Nagość

2012-06-17 07:20

 

Czekałem z tym tekstem od początku, choć już w innej notce pisałem: „Jeszcze tylko dwa mecze i Polska zastygnie w pozie zdziwionej ofiary „capcarapcap w biały dzień”, wtedy dopiero pogodzi się z trudną do zaakceptowania postawą (usłużnego dobrodzieja-kelnera), jakiej oczekuje od niej piłkarska Europa” (patrz: Haratanina). Pisałem też: „Niech wylezie ze mnie szowinizm. Jeśli facet tuż po uzyskaniu formalnej dorosłości, który na oczach milionów obserwatorów swoją robotę wykonuje byle jak, a zarabia tygodniowo tyle, ile ja przez kilka lat za pracę dającą chyba Krajowi więcej, i do tego nic mu się za to nie dzieje, choć ja wyleciałbym na zbity pysk za porażki o niebo mniejsze – to mam dobry powód do zastanowienia się, czy wszystko w tzw. systemie jest postawione we właściwy sposób. Zwłaszcza jeśli wiem, że kasta ludzi związanych z tzw. sportem obraca w podobny sposób miliardami dziennie, a krzywda nie dzieje się nawet największym leserom i przekręciarzom (czym jest kilka lat w odosobnieniu, jeśli nawet „pod celą” robi się interesy, a i bez tego życie ma się ustawione?)”.

 

Czekałem od początku, by dotarła do „myślących pozytywnie” oczywista oczywistość, mająca u nas zawsze wymiar porażki, jak zwykle zaskakującej, niesprawiedliwej, niewytłumaczalnej choć „usprawiedliwonej”. Kiedy teraz patrzę na tzw. ekspertów i słucham ich plątaniny, wykręcania się z wcześniejszego „zamówionego” optymizmu – mam odruchy niesanitarne.

 

Całym sercem i duszą zależy mi na sukcesach Polski i Polaków. Ale nie wtedy, kiedy od początku gołym okiem widać, o co chodzi w tej całej zabawie: dużo gadać, nic nie robić, na co dzień „kręcić lody”, igrzyskami przesłonić codzienność, dalece od igrzysk odbiegającą. Takich sukcesów to ja nie chcę i nie kibicuję tym, którzy mi taki szwindel oferują.

 

Niechże zatem Czytelnik – na podstawie powyższego – porzuci myśl, że ponosi mnie wściekłość po utracie życiowej – podobno – szansy. Polskie piłkarstwo jest jak wszystko, czego ima się polityka (nikt nie daje już się nabrać na apolityczność sportu): najpierw obławiają się cisi i jawni mieszacze, następnie rozmaici „dobrodzieje” mający rozmaite wyłączności, potem aktorzy odgrywający rolę sportowców, trenerów, szkoleniowców, prezesów, coś z tego ma garstka popleczników zwanych wiernymi kibicami – a reszta do interesu dopłaca więcej niż to warte, ale żeby tego nie zauważyła, oraz aby nie zauważyła całego szwindlu – robi się z tego teatrzyk.

 

Zaplecze się liczy, liczy się to co za kulisami. O gospodarce piszę, o polityce, piłka to element teatrzyku. Każda piłka, również ta, w której szczęśliwie dla polityków odnosimy rzeczywiste sukcesy.

 

Zielonowyspowość rozdymana zastrzykami z zewnątrz, przerobionymi statystykami i niebotycznym Pi-aR-em – podtapia się, co zauważają nawet najwięksi piewcy polskiej drogi do gospodarczego sukcesu. Bezrobocie – skrywane za wielką emigracją „na saksy” oraz umowami śmieciowymi – wyłazi na wierzch. Niesprawność całego sektora „poziomu cywilizacyjnego” (ochrona zdrowia, edukacja, emerytury, badania naukowe) – poraża. Zapaść infrastruktury, jej niebezpieczna awaryjność i „pozanormatywność” – aż boli. Obszar nędzy i postępujących wykluczeń kwitnie tak, jak powinna kwitnąć gospodarka. Szanse awansu, a choćby uratowania życia – mają już tylko nieliczni. Najlepiej mają się ci, którzy potrafią zakręcić się koło szczytów polityki, nawet jeśli są artystami, sportowcami, społecznikami, naukowcami.

 

„Nic się nie stało, nasz świat się nie zawalił” – powiada kapitan Błaszczykowski. Tak samo z uporem powtarzają ministrowie i kierownicy rozmaitych urzędów, ale co bardziej sekretne służby i resorty siłowe na wszelki wypadek ćwiczą rozprawianie się z niebezpiecznym tłumem, że niby walczą z kibolami. Zresztą, tak ćwiczą jak umieją.

 

Smudzie kończy się kontrakt za kilkanaście dni. Ale są inni „selekcjonerzy” w naszym kraju, którym kontrakty kończą się nieco później. Trzeba je szybko skrócić, każdy dzień ich „selekcjonerstwa” – to ofiary w majątku, w ludziach i w ogólnej kondycji społeczeństwa.

 

Ciekawe, czy teraz na salonach, tych politycznych i tych medialnych, więcej do powiedzenia będą mieli ci, których nie da się zwieść ściemą igrzysk…