Moja intymność w sieci

2011-02-08 08:58

 

Wiele pisałem na temat bezpośredniej kontroli społecznej, będącej – w moim przekonaniu – warunkiem samorządności tożsamej z demokracją, zatem przesłanką do „ustawienia” ustroju „oddolnie”, z sołectwem jako podstawą całego Systemu.

 

We wspólnocie prymarnej (np. sąsiedzkiej) każdy wie o każdym niemal wszystko: oczywiście, zdarzają się super-sekrety i niedopowiedzenia, ale właściwie ludzie nie mają przed sobą tajemnic. Intuicja podpowiada, które sprawy mogą być na tapecie, a które trzeba pominąć w dyskusjach. Zdarzają się też patologie, ale – podkreślmy – zdarzają się.

 

A tymczasem „moje rodzone” Państwo wymyśla wciąż nowe sposoby na to, by ono (Państwo) wiedziało wszystko o wszystkich, nawet bez ich wiedzy.

 

PESEL i NIP – to podstawa systemu inwigilacji: wokół nich nagromadzono tyle wiedzy osobistej, prywatnej, intymnej, że tylko ociężałości biurokratycznej zawdzięczamy, że nikt się nas nie czepia. Zresztą, to nieprawda: dowolna kontrola policyjna pozwala policjantowi z radiowozu dowiedzieć się o nas rzeczy, które nie są przeznaczone dla „obcych”.

 

O aferach podsłuchowych – idących w setki tysięcy inwigilowanych bezprawnie osób – wiemy. Rozmaite „systemy bankowe” – znamy. Rejestry rozmaitych organizacji biznesowych, medycznych, oświatowych, kościelnych, samorządowych, zatrudnieniowych, emerytalnych, internetowych, telefonicznych – są wbrew pozorom zupełnie nie chronione.

 

Niemal każdy z nas odczuwa skutki tego, że ktoś kiedyś zechciał zarobić na udostępnianiu bazy danych, w której widniejemy. Od reklam po „przecieki”.

 

A tu mamy kolejny kwiatek: Rzeczpospolita Polska rozważa kolejne udoskonalenie Systemu Informacji Oświatowej: za rp.pl przytaczam: Kazimierz Michał Ujazdowski (PiS) na konferencji prasowej w Sejmie podkreślił, że projekt zakłada gromadzenie w jednym systemie danych o uczniach i przedszkolakach, w tym danych wrażliwych, np. informacji o objęciu ucznia specjalną opieką wychowawczą, czy opinii i orzeczeń psychologicznych.

 

Niby system już działa od 5-6 lat, ale teraz to ma być „prawdziwy” system. Oznacza to – skracajmy – że zanim człowiek dorośnie (czyli będzie podmiotem mającym prawną zdolność interwencji konstytucyjnej na rzecz ochrony tego co „swoje”) – będzie w pełni „skatalogowany”, znane będą jego temperament, zamiłowania, przedszkolne i szkolne draki, w których uczestniczył, talenty i anty-talenty, ważne odzywki i działania.

 

Będzie narzędziem, marionetką w rękach dysponentów informacji o nim. A dysponenci będą jacyś tacy…

 

Jako przykład czegoś, co unieważnia jakąkolwiek demokrację, często przytaczam „amerykańską szkołę inwigilacji”: wystarczy podać numer ubezpieczenia, aby urzędnik wiedział o tobie wszystko. W założeniu takie systemy (bazy danych) służą walce z przestępczością i nieuczciwością, w praktyce jednak są nośnikiem zniewolenia, a nawet stygmatyzowania, zaś przestępczość rozwija się tam równolegle. Zauważmy zresztą, że akurat milionów sztuk broni w rękach Amerykanów praktycznie nikt nie ewidencjonuje.

 

Zostawmy, Ameryka to odrębny przypadek szpitalno-leczniczy.

 

Tylko dlaczego ja tu mam mieć drugą Amerykę?

 

 

 

 

Kontakty

Publications

Moja intymność w sieci

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz