Na Północy – bez zmian. Eurowybory…? Śmieszność…!

2019-05-27 05:45

 

Trzy – jeszcze niedawne – potęgi globalne (USA, UE i Rosja) starannie ukrywają kondycję swojego zaplecza ekonomicznego. A jest ona fatalna.

Gospodarka współczesna stoi pod znakiem marek, firm, patentów i walorów (to ostatnie: fundusze, budżety, ubezpieczenia, bankowość). Tzw. Zachód jest pod tym względem w fatalnej nierównowadze, polegającej na koncentracji tych czterech czynników pod kontrolą USA, zaś sama Ameryka przewagę te dyskontuje nieracjonalnie (jakież delikatne słowo dobrałem), brnąc w militaria (w tym w inwigilację), ale też brnąc w trwający od 300 lat drenaż wszystkich i wszystkiego, co wywołuje oczywisty opór i czyni USA kolosem na glinianych nogach.

Bo tzw. amerykański styl życia jest wystarczająco płytki i pusty, aby rzeczywiście porwał za sobą glob. Jedyne, co wiąże Ludzkość z USA – to domniemanie demokracji, opartej na wolności, demokracji, rynkowości. Tyle że wszystkie trzy wartości prymarne Północy – to w przypadku USA atrapy, ściemy cywilizacyjne. Garnizonia na wzór rzymskiej (vide: korporacje zastępujące faktorie, a bazy wojskowe zastępujące forty) – nie pozostawia żadnego miejsca na jakiekolwiek przejawy umiłowania tych wartości.

Podstawowym zamiarem USA na najbliższe dziesięciolecia – jest zdławienie konkurencji, dziś utożsamianej przez Chiny. Pisze na ten temat od dawna, nie będę się rozwodził. Przypomnę tylko, że chińską alternatywą dla amerykańskiego drenażu jest globalna spółdzielnia giga-inwestycyjna. Cokolwiek (złego) powiedzieć o światowych globaliach – sympatia, nadzieje i oczekiwania wobec Ameryki wygasają, wobec Chin zaś – niepewnie idą w górę.

Śmiertelnym zatem spazmem amerykańskim jest postawienie zapory projektowi nr 1 w polityce globalnej Chin – czyli Yídài yílù (po angielsku: One Belt, one Road, po polsku Nowy Jedwabny Szlak. Kto nie pamięta, wyjaśniam: projekt ten polega na utworzeniu roju „dolin krzemowych” (karawanserajów), od wschodnich Chin po europejski Atlantyk, nanizanego na infrastrukturę drogową, kolejową, światłowodową, rurociągową, itd. Jest to projekt z założenia (jak dotąd) naziemny, który z czasem wzniesie się ponad konieczność kotwiczenia na powierzchni globu, ale zanim to nastąpi – będzie potrzebował rozwiązań lądowych.

/na wszelki wypadek jeszcze raz wzywam: przestańmy biadolić o prawach człowieka i podobnych demokratyzmach – bo tego na długo nie ma nawet tam, gdzie sami mieszkamy, a na pewno nie tam, gdzie wszyscy sądzą, że jest/

USA nie wywoła samobójczej wojny naziemnej w stylu tradycyjnym (ogień, pożoga, trup gęsto ścielony), ale stara się postawić żywą tamę projektowi chińskiemu. Taką fizyczną barierę, w postaci rozmaitych black-out’ów.

Dla mnie jest jasne, że naziemną przestrzenią dla tej amerykańskiej broni najnowszej generacji jest Europa Środkowa. Piszę o tym we wczorajszym eseju (Despekt środkowo-europejski, przetrwanie przez rozmemłanie: TUTAJ), opisując ruchy robaczkowe mające Europę Środkową doprowadzić do roli Vice-Syjonu, rządzonego ustrojem nazwanym przeze mnie Neo-Chasydią.

Europa zaś – która w tym scenariuszu ma być ofiarą porażki projektu Yídài yílù – nadal trzyma się wyimaginowanego Rynku, Wolności i chrześcijańsko-podobnej Demokracji. Z domieszką nacjonalizmu, jakże nieodzownego w Europie od zawsze…!  Tak przynajmniej sądzę po wynikach „wyborów”, czyli testu na refleks, który Polska zdawała wczoraj przy urnach.

Ani Komisji Europejskiej (czyli „Rady Nadzorczej Budżetu”), ani tym bardziej atrapy w postaci Euro-Parlamentu – nie stać na projekt wychodzący naprzeciw Chinom, choćby w postaci wyłomu w zasiekach stawianych przez USA w Europie Środkowej. Dobitnie świadczy o tym ostateczny upadek Brexitu.

Europa odizolowana od Chin instalacjami blokującymi „naziemne” projekty chińskie – pozostanie zależna od dobrej woli USA, tej zaś jest coraz mniej, bo Ameryka musi drenować, aby przeżyć i pogłębiać militaryzację.

Kogo to jednak obchodzi, zwłaszcza w Polsce, wiernej po grób Krajowi Zamorskiemu, paradującej coraz jawniej w myckach z Lewantu. Po grób…