Moje z Piechocińskim boje

2015-03-31 08:24

 

Ostatnia moja rozmowa z Januszem Piechocińskim, zanim go poryw Historii nie wkręcił w imadło rządowe – odbyła się w tzw. kuluarach sejmowych. On planował tryumfy na zbliżającym się Kongresie PSL (miał dobrze policzone, słowo honoru!), a ja knułem i pytałem go o zdanie.

Otóż przygotowywałem wtedy społeczną kampanię rozliczeniową. Polegać ona miała na:

1.       Analizie Konstytucji pod kątem jej realizacji w praktyce (np. artykuł 20 do dziś nie został wdrożony, albo Regulamin Sejmu czy Ordynacja Wyborcza są sprzeczne z konkretnymi artykułami Konstytucji);

2.       Zebraniu w jeden akt oskarżenia „expozesów”, jakie wygłaszali kolejni premierowie Ćwierćwiecza RP – bowiem nie dość, że nie były one wdrażane w życie (a stanowiły podstawę zatwierdzenia Rządu, czyli element umowy społecznej) – to jeszcze wdrażano niekiedy rzeczy wręcz przeciwne;

3.       Zebraniu w jeden pakiet około 100 ustaw mających charakter ustrojowy, zanalizowaniu rzeczywistych skutków ich wdrożenia i wyciągnięcia wniosków w stosunku do głosujących posłów, wdrażających ministrów oraz kierowników urzędów centralnych (bo albo bezczelnie kantowali, albo są ciemniakami, co ich w obu przypadkach dyskwalifikuje);

4.       Przeanalizowaniu konstytucyjności działania służb sekretnych i podobnym przeanalizowaniu działania tzw. tajemnicy państwowej oraz służbowej – i wyciągnięciu konstytucyjnych wniosków;

5.       Sporządzeniu katalogu niedozwolonych praktyk, które mimo „niedozwolenia” są powszechnie stosowane w urzędach, organach i służbach, które swoją bezkarność czerpią z immunitetów, z ochrony korporacji zawodowych (sędziowie, komornicy) albo z instytucji tajemnicy państwowej-służbowej-handlowej (patrz: inwigilacja, obrót danymi zastrzeżonymi, itp.), a nawet z „kryszy” polityczne, nie mówiąc już o dziwolągach prawnych jak kanary i windykatorzy;

Ja na przykład ze szczególną uwagą śledzę losy mega-projektu pod nazwą Polskie Inwestycje Rozwojowe oraz pacanów powoływanych do zarządzania tym projektem. Jak na razie – na szczęście – nic z tych konszachtów nie wyszło. Ale takich para-budżetów udających plany przedwojennego Kwiatkowskiego powstało w Polsce ostatnio kilkanaście wielkich, kilkadziesiąt uśrednionych, kilkaset pokątnych. Tak trzymać, panowie rządcy!

Janusz słuchał tego mieląc we własnym sumieniu rzeczywiste efekty polityczne takiej akcji, i powiedział: wiesz co, poprę ciebie w sprawie „expozesów”, ale pozostałe sprawy odpuść, bo narobiłbyś dymu po sufit. Może nie wyrażał się tak barwnie, ale taki był sens: jeśli się chcesz czepiać, to premierów.

Widząc chudy zapał człowieka, któremu – jednemu z nielicznych w „cyrku” – wierzyłem – odpuściłem projekt: nie jestem i nie będę aż tak duży, żeby bez wsparcia „od wewnątrz” włamywać się w interesy Twierdzy Konstytucyjnej.

Miesiące i lata mijają – aż tu ni stąd, ni zowąd pojawia się wyrok na byłego szefa CBA. Postać to wielce kontrowersyjna: wziął sobie na ząb „układ” – ale z zasadą „cel uświęca środki” przewiózł się totalnie, do tego działał z inspiracji niedwuznacznie politycznej i do tego flagowe uderzenia trafiły kulą w płot. Wyrok dostał akurat w sprawie, w której rzeczywiście przyłapał na lepkich rękach dwóch totumfackich wicepremiera, ale metod to i Dzierżyński by się nie powstydził. No, king-sajz.

No, to teraz pytam Janusza: a nie lepiej byłoby do tego podejść systemowo, jak proponowałem? Ujawnić ogrom bezeceństw systemowo-ustrojowych, a nie batożyć konkretnego laufra?

Janusz wyraźnie zmierza do upowszechnienia idei patriotyczno-chadeckich. W innym miejscu sceny politycznej szykuje się zagowor na „kanclerza” i uruchomienie formacji menedżerskiej (bezpartyjni fachowcy). „Indignados” masowo budują struktury z wykorzystaniem kampanii prezydenckiej. Partia władzy sypie się szybciej niż partia alter-władzy.

Znaczy – dzieje się. Więc pytam: już czas...?