Między Krajem Środka a Ośrodkiem Finansjery

2016-02-18 08:16

 

Głoszę pogląd następujący: spadkobiercy tradycyjnych potęg opartych na wynalazczości technicznej i tupecie militarnym, czyli w skrócie Europa, Ameryka i Rosja, od dziesiątków lat staczają się w gospodarczą bezsiłę i niemoc polityczno-moralną. Ich rolę hegemonów – w nieco przeredagowanej postaci, przejmą dzisiejsze Indie i Latinum, a okres intermedium należy do Chin. Temu poglądowi dałem wyraz wielokrotnie, chyba najpełniej TUTAJ.

W pewnej dyskusji na temat Chin, gdzie moi interlokutorzy podkreślali, iż Chiny aplikują u siebie rozwiązania „zachodnie” w sposób kontrolowany, panując nad procesami dokonywanymi „u siebie”, powiedziałem jasno: Chiny reprezentują tzw. duchową ścieżkę rozwoju cywilizacyjnego, wmontowanie w tę kulturę i tradycję (poprzez tzw. inwestycje) rozwiązań aż tak obcych jak „biało-północne” odciśnie trwały i nieusuwalny ślad na chińskiej duchowości, i nie ma znaczenia, że w przypadku Chin zaledwie ok. 100 milionów ma rzeczywisty, namacalny kontakt z rozwiązaniami zachodnimi, obcując z nimi cieleśnie: zaraza się rozejdzie metodami dyfuzji-osmozy. To tak jakby wpuścić mrówki do kuchni.

Chiny weszły więc – właściwie wskoczyły „w pełnym „biegu” – w pętlę Komercjalizacji już dawno rozkręconą, którą ja nazywam „niedialektyczną”, a na przykład Giambattista Vico, za pomocą pojęć „corsi” i „ricorsi”, opisuje jako „spiralę wstępującą” (patrz: „Principi di scienza nuova d'intorno alla Comune Natura delle Nazioni”, 1725). Są pasażerem dużym i znaczącym, ale uwieszonym u owej „spirali wstępującej” z wszystkimi konsekwencjami. Indie zaś i kraje Ameryki Łacińskiej – nie wskakują, co jest dla ludzkości jakąś nadzieją.

W ostatnich dniach słychać o sporze, odbywającym się w stylu „walki buldogów pod dywanem”, między politycznie koordynowanymi finansami chińskimi a spekulacyjnie nastawionymi finansami „białej Północy”, co w „tłumaczeniu na nasze” oznacza przepychanki medialne między G. Sorosem a premierem Chin. Soros pluje na „waluty azjatyckie”, a Lǐ Kèqiáng reaguje śmiechem sardonicznym.

Nie sposób wyjaśnić w jednym akapicie esencji przemian chińskich, ale zapewniam, że kiedy się im przyjrzeć, to są one jak pocztówka stereograficzna (znane z dzieciństwa trójwymiarowe karty zwane hologramami), ukazująca pod różnymi kątami spojrzenia zupełnie inne obrazy (ostatnio całkiem poważnie drukiem multigraficznym zajęli się naukowcy z École Polytechnique Fédérale de Lausanne). Kiedy się Chiny ogląda okiem „białego człowieka”, to widzi się super-wieżowce zwane „inteligentnymi”, smog wielkich miast, zmierzch taniej siły roboczej, „japońską” ścieżkę przechodzenia od masowego badziewia ku krótkim ale licznym seriom wysokotechnicznym, kolej tybetańską, inwestycje na miarę Zapory-Hydroelektrowni Trzech Przełomów, zaangażowanie Chin w Afryce czy generalnie w BRICS. Ale okiem Hindusa Chiny prezentują się jako pionier globalizmu w stylu „umiar i harmonia kulturowo-cywilizacyjna”. Arabowie widzą przede wszystkim Nowy Jedwabny Szlak, czyli „epicką” inwestycję w przesyłowe sieci energetyczne i tele-informatyczne „porośnięte” dziesiątkami „karawanserajów technologicznych”.  Japończycy patrzą na Chiny tak jak Izrael na Arabów: może i jest ich więcej, może ich osiągnięcia są niemałe – ale przecież oni są gorszego sortu.

Jednym słowem, Chiny i ich zabawa w hegemonię to nie Finlandia ze swoją Nokią, tylko poważny projekt obliczony na kilkanaście dziesięcioleci (co najmniej).

Soros – skądinąd wybitny gracz świata spekulacji, ale mający skłonność do gamblingu – reprezentuje swoimi poglądami rakowinę trzewiów Komercjalizmu: wyobraża sobie (stwarza takie wrażenie), że wystarczy osłabić „waluty azjatyckie” (takiego eufemizmu używa), aby skłonić Chiny do „współpracy”. Inne ośrodki amerykańskie zdają się zresztą zakładać, że wysublimowane techniki telekomunikacyjne i zbrojeniowe mają jakieś deprymujące oddziaływanie na Chiny (piszę o tym choćby TUTAJ). Moje zdanie „z kraja” jest takie, że bankiet chińskiego „krezusa” łatwo jest popsuć podpiłowując nogę ważnego stołu biesiadnego, ale to wywoła co najwyżej chińskie „pacnięcie” w rodzaju „blackoutu” czy „cyberataku” albo podobnych operacji, przywołujących amerykańskich podskakiewiczów do porządku.

Uwagi Sorosa wysyłane w przestrzeń i jedyną słuszną na nie reakcję Lǐ Kèqiánga proponuję traktować tak samo, jak świat traktował Jałtę: duzi panowie grają swoje „sudoku” globalne, a potem rozmaite regiony będą się starały znaleźć swoje miejsce w tej echo-układance.