Na czym polega kolonializm

2018-07-02 15:14

 

Polska za Piastów kolonizowała broniąc się przed kolonizacją, za Jagiellonów trzymała kolonie będąc kolonizowaną, potem była trój-kondominium zaborców, a potem już trzy razy ją kolonizowano: w okresie międzywojennym służyliśmy Entencie, po wojnie ZSRR, obecnie zaś mamy parę: Europa-Ameryka.

Skąd mi się wziął taki pogląd – wyjaśnię definiując KOLONIALIZM.

U jego początków zawsze leży tzw. Aplikacja: żywioł obcy wnosi do „naszej” rzeczywistości jakiś swój argument: kruszec czy biżuterię, atrakcyjny produkt-usługę, przebojowy element artystyczny czy naukowy, inwestycję gospodarczą, wojsko (zaborcze).

Najczęściej – nie zawsze i nie koniecznie – wniesiony wcześniej argument lub cała ich lista – owocuje oswojeniem nas przez ten obcy żywioł. Oswojenie w płaszczyźnie aksjologicznej (kulturowej) oznacza, że gotowi jesteśmy cudzą wartość (np. demokrację, estetykę) wprowadzić do własnego systemu wartości na wysokiej pozycji, kosztem kilku własnych wartości, które ustępują tamtej miejsca w okolicach szczytu. W warstwie gospodarczej – jesteśmy gotowi owoce swojej gospodarki wyprzedać za bezcen, byle tylko pozyskać obce, choćby przepłacając. Nie działa tu Davida Ricardo koncept „kosztów komparatywnych”, bo zbyt silny jest element mentalno-uzależnieniowy, który zaburza „tynkowe” zrównoważenia.

Kiedy już pozycja obcej „oferty” pozwala jej zagnieździć się u nas w skali znaczącej-istotnej – „obcy” żywioł instaluje się u nas w postaci faktorii, czyli punktów sieciowych: tak robią zarówno banki czy ubezpieczalnie, jak też obcy producenci towarów konsumpcyjnych, ale najbardziej „zaborcze” są obce oferty inwestycyjno-infrastrukturalne: ich oferta obudowana jest całą „nanukulturą” gospodarczą z akcentem politycznym (współpraca z administracją).

Sieci „obce” mają skłonność do eksterytorialności, gwarantowanej albo obecnością własnych „fortów” (jak w czasach rzymskich), albo osobliwym pakietem prawnym (zwolnienia z podatków, odrębne procedury, zgoda na eks-transfer zysków).

I dopiero, kiedy cały ten mechanizm przynosi korzyść stabilną, choćby niewielką – uruchamia się jurgieltnicze wpływy „agenturalne” (tzw. wpływu) poprzez środowiska inteligenckie, np. naukowe, dziennikarskie, artystyczne. Jurgielt nie jest nachalny, najlepsze są fundacje zamawiające opinię, ekspertyzę, itp.

Kiedyś taka inteligencja (TEN odłam) dojdzie do władzy, ale nawet zanim to nastąpi – to się pośród urzędującej władzy (Decydentura, Nomenklatura) znajduje nadambitnych, których uwiera system-ustrój. I daje się im, potencjalnym władcom, możliwość pokazania, że też nie są od macochy, nie w ciemię bici.

Pucz natomiast stosuje się wtedy, kiedy takich „nadambitnych” i „jurgieltników” jest znacząca masa. Wtedy nie trzeba wielkich knowań, by cichcem wesprzeć „zmiany”, za którymi „stoi społeczeństwo, racja stanu” czy co tam jeszcze pisane Dużymi Literami.

Po puczu – na przykład Transformacji (bo to przecież nie musi być awantura pułkownikowska) – można już jawnie korumpować władzę (bo ona jest cała w objęciach obcych) albo nawet opozycje (aby mieć „zapas”, kiedy TA władza się zużyje). Korumpuje się prostymi środkami: popiera się np. budowę autostrad, choć nam one niepotrzebne, ale obcym – niezbędne. Wspiera się przedsiębiorczość – ale nie naszą rodzimą. Itd.

Za takie wsparcie ktoś musi zapłacić: najprawdopodobniej zawsze jest to „nasz” podatnik i konsument.

Anszlus. O, to jest od samego początku cel „aplikacji” i „oswajania”.

Pisałem wielkim skrótem, ale chyba jest jasne, o co chodzi.

Bardzo teraz proszę czytelnika, by sobie powtórzył pierwszy akapit: Polska za Piastów kolonizowała broniąc się przed kolonizacją, za Jagiellonów trzymała kolonie będąc kolonizowaną, potem była trój-kondominium, a potem już trzy razy ją kolonizowano: w okresie międzywojennym służyliśmy Entencie, po wojnie ZSRR, a obecnie mamy parę: Europa-Ameryka.

Aha, definicja urzędowa: Kolonializm to polityka podboju i przejmowania obcych terytoriów oraz podporządkowywania sobie zamieszkującej tam ludności polegająca na utrzymywaniu w zależności politycznej i ekonomicznej krajów słabo rozwiniętych, wykorzystywaniu ich zasobów ludzkich i surowcowych.