Nadkoncentracja. Dekoncentracja. Demokracja

2014-07-28 12:10

 

Miejsce państwa zajmie system wzajemnej pomocy. Prawa w społeczeństwie pozbawionym władzy państwowej zastąpią umowy pomiędzy zainteresowanymi, w drodze których realizowane będą funkcje państwa. Na podstawie zawartych umów działać będą różnorakie stowarzyszenia współdziałające ze sobą. Umowę społeczną definiujmy następująco: "Umowę, kontrakt wzajemny, charakteryzuje to, że na mocy tego kontraktu zwiększa się wolność i pomyślność człowieka – umowa jest aktem, na mocy którego dwóch lub więcej ludzi układa się, że zorganizują między sobą w określonej mierze i w określonym czasie tę siłę przemysłową, którą nazywamy wymianą; zgodnie z tym zobowiązują się jeden wobec drugiego i wzajemnie gwarantują sobie pewną sumę usług, produktów, korzyści, obowiązków itp., jakie są w stanie sobie wzajemnie świadczyć, pozostając zresztą absolutnie niezależni zarówno w sprawach spożycia, jak i wytwarzania". Każdy obywatel społeczeństwa wnosi do niego swą pracę, usługi, mienie, rozum, w zamian za te same wartości, które otrzymuje od innych. Dodatkowo ma tyle praw, ile wynosi jego wkład. Taka umowa powinna być oparta na zasadzie równości, poddana nieskrępowanej, swobodnej dyskusji i przez każdego kontrahenta własnoręcznie podpisana.

Autorytet, rząd, władza, państwo - każde z tych słów oznacza to samo - środek nacisku i wyzysku... Ktokolwiek kładzie na mnie rękę, aby mną rządzić, jest uzurpatorem i tyranem - uważam go za swego wroga. To wszystko powyżej – słowa Pierre-Josepha Proudhona, francuskiego polityka, ekonomisty, socjologa i dziennikarza.

Kiedy ktoś sam siebie nazywa anarchistą – to wcale nie oznacza, że nim jest. Otóż Proudhon był raczej piewcą demokracji opartej na swobodach obywatelskich i wspólnych prawach.

 

*             *             *

Niezbywalnym, nieodzownym, koniecznym wymiarem demokracji jest dekoncentracja. Zacznijmy od wyjaśnienia tego pojęcia.

Ja i Ty różnimy się od siebie znacznie. Co prawda, mamy mniej-więcej podobny metabolizm, poziom intelektualny, zdolność komunikowania się, naturalną żywotność ekonomiczną – ale każdy, kto nas widzi razem czy osobno – potrafi nas rozróżnić odruchowo, bez zastanawiania się. No, chyba że jesteś moim bliźniakiem, którego dotąd nie było mi dane poznać.

Od biedy możemy się zgodzić, by nas „przebierano” pod jakiś schemat: zbliżone normy obyczajowe (np. taka, że warto się ubierać idąc „między ludzi”), podobne przepisy (np. poruszanie się prawą stroną traktu), nawet instynkty w miarę jednolite (zbliżając się do drugiego człowieka zakładamy, że nas nie pobije).

Bardzo nisko jednak mamy zainstalowany próg samostanowienia. To znaczy, że raczej trudno znosimy wszelkie regulacje aktywnie skierowane w naszą stronę. Każde z nas ma własną wolę i każde jej ograniczenie, kiedy nie widzimy związku tego ograniczenia z naszą korzyścią większą niż koszt ograniczenia – odbieramy jako opresję, ucisk, uciemiężenie. Są, co prawda, liczne sytuacje, w których wolimy by nami pokierowano, albo by za nas (odpłatnie lub urzędowo) czyniono rozmaite działania – ale raczej wolimy, byśmy to my decydowali, które to sprawy i kiedy.

Tymczasem nasz codzienne życie zagęszcza się od opresji. Używając żartobliwego eufemizmu, „nawet we śpiąc łamiemy jakieś przepisy”. Tyle jest regulacji, norm, standardów, wymagań, obowiązków. O istnieniu co najmniej połowy z nich nie mamy zielonego pojęcia, że istnieją (co nas nie zwalnia od odpowiedzialności za ich złamanie), a nie zgrzeszę, jeśli powiem, że 99% tego „dorobku” powstała bez naszego udziału, wiedzy i woli. Czyli – ktoś je nam narzucił.

