Mimikra

2015-04-27 07:35

 

Mieszkańcy większych i średnich miast w Polsce (i nie tylko) przyzwyczajeni są do obecności w centralnych punktach osób tak wynędzniałych, że az nieestetycznych. Proszących o wsparcie tak natrętnie, że zdają się naruszać nasze prawo do świętego spokoju.

Moja pierwsza wizyta „na Zachodzie” – to wyjazd do Badenii-Wirtembergii (w tym Szwabii) w latach 80-tych (wcześniej jako aktywista odmawiałem takich wyjazdów, aby sobie szeregowi członkowie organizacji studenckiej nie pomyśleli, że jestem działaczem dla korzyści, poważnie!). Przyjmowali nas – zamaskowani pod znakiem Niemieckiego Czerwonego Krzyża – niemieccy Zieloni (po ładnych paru latach nabrali znaczenia na mapie politycznej Niemiec, wtedy zaś byli raczkujący). Największe wrażenie zrobili na mnie – zauważeni podczas zwykłego spaceru po mieście – menele wyzywający się i tłukący w takim miejscu, jak dzisiejsza warszawska „patelnia” przy stacji metra Centrum. Oto bowiem ów mityczny i błyszczący oraz pachnący Zachód pokazał, że jest plamisty. Cała reszta była w oczekiwanej normie: dostatek, bezpieczeństwo, ład, uśmiech, piwo, kartofelnsalad.

Sam wiem co to nędza: kilka(naście) złotych normy dziennej, nocleg pod cudzym dachem, brak dostępu do zwykłej higieny, znikąd pomocy na wykaraskanie się, zaopatrzenie „z odzysku”. Na szczęście, okresy nędzy przeplatały sie u mnie z okresami dobrymi, a nawet w skrajnym położeniu starałem się nie wypadać z formy „intelektualnej”. To pozwalało – kiedy pojawiała się okazja – wracać do normy bez konieczności „odświeżania”. Udawałem, że „miałem przerwę”.

Z tego mojego nienajlepszego doświadczenia wyniosłem naukę taką, jaką zresztą dawała mi Mama wcześniej, tyle że nie pojmowałem w dzieciństwie, o czym mówi: oznaką godności człowieka jest to, że nie obnosi sie ze swoim niedostatkiem, stara się trzymać tego, co ludzie uważają za normę. Bo komuś, kto wygląda na biedniagę, niektórzy ludzie pomogą, ale ci którzy mogą – na pewno go nie zatrudnią. Instynktownie czują, że bieda degeneruje, czyni człowieka kwaśnym, niemiłym, przewrażliwionym, agresywnym – albo nijakim, niemrawym, bez polotu.

To dlatego znaczna część nędzy niemal nachalnie na nas włażącej w tramwajach i na ulicach – jest, jakby to tu rzec, na pokaz. Nie mówię o gangach żebraczych, tylko o ludziach, którzy się poddali i nawet kraść im sie nie chce, wolą penetrować śmietnicze zakątki i szukać grosza u ludzi rozmiękczonych ich widokiem i zapachem oraz tekturką z opisem ich dramatu. Nie są w dobrej kondycji psychomentalnej, zauważmy odważnie.

Statystyki kłamią, ale można z nich wyczytać wiele. Na przykład to, że ok. 70% ludności Polski ma dochód nieregularny, niepewny i niewystarczający na elementarne potrzeby. Ok. 20% ludności tak wygłodzonej nie funkcjonuje w tzw. gospodarstwach domowych, na które składa się rodzina i trwałe lokum. Statystyka ta w więcej niż połowie obejmuje ludzi zatrudnionych!

Skoro zatem – nawet w niewielkich miejscowościach, gdzie wszyscy o wszystkich mniej-więcej wiedzą – ludzie potrafią się ubrać i umyć, kiedy idą „do miasta” – jest nadzieja, że nie zmeneleli, że im zależy na wizerunku.

Pora się za to zabrać, panowie rządcy: długo w takim zawieszeniu wytrzymają tylko najmocniejsi.