Na 11 września. Anarchizm, terroryzm a ładu umiłowanie

2012-09-11 17:51

 

Zostałem skomentowany jako anarchista. W domyśle – nosiciel plecaka wypchanego koktajlami Mołotowa. Nie po raz pierwszy, więc warto – w moim własnym interesie – postawić tamę takim przypuszczeniom. Zwłaszcza, że od kilkunastu tygodni zapuszczam brodę.

 

Nie ma ładu, jeśli istniejący porządek ogół postrzega jako obcy, niekiedy wraży, albo przemożny. Reagują - pomijając "zorganizowaną apatię" - trojako.

 

Terroryzm rozumiem jako bezkompromisowy sposób dążenia (poprzez sianie strachu i grozy) do celów obwołanych jako najwyższe, niejako „na skróty”, z pominięciem dorobku kulturowo-cywilizacyjnego w dziedzinie Państwa i Prawa. Imają się terroryzmu zarówno zrozpaczeni „oddolni” (powodowani beznadziejnością legalnych, demokratycznych środków walki o swoje racje) jak też zdeterminowani „odgórni (w tym funkcjonariusze i urzędnicy), którzy posiadaną przez siebie wiedzę „operacyjną” uważają za wystarczającą legitymizację działań „nadzwyczajnych”. Terroryzm „kwalifikowany” opiera się na Organizacji, najczęściej sekretnej, ale też często infiltrowanej przez przeciwnika.

 

Przykładem terrorystycznych działań oddolnych jest strajk (tak, tak, ów niewinny strajk), okupacja ważnych budynków, paraliżowanie infrastruktury, paraliżowanie funkcjonowania urzędów, organów i służb, porwania, gwałtowne zamachy. Przykładem terrorystycznych działań odgórnych są spiski i zamachy stanu (najczęściej w tzw. krajach trzecich), skrytobójstwa i jawnobójstwa (np. Amerykanie lubią do tego używać tzw. dronów), porwania, pacyfikacje (Polska zna instytucję ZOMO), aresztowania (często bez zarzutów) połączone z łamaniem praw człowieka i praw obywatelskich (areszty wydobywcze, tortury). Angielskie słowo „riot” (burzliwość, szalej, oszołomienie) znakomicie oddaje ekstatyczny stan „niezbędny” do działań terrorystycznych.

 

Anarchizm rozumiem jako koncept intelektualny, filozoficzny i polityczny, oparty na negacji wszelkiego monopolu (i wyzysku jako konsekwencji) oraz na odmowie uznania dla trzech podstawowych (wyłącznych) prerogatyw państwowych: prawa używania przemocy, prawa do ustanawiania przymusu oraz samego uprawnienia do stanowienia prawa. Anarchiści na piedestale stawiają dobro jednostki i społeczności prymarnej, która – wciąż od nowa – ma wyłączne prawo do powierzania swojego losu (patrz: powiernictwo) osobom, organom, urzędom, służbom i instytucjom wspólnotowym, samorządowym, pozostającym bez przerwy pod oddolną kontrolą suwerena, jakim jest obywatel i zawiązywane przezeń samorządne wspólnoty.

 

Anarchizm unika Organizacji (słabo mu to unikanie wychodzi), dąży do zahamowania swoich „struktur” na poziomie Ruchu. Dobrym przykładem anarchizmu jest tzw. szara strefa gospodarcza, flash-mob i inne od-internetowe formuły jednoczenia się „dla sprawy, poza kontrolą odgórną”. Słabo rozpoznaną formą anarchizmu są „nieformalne grupy” wewnątrz struktur państwowych i gospodarczych. Np. Struktury Poziome (w latach 1980-1981 ruch społeczny inspirowany przez "Solidarność" zmierzający do zastąpienia hierarchicznego, scentralizowanego zarządzania Państwem - w tym także strukturami PZPR – porozumieniami na szczeblach najniższych, lokalnych) albo Sieć (klucz organizacji zakładowych, doradczych dla KK, należało do niej 280 komisji zakładowych największych przedsiębiorstw państwowych). Na świecie znany jest ruch zwany indygenizmem. Pedia pisze: do polityki anarchizmu należą między innymi decentralizacja władzy, federalizm, egalitaryzm, socjalizm, liberalizm społeczny, samorządność, dobrowolność, pacyfizm, antymilitaryzm, pomoc wzajemna, demokracja bezpośrednia, sprawiedliwość, ekonomia uczestnicząca, akcja bezpośrednia, solidarność międzyludzka.

 

Ładu umiłowanie (ordonalizm?) – nie wyskoczy to w googlarce – to postawa społeczno-polityczna, nieco heroiczna, oparta na czujności związanej z założeniem, że nawet najlepszy ustrój-system ma w sobie zalążki patologii i zakamarki, w których zagnieżdżają się przeciwnicy Piękna, Dobra i Prawdy. Postawa ta każe krytycznie (w sensie heglowskim) przyglądać się wszelkim ludzkim dziełom cywilizacyjnym, szczególnie Państwu, „produkowanym” w imieniu i na rzecz Ludu, przyglądać się im pod kątem „przemycania” elitarnych („klubowych”) interesów partykularnych i geszeftów klik, koterii oraz kamaryli, pod hasłami wzniosłymi i podszywającymi się pod „pro publico bono”. Postawa ta każe naprawiać System-Ustrój nie sposobem „bricolage” (majster-klepka + złota rączka), tylko poprzez podważanie i redagowanie od nowa tego co zasadnicze i pryncypialne.

 

Ordonaliści – to najczęściej „ludzie Systemu”, którzy przechodzą na drugą, dysydencką stronę, zatem System ma ich za groźnych (bo wiedzą, o co chodzi i to negują publicznie), a znów szaracy mają ich za odtrąconych „systemowców”, przechrztów. Nie sposób tu nie wspomnieć o Jacku Kuroniu. Człowiek, który zawierzył ideom propagowanym przez wczesny PRL, nadaktywny w „państwowotwórczych” inicjatywach („czerwone harcerstwo” walterowców), ale też związany z Klubem Poszukiwaczy Sprzeczności, po czym dysydent, który stał się symbolem oporu przeciw „komunie”. W nowej, transformacyjnej rzeczywistości szybko dostrzegł, iż ona nie celuje w sedno oczekiwań, nie buduje obywatelstwa, samorządności. Był jej cichym (wyciszanym) dysydentem, o czym świadczy zarówno SOS i bieda-zupki, jak też szkoła-uczelnia w Teremiskach. Jego książki są niewątpliwe wykładem Ordonalizmu. Moim idolem w tej sprawie jest też Antonio Negri, (współ)autor „Imperium” i „Multitude”, niesłusznie i podstępem skazany i więziony przez „demokratyczne” Włochy. Warto zapoznać się z pojęciem kontrkulturowej, intuicyjnej sieci porozumienia.

 

 

*             *             *

Ordonaliści – to ludzie głębokiej wiary w to, że świat bez wad jest możliwy, choć trudny do „ucelowania”, do tego są gotowi z niemal naiwną nadzieją wypatrywać tego lepszego świata w każdej poważnej zmianie Systemu-Ustroju. Kiedy się zawiodą (a o to nietrudno) – muszą wykrzesać z siebie wspominany heroizm: zbudowany na bezwarunkowym oddaniu sprawiedliwości, wymagający odwagi zwanej cywilną, umiejący „przekroczyć siebie” (zwłaszcza swoje małostki i niedostatki), kiedy gra idzie o najwyższe stawki. Kosztem utraty szans życiowych, kosztem ostracyzmu środowiskowego, niekiedy kosztem represji Systemu-Ustroju albo wrażych działań konkretnych urzędnikó i funkcjonariuszy „oskarżonych” o patologizowanie Systemu-Ustroju, beneficjentów tych patologii.

 

Niech to zabrzmi jak chce: jeśli ktokolwiek chciałby mnie klasyfikować politycznie, umieszczać na jakiejś mapie ideowej – to ja jestem ordonalistą.