Mowa a logika. Sprawiedliwość

2015-09-10 10:00

 

Olśniło mnie we śnie. Dosłownie! Miałem sen, w którym wyobraziłem sobie jakieś miejsce, gdzie dokonuje się osąd. Tym miejscem nie jest sąd, ale od biedy niech i sądem będzie to miejsce, które śniłem.

Otóż wyobraziłem sobie, że dowolny muzułmanin, stojąc przez wymiarem sprawiedliwości, jest w stanie „wyłączyć” szariat jedynie mówiąc w języku innym niż „islamski”, szczególnie arabski[1], turecki[2], syryjski[3], perski[4], pusztuński (koptyjski wymarł w XIX wieku, zresztą ni był „nosicielem” szariatu”. Nie może to być język budzący islamskie emocje, np. amerykański dialekt angielskiego lub języki żydowskie (hebrajski, jidysz), najlepiej aby to był angielski-brytyjski lub francuski, mniej atrakcyjny jest hiszpański, włoski, najmniej niemiecki.

Niech będzie, że rozmawiamy i niepokojącej fali imigrantów czy w ogóle o Bliskim Wschodzie i Arabii. Kiedy oglądamy filmiki „sprawozdające” kamienowanie, domową chłostę, egzekucję „wrogów islamu”, zakfefione małżonki podążające krok za mężem niczym kaczęta, kiedy czytamy o okaleczaniu dziewczynek i o setkach „drobnych” obyczajów „tamtejszych” – nie zauważamy, że idą dwie równoległe narracje: szariatowa komunikacja „bohaterów” filmiku i nasza, „giaurowa”[5] interpretacja  obserwatorów. W języku będącym nosicielem szariatu istnieje mnóstwo odcieni obrazujących nieznane „giaurom” subtelności, takie same, jakie pozwalają Eskimosom wyróżniać ok. 20 rodzajów śniegu. Zaś w języku „giaurów” (chrześcijan?) występują subtelności odmienne, równie liczne. Rzecz w tym, iż np. Europejczycy, ze swoich „wyżyn cywilizacyjnych”, nie mają nawet odruchu wczytywania się w szariackie subtelności, ogólnie brzydzą się „tym barbarzyństwem”, a np. arabowie dość dobrze i powszechnie sobie przyswoili różnice kulturowe.

Jest to o tyle ważne, że szariat jest integralną częścią islamu pojmowanego jako kultura. Islam wchłonął i uporządkował rozmaite stare bliskowschodnie normy i obyczaje.

Pedia: Islam nie uznaje rozdziału życia świeckiego od religijnego i dlatego reguluje zarówno zwyczaje religijne, organizację władzy religijnej oraz codzienne życie muzułmanina. Prawo to jest sprzeczne z prawem wolności religijnej. Szariat (arab. شريعة – szari'a(t) – droga prowadząca do wodopoju) opiera się na założeniu, że prawo musi dostarczać wszystkiego, co potrzebne dla duchowego i fizycznego rozwoju jednostki. Wszystkie czyny muzułmanina są podzielone na pięć kategorii – konieczne, chwalebne, dozwolone, naganne oraz zakazane. Podstawą określenia czynów koniecznych jest pięć filarów islamu: szahada (wyznanie wiary), salat (modlitwa co kilka godzin), zakat (jałmużna), saum (post, szczególnie w okresie ramadanu), hadżdż (pielgrzymka do Al-Kaba i Hadżar w Mekce, ew. do pomniejszych, miejsc kultu, traktowanych jako zastępcze).

Wszystko, co islam wchłonął z przedislamskich kultur regionu, zostało przeredagowane wedle Koranu i podane w dość prostej, „katechetycznej” postaci, zrozumiałej dla każdego wiernego. W odróżnieniu od żydów, na co dzień obcujących z rabinami gotowymi 24 godziny na dobę objaśniać Torę, muzułmanie powierzają swoją podmiotowość imamom, którzy nie są kapłanami, ale przewodnikami, nie zawsze będąc „mufti”, czyli filozofem-teologiem-prawnikiem (chodzi o prawo szariatu, tak jak u katolików mówimy o prawie kanonicznym: al-mudżtahid al-mutlak – to najbardziej ceniona kategoria duchownego-przywódcy, biegłego w syntezie różnych tekstów, w tworzeniu konkluzji i norm prawnych).

Dla przeciętnego mieszkańca Polski, traktującego jako egzotykę taki folklor jak kurpiowski, kaszubski, podhalański – wszystko to są opowieści ze świata, który istnieje wyłącznie w stereotypie, w formule okastrowanej do postaci jedno-dwuwymiarowej, najczęściej obcej, w najgorszym, ksenofobicznym znaczeniu słowa „obcy”.

Spróbujcie sobie wyobrazić coś bardzo intymnego, np. posiadanie domowego psa, i objaśnianie całego tego „psiego” wymiaru waszego gospodarstwa domowego komuś, kto w życiu nie miał zwierzęcia domowego. Wiem coś o tym: wychowałem się w siole, w ogrodnictwie, od dziecka moje codzienne prace poranne wiązały się z narąbaniem drew, otworzeniem kurnika, nakarmieniem świń. Jak to podać koleżeństwu z klasy, które wychowuje się w rodzinie urzędniczej, sklepikarskiej, nauczycielskiej, partyjnej, oficerskiej, kolejarskiej, robociarskiej?

I teraz oto stają przed „egzaminatorami” ludzie, tłumnie odwiedzający Europę w celach nam znanych raczej z wyobrażeń. Egzaminatorami są ludzie służb, urzędów i organizacji rozmaitych, wychowanych w innych niż islamskie oparach państwowości, religijności, humanitaryzmu, edukacji, świąt-obrzędów. Przecież – w istocie rzeczy – na każde słowo dane w odpowiedzi na najprostsze – wydawałoby się – pytania, wymaga podania wręcz „eseju” zawierającego to, co oczywiste dla przybysza, a egzotyczne dla pytającego, do tego biograficzne doświadczenie konkretnego odpowiadającego, bo ono kształtuje doczesność tego, co myślimy o państwowości, religijności, humanitaryzmu, edukacji, świętach-obrzędach.

Europa ma niechlubne doświadczenia z Żydami i Cyganami. Niechlubne dla siebie. Oba żywioły instalowały się zawsze w społecznościach europejskich (i tych bardziej na wschód od Łaby, na północ od Dunaju i Karpat) w postaci „rodzynków w cieście”, nie asymilując się zbyt korzennie, właśnie ze względu na sztywne różnice kulturowe. To zaś oznaczało dla obu żywiołów liczenie się z dyskryminacją, a jeśli mimo to jednostki odnosiły sukces (kupiecki, inwestycyjny, finansowy) – zdawały się symbolizować wszelkie zło związane z tymi sukcesami (szwindle kupieckie, wyzysk przemysłowy, intrygi bankierskie). No, i skutek wiadomy, mało chwalebny.

 

*             *             *

Piszę o tym wszystkim, mając świadomość, jak niewiele umiemy wszyscy, przystępując pośród egzaltacji do „projektu Imigrant”. Nie, nie patrzę na to z jakichś wyżyn, choć chyba podróżuję i obcuję z innymi kulturami częściej niż przeciętny nadwiślanin.

Prapoczątkiem mojego snu niech będzie swoisty eksperyment, jaki prowadziłem przez pół roku. Otóż w ramach obowiązków służbowych często, niemal dzień-w-dzień rozmawiałem z Ukraińcami. O różnych sprawach. Za każdym razem, kiedy odbywało się to w Ukrainie[6], szczególnie zachodniej, prosiłem podstępnie rozmówcę, by on mówił po ukraińsku, a ja po polsku. Trzeba dodać, że mówię więcej niż biegle po rosyjsku (ten język nie cieszy się w zachodniej Ukrainie estymą), rozumiem ukraiński nawet w poezji, ale nie mówię w tym języku: Ukraińcy „zachodni” zaś najczęściej dość dobrze mówią po polsku, a na pewno rozumieją. Zauważyłem, że Ukrainiec mówiący w swoim domowym, rodzimym języku wyraża się nieco inaczej: to są subtelności w argumentacji, w doborze słów, w składni.

Mam niejasne podejrzenie, że rozmaite języki chińskie czy afrykańskie (np. w Kenii mówi się językiem plemiennym, językiem suahili i językiem angielskim, niekiedy przeplatając te języki w jednej wypowiedzi). Fachowcy nazywają dyglosją[7] sytuację, kiedy w ramach jednego języka bardzo różnią się „akcenty” oficjalne, urzędowe, literackie od potocznych, gwarowo-uliczno-domowych. Kto wie, czy pojęciem „dyglosja” nie warto objąć „dwumyślenia”, pod wpływem którego człowiek używając jednej mowy myśli „tak”, a używając innej mowy myśli „inaczej”[8].

Spodziewam się, że polskie elity - zarówno ci, którzy wieszczą europejskie wydanie intifady, jak też ci, którzy gotowi są przyjąć „jednego na parafię” – karmią w sobie przyszłą frustrację, kiedy wyjdzie na jaw, że „oni” naprawdę, a nie tylko „domyślnie”, żyją zupełnie odmiennie i nie widzą dobrego powodu, by ich asymilacja polegała na odrzuceniu wszystkiego, z czym przybyli. A my nie rozumiemy, że dla pokochania przybysza nie wystarczy skosztować kuskus, tak jak dla pokochania Cyganów nie wystarczy wzruszać się w rytm rzewnych romansów.

 



[1] Powstanie języka arabskiego datuje się na VII wiek n.e., co związane jest z narodzinami islamu oraz powstaniem imperium muzułmańskiego. Jest to tak zwany klasyczny język arabski, który przekształcił się następnie w literacki język arabski. Mimo to, początków języka arabskiego należy upatrywać w VIII wieku p.n.e., a jego rozwój można podzielić na następujące etapy: język protoarabski z dialektami staroarabskimi, arabski klasyczny i arabski literacki;

[2] Język turecki (tur. Türkçe i, IPA: [ˈtyɾct͡ʃɛ], türk dili) – język aglutynacyjny należący do grupy oguzyjskiej języków tureckich, ojczysty dla ponad 83 milionów ludzi na całym świecie, co czyni go najpowszechniejszym ze swojej rodziny językowej. Turecki używany jest przede wszystkim w Turcji i na Cyprze Północnym, mniejsze skupiska mówiących znajdują się w Iraku, Grecji, Bułgarii, Macedonii, Kosowie, Albanii i w innych częściach Europy Wschodniej. Turecki jest używany także przez wielu imigrantów w Europie Zachodniej, zwłaszcza w Niemczech. Turecki dzieli się na wiele dialektów, za podstawę języka literackiego i standard uważany jest jednak turecki stambulski, tak jak w angielskim wyróżnia się akcent „okfordzki”;

[3] Ważne: Język syryjski, nowoaramejski – to makrojęzyk używany w Iraku, posiadający dwie odmiany: asyryjski oraz chaldejski. Liczbę użytkowników szacuje się na około 300 tysięcy. A język dawny syryjski (syriacki, ܣܘܪܝܝܐ suryāyā) – dialekt wschodnioaramejski z okolic Edessy (obecnie Şanlıurfa w Turcji: w Edessie chrześcijaństwo stało się jako pierwsze religią państwową, sto lat przez edyktem rzymskim). Chociaż przestał być używany w mowie w VIII wieku po najeździe Arabów na Syrię, stał się głównym językiem literackim i liturgicznym chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie. Używany jest do dziś m.in. przez kościoły jakobicki, asyryjski, maronicki i malabarski. Zapisywany jest pismem syryjskim. W historii pisma syryjskiego wykształciły się trzy formy zapisu. Najstarszą jest esţrangelā, z której wyłoniły się: serţō i jakobicki. Zasada zapisu i wygląd znaków zbliżony jest do pisma arabskiego: czyta się od prawej do lewej, zapisuje się tylko spółgłoski, samogłoski mogą być zaznaczone znakami nad i pod tekstem;

[4] Język perski, nowoperski (per. فارسی fārsī) – język z grupy irańskiej języków indoeuropejskich, którym posługuje się ponad 50 mln mówiących, zamieszkujących głównie Iran (40 mln), Afganistan (7 mln) i Irak (200 tys.). Jest on jednocześnie lingua franca dla blisko 80 mln mieszkańców Środkowego Wschodu. Do najważniejszych odmian języka perskiego, klasyfikowanych także jako odrębne języki, zalicza się: gilani, mazandarani, luri, bahtiari (Iran), hazaragi i aimak (Afganistan) oraz gurani (Irak). Natomiast tadżycki, również klasyfikowany jako odmiana perskiego lub odrębny język, uznany został za oficjalny język Tadżykistanu. Język perski jako język urzędowy Iranu funkcjonuje pod nazwą farsi = 'język perski', a jako język urzędowy Afganistanu (obok języka paszto) - dari = 'język dworski' lub kabuli = 'język kabulski'. Kwestią dyskusyjną dla wielu językoznawców pozostaje status dari - czy jest to dialekt perskiego, czy też osobny, bardzo bliski perskiemu, język.

[5] Giaur (tur. gawr, giaur) – niewierny, pogardliwe określenie nadawane przez wyznawców islamu innowiercom, zwłaszcza chrześcijanom;

[6] Zauważyłem, że o krajach sąsiedzkich, które uważamy za „niższe” albo „byłe swoje-kresowe”, wyrażamy się jak o prowincji i mówimy „na”: na Ukrainie, na Słowacji, na Białorusi, na Węgrzech, na Litwie, na Łotwie, tak jak się mówi na Suwalszczyźnie, na Mazowszu, na Kaszubach, na Podhalu. Ale o krajach, które są nam całkiem obce-odległe albo które uważamy za partnerskie – mówimy „w”: w Rosji, w Czechach, w Niemczech, w Ameryce. Odstępem od tej „reguły” są Bieszczady: leżą w narożniku między krajami „na” (Słowacja, Ukraina, Węgry), a jednak mówimy „w Bieszczadach”, choć to region, prowincja Polski. Właśnie dlatego, że „moja reguła” nie objaśnia przypadku bieszczadzkiego (czy galicyjskiego, wielkopolskiego, małopolskiego), nie uważam jej za „naukową” i pozostawiam fachowcom do analizy;

[7] Pedia: Dyglosja (z gr. diglossia - dwujęzyczność) – stan, kiedy wersja literacka danego języka odbiega w takim stopniu od wersji potocznej, że mogą one być uznane za odrębne dialekty lub nawet języki. Dyglosja zaczęła występować w epoce cesarstwa rzymskiego w łacinie i grece w związku z tendencjami archaistycznymi w literaturze, jakie nasiliły się w II wieku n.e. W efekcie językiem potocznym ludności greckojęzycznej był tzw. dialekt koine (gr. "wspólny") stanowiący naturalnie rozwijającą się mieszankę dialektów greckich, literaturę natomiast zdominował dialekt attycki z przełomu V i IV wieku p.n.e. (czyli z epoki 600-700 lat wcześniejszej). Współcześnie dyglosja występowała w Grecji pod rządami tzw. pułkowników, kiedy językiem urzędowym była greka "oczyszczona", tzw. katharewusa, natomiast językiem potocznym greka "ludowa", tzw. dimotiki. Przed narodzinami islamu, plemiona arabskie mówiły różnymi dialektami, jednak miały wspólny język, tzw. koine poetycką, wykorzystywany w poezji oraz w kontaktach międzyplemiennych - zawierał on wiele najbardziej powszechnych zwrotów. Przez wieki rolę literackiego języka plemion mongolskich pełnił klasyczny język mongolski. Praktycznie nigdy w znanej nam historii mongolskiego piśmiennictwa nie był to język mówiony (najbardziej zbliżony do żywego języka był w XII lub XIII wieku, kiedy to powstał w oparciu o mówione dialekty ludów mongolskich). Mongołowie posługiwali się na co dzień własnymi dialektami, z których z czasem wykształciły się współczesne języki mongolskie. Co więcej, klasyczny język mongolski, odczytywany był przez poszczególne plemiona zgodnie z prawidłami gramatycznymi i fonetycznymi ich własnych języków. Pisano jednak w sposób zgodny z regułami języka klasycznego;

[8] Przypomniało mi się, jak w młodości, w moim przypadku naznaczonej istnieniem nomenklatury partyjnej i enklaw w postaci budynków komitetów – inaczej rozmawiało się w tych budynkach, w rozmowie z „ważniakami” (byłem aktywny w harcerstwie, potem w ZSP), a inaczej „po ludzku”. Dochodziło do śmiesznych paradoksów: koledzy wracający z „wymiany” z KRLD opowiadali, że „tam” nie ma sensu kurtuazyjne mówienie o sukcesach i dorobku „klasy robotniczej, ludu koreańskiego” (tak jak to „obowiązywało” w polskich komitetach), ale trzeba było zaznaczać wybitną w tym rolę przywódcy Kim Ir Sena;