Można? Trzeba!

2013-09-24 15:49

 

Akurat 25 lat temu doszło do najbrudniejszego skandalu w sporcie. Wbrew temu, co piszą media, skandal nie polegał na tym, że przyłapano Bena Johnsona na dopingu, który doprowadził go do spektakularnego mistrzostwa olimpijskiego – najważniejsze było to, co okazało się po latach: dopiero czwarty na mecie w Seulu Calvin Smith był „czysty”! Na dopingu był też piąty zawodnik tego biegu! Pokonany zaś przez Johnsona supergwiazdor Carl Lewis nie powinien być dopuszczony do zawodów (doping we wcześniejszych imprezach), a inny sprinter, Linford Christie, „wmówił” komisji jakiś banał, choć też wpadł.  Wpadka Johnsona nie równała się z żadnym innym wcześniejszym dopingowym skandalem. Na zawsze zmieniła postrzeganie wielkich wyników „sportowych”. Tajemnica poliszynela wreszcie przestała być tajemnicą. Wyszło też na jaw, że komisja antydopingowa, wiedząc o tym, że inni „biorą” i mając na to oczywiste dowody – polowała wyłącznie na Johnsona, co świadczy o ruchu olimpijskim „jak najlepiej”.

Jako, że od wieków żyjemy w czasach Komercjalizacji, nie będą mnie dziwić „koksiarze”, sędziowie „drukujący” wyniki, spiski bookmacherskie wykrzywiające rywalizację „sportową”, nagłe niedyspozycje „kuchenne”, organizatorzy zawodów selekcjonujący na wstępie zawodników i stwarzający im różne warunki startów. Gwoździem do trumny dla wyobrażeń tych, którzy jeszcze myślą, że zawody gladiatorów boiskowych mają coś wspólnego ze sportem, niech będzie „przypadek kolarza Armstronga, a o tym, skąd się naprawdę biorą stumilionowe transfery miernych piłkarzy dowiemy się po jakimś czasie.

Sam zastanawiam się nad różnymi sztuczkami techniczno-chemicznymi, które pozwolą mi błyszczeć na arenach gladiatorskich świata. A co, mam dopiero 56 lat! Rzecz w tym, że nad tym samym zastanawiają się ci, których stać na takie numery.

A teraz znów wyjdzie na jaw: mi się wszystko kojarzy z Polityką. „Oszukujesz, jeśli jesteś jedynym, który tak robi, ale jeśli zaczniesz robić to, co inni od dawna robią, to nie oszukujesz” – maksymie tej znane ze sportu odpowiada inna maksyma, zbrodniarzy wojennych: „zwycięzców nikt nie rozlicza”. Jan Nowicki w roli Wielkiego Szu wyraził się jeszcze bardziej cynicznie: „Graliśmy uczciwie – ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś – wygrał lepszy”.

Nie ma takiej dziedziny w Polityce, w której nie mamy do czynienia z oszustwem i wtajemniczeniami w rozmaite „sposoby”: programy wyborcze będące szyderczą „ściemą”, strategie dla kraju ładnie wyglądające na półkach, układanie list wyborczych, manipulowanie obwodami wyborczymi, redagowanie ordynacji wyborczych, sposoby i skuteczność interwencji w przypadkach wątpliwych, geszefty „na górze”, niekaralność zwana „odpowiedzialnością polityczną”, oszustwa przy liczeniu głosów, zapisy prawne pozwalające wyrzucić do kosza inicjatywy obywatelskie poparte przez miliony, zastąpienie przegranego polityka komisarzem z tego samego obozu, omijanie „niewygodnych” punktów Konstytucji i ustaw, udawanie, że nic się nie dzieje, choć gołym okiem widać, że się dzieje, tworzenie prawa pod konkretne „zamówienia”, służba polityków „we dworze” u możnych tego świata, tworzenie pustego prawa bez zamiaru stosowania go, umówione kadrowe rotacje na stanowiskach niewybieralnych, beneficja „feudalne” przypisane do stanowisk rządowych i niższego szczebla, zmowy milczenia albo – przeciwnie – nagonki i paniki informacyjne oraz „zasłony dymne”, przychylność wymiaru sprawiedliwości.

Dziś rano wstawiłem do internetu notkę podważającą „zdolność honorową” ministra rządu RP. Mogłem spodziewać się rozmaitych konsekwencji, gdybym był nieskromny, mógłbym nawet obawiać się interwencji służb (w Polsce dość powszechnie stosowanej) – a tymczasem nawet portal słynący z „nielubienia” tego ministra udawał, że mojej notki nie ma. Mam skalę porównawczą: co dnia identyczny tekst zamieszczam w pięciu miejscach. Dziś okazuje się, że tylko na blogu, nad którym w pełni panuję (jestem jego redaktorem) – frekwencja jest „jak co dzień” a nawet nieco lepsza (przecież osoba jest znana). Tam zaś, gdzie jestem „jednym z…” na blogowisku – cisza.

Wniosek: pan Sikorski Radosław nie powinien być dotykany w czułe miejsca, można go nie lubić i dawać nawet temu wyraz, ale od spraw istotnych, w które jest wmieszany – wara.

No, dobra, końce w wodę… trzeba żyć…