Teoretycy Państwa znają i wałkują od setek lat pojęcie umowy społecznej: Thomas Hobbes, Lewiatan (w oryginale Leviathan, 1651), John Locke, Drugi Traktat o Rządzie (w oryginale Second Treatise on Government, 1689), Jean-Jacques Rousseau, Umowa Społeczna, lub Zasady Politycznego Prawa (w oryginale The Social Contract, or Principles of Political Right, 1762), Pierre-Joseph Proudhon, De la Création de l’Ordre dans l’Humanité, 1843 oraz Du Principe fédératif et de la nécessité de reconstituer le Parti de la Révolution, 1863, John Rawls, Teoria Sprawiedliwości (w oryginale A Theory of Justice, 1971), Guy Ankerl, Towards a Social Contract on a Worldwide Scale: Solidarity contracts. Research series, 1980, Patrick Riley, Will and Political Legitimacy: A Critical Exposition of Social Contract Theory in Hobbes, Locke, Rousseau, Kant, and Hegel, 1982, David Gauthier, Morals by Agreement, 1986, Ronald Dworkin, Imperium Prawa (w oryginale Law's Empire, 1986), Thomas Nagel, Equality and Partiality, 1991, Philip Pettit, Republikanizm: Teoria Wolności i Rządu (w oryginale Republicanism: A Theory of Freedom and Government, 1997), Thomas Michael "Tim" Scanlon, What We Owe to Each Other, 1998. Znajdujemy te wątki u Aśoki I Epikura.

Rosyjskojęzyczna Pedia podaje znakomite porównanie trzech głównych-klasycznych autorów rozważających pojęcie umowy społecznej (tłumaczenie własne):

 

Postawa społeczna ludzi w sytuacji „bezpaństwowej”

Czego dotyczy umowa społeczna

Co daje ogółowi ludności fenomen Państwa

Hobbes

Wojna wszystkich ze wszystkimi o wszystko

bezpieczeństwo

Ochrona życia obywateli

Locke

Prawa przyrodzone każdemu

wolność

Swobody i własność prywatna

Rousseau

Każdy czyni wedle osobistego interesu

ład i demokracja

Korzyść społeczna (wspólna)

 

Badacze tematu rzadko to zauważają, ale wszyscy trzej autorzy zamieszczeni w tabelce przyjmują „z dobrodziejstwem inwentarza” założenie, iż „umowa społeczna” oznacza istnienie scentralizowanego nad-ośrodka politycznego stojącego na straży, redagującego i interpretującego sens umowy społecznej.

Właśnie ten niedostatek wychwycił Proudhon, najbardziej czynnie spierając się w tej sprawie z Karolem Marksem, współżyjącym, nieco młodszym (P – 1809-1865, M – 1818-1883). I stanowczo opowiadał się (Proudhon) przeciw koncentracji politycznej i gospodarczej, w pracach tak licznych, że trudno się pomylić w interpretacji tego, co myślał. Zatem – w jego imieniu, widząc przeszłość słowa „anarchizm”, objaśniam: Proudhon użył tego słowa definiując swoją niezgodę na scentralizowaną i skoncentrowaną opresję „władcy” (Państwa) sformalizowaną w postaci wszechogarniającego Prawa. Joseph Déjacque, wyczuwając niebezpieczeństwo zainstalowane w słowie „anarchizm”, zaproponował w debacie słowo „wolnościowiec” (la libertaire), co dziś tłumaczone jest niepotrzebnie jako „libertarianin”.

Adam Danek, pisze: „Wolność człowieka powinna podlegać tylko tym ograniczeniom, na które sam dobrowolnie wyraził on zgodę. Inne podmioty mogą mieć nad nim tylko tyle władzy, ile sam im jej przyznał. Dlatego niczego chyba „wolnościowcy” nie darzą tak zapiekłą nienawiścią, jak idei posłuszeństwa: podlegania komuś z zasady, a nie na mocy własnej decyzji. Człowiek nie może przecież być zmuszony do słuchania kogoś jedynie dlatego, że ów ktoś jest od niego lepszy, mądrzejszy, starszy, wyżej postawiony (nie na podstawie umowy) czy po prostu potężniejszy”.

Nic dodać, zwłaszcza jeśli zważymy, że napisał to konserwatysta i monarchista.