, a potrzebowało do tego hańbiącego Średniowiecza, by dojrzeć do tego, że szefem wszystkich szefów jest Zasada w takim znaczeniu, jakie nadał jej słabo zapamiętany, mniej lotny od wielkich rywali Speusippos